17.08.2015

Capitulo 45

Rozdział dedykuję Sheili

       Odwróciłam się, aby móc spojrzeć jej prosto w twarz.
     - No co? Nie możesz mieć o to do mnie pretensji - jej uśmiech złagodniał. - Jest piękny i bogaty. To połączenie, któremu nie można się oprzeć.
     - Czy ja się nie przesłyszałam? Czyli zależy ci tylko na jego pieniądzach - prychnęłam z odrazą, kręcąc głową.
     - Nie. Tu nie chodzi o pieniądze, a o jego sposób bycia. 
     - Miał ci się oświadczyć.
     - Tak, a ja głupia uciekłam. Uważam to za największą pomyłkę swojego życia - oznajmiła, sięgając dłonią do szyi, dotykając jej długimi palcami. - Byłam młoda i w pewien sposób Jorge mnie przerażał. Ale dopiero we Francji zdałam sobie sprawę, że popełniłam ogromny błąd.
     - I przyjechałaś tutaj, chcąc go naprawić? 
     Jej odpowiedź była szybka:
     - Tak.
     - Zdajesz sobie sprawę, że on ma dziewczynę?
     - To nie jest dla mnie problemem. Powinnaś wiedzieć, Martino - zaczęła, patrząc na mnie dużymi, jasnoniebieskimi oczami - że Jorge powiedział mi jak ważną rolę odgrywasz w jego życiu. Jednak to mi wcale nie przeszkadza. Już raz mnie pokochał, drugi to tylko kwestia czasu - gdy tylko te słowa opuściły jej usta, zamarłam.
     Nie byłam w stanie wydusić ani słowa. Blair zaskoczyła mnie. Chciałam być silna. Chciałam pokazać blondynce, że jej słowa nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Ale nie potrafiłam tego zrobić. Jedyne na co było mnie stać, to odejść i zachować resztki godności.
     - Przepraszam - rzuciłam i rozejrzałam się za ukochanym.
     Po chwili dostrzegłam go przy barze. Ruszyłam więc w tamtym kierunku. 
     Dotarłam do niego akurat w momencie, kiedy odwracał się od barmana z dwiema szklaneczkami w dłoniach. Złapałam jedną z nich i wychyliłam z takim rozmachem, że zabolały mnie zęby, gdy uderzyły o nie kostki lodu.
     - Tini - zaczął z nutką napomnienia, chociaż na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
     - Wychodzę - oznajmiłam beznamiętnie, odstawiając pustą szklankę na ladę. 
     Jorge gwałtownie nabrał powietrza, a jego twarz stała się bledsza. Chociaż może to wina oświetlenia...
     - Co? Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak?
     - Nie, Jorge, nic nie zrobiłeś - zadrwiłam.
     - O co ci chodzi? - złapał mnie za ramię.
     - O co mi chodzi? To nie ja cię okłamuję. Mówiłeś, że związki to nie twoja bajka. Że nigdy wcześniej żadna kobieta, nie wyzwoliła w tobie takich emocji jak ja. A właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że prawie się zaręczyłeś.
     Teraz miałam pewność, że to nie światło sprawiło, ze twarz szatyna stała się kredowobiała. Zacisnął zęby i spojrzał za mnie, wściekle lustrując kogoś wzrokiem. Mogłam się domyślić, że chodzi o Blair.
     - Martino - w jego ustach moje imię brzmiało spokojnie i zmysłowo. - Ja... ja nie potrafię Ci tego wyjaśnić - podszedł bliżej i końcówkami palców przesunął po moim ramieniu. 
     Pod wpływem jego dotyku, na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Prawie poddałam się temu uczuciu, jednak w ostatniej chwili zdążyłam się opamiętać. Zmierzyłam go wzrokiem i odsunęłam się minimalnie. 
     - Nie rozumiem co mi chcesz wyjaśniać. To jest proste. Okłamałeś mnie - powiedziałam z wyrzutem.
     - O co ci chodzi, Tini? - złapał moje ramię. - To nie jest powód, byś tak po prostu wyszła.
     - Nie jest? - wpatrywałam się w miejsce, w którym jego ręka mnie trzymała. - Ufałam ci. Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz. 
     - Nie skrzywdziłem Cię - jego twarz była opanowana, a głos cichy i spokojny. 
     Gdyby ktokolwiek przyglądał się naszej rozmowie, nie byłby w stanie domyślić się, jak wielkie napięcie rosło między nami. Ale ja widziałam furię w jego oczach. 
     - To dlaczego czuję się wykorzystana i niepotrzebna? - zapytałam, po dłuższej chwili wahania. 
     - Tyle razy ci powtarzałem, że cię potrzebuję. Blair to przeszłość - przerwał, by po chwili dodać: -Tylko ty się liczysz.
     - Ale to nie zmienia faktu, że mnie okłamałeś. W tej chwili nie mogę na ciebie patrzeć. Przykro mi - odwróciłam się i prawie biegiem ruszyłam ku wyjściu.
     Tym razem mnie nie zatrzymał. Jego dłoń nie odnalazła mojego ramienia. Z jednej strony byłam za to wdzięczna. W końcu sama tego chciałam. Ale z drugiej strony coś mnie zabolało.
     Pozwoliłam, by łzy opuściły moje oczy, zmywając makijaż. Czarne smugi spływały po moich policzkach, aby po chwili spocząć na moim ubraniu, zostawiając po sobie ciemne plamy. Zamglony wzrok utrudniał mi widoczność. Jednak to nie powstrzymało mnie przed opuszczeniem lokalu.

***

       Blair to przeszłość. Te słowa krążyły w mojej głowie od jakiś kilkudziesięciu minut. Tylko ty się liczysz. Tak bardzo chciałabym w to uwierzyć, ale nie potrafię.
     Strach jest silniejszy ode mnie. A jeżeli to wszystko kłamstwa? Jeżeli tak naprawdę byłam jakimś rodzajem pocieszenia? Nigdy nie powiedział mi co tak naprawdę do mnie czuje. Potrzebuję Cię. I nic więcej.
     Spojrzałam w lustro. Opuszkami palców dotknęłam swojego policzka. W odbiciu widziałam zupełnie inną osobę. Nie byłam tą samą Martiną. Odkąd poznałam Jorge'a stałam się bardziej pewna siebie, świadoma swoich kobiecych wdzięków. Wcześniej nie zależało mi na zwróceniu uwagi płci przeciwnej. Wręcz przeciwnie. Starałam się być jak najmniej widoczna.
     - Martina? Wszystko w porządku?
     - Tak - podeszłam do drzwi, otworzyłam je i wyszłam na korytarz, stając przed szatynem. - W jak najlepszym.
     - Na pewno? - zapytał, a ja nie mogłam go siebie dłużej oszukiwać.
     Po raz kolejny tego wieczoru dałam upust swoim emocjom. Mężczyzna widząc to, otoczył mnie ramionami. Słone łzy moczyły jego koszulę, ale nie skomentował tego. Jedną dłonią przyciskał mnie do siebie, a drugą delikatnie gładził mokre włosy.
      - Będzie dobrze.

***

     Siedziałam na kanapie, trzymając w dłoni kubek z gorącym kakao i czekałam, aż Clement skończy rozmawiać przez telefon. Gdyby nie on i jego refleks prawdopodobnie by mnie tutaj teraz nie było.

     Będąc już na zewnątrz klubu, zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jakiejś taksówki. Dostrzegłam jedną po drugiej stronie jezdni. Ruszyłam w tamtym kierunku, nie rozglądając się. Czego po chwili pożałowałam.
     To działo się zbyt szybko. Nie zdołałam nawet zrobić trzech kroków, gdy usłyszałam ostry pisk opon samochodu, który potrąciłby mnie, gdyby nie czyjaś ręka, która mnie w porę odciągnęła. W powietrzu rozbrzmiał głośny dźwięk klaksonu, który ranił moje uszy jeszcze bardziej niż głośna muzyka wewnątrz klubu.
     - Co ty robisz?! - uderzyło mnie mocne uczucie, że gdzieś już kiedyś słyszałam te słowa, w podobnej sytuacji.
     To był moment, w którym poznałam Jorge'a. To on skierował w moją stronę te same słowa. Na to wspomnienie łzy zaczęły szybciej toczyć się po mojej twarzy, chociaż nie sądziłam, że jest to możliwe. 
     - Przepraszam - wymamrotałam, nie przestając płakać.
     Mężczyzna, który mnie uratował, odwrócił mnie twarzą do siebie. Odgarnął włosy z twarzy i uniósł podbródek.
     -  Martina?

     - Martina? O czym myślisz? - zapytał, chowając telefon do kieszeni.
     - Chyba raczej o kim - poprawiłam.
     - Zadzwoń do niego.
     - To chyba nie jest najlepszy pomysł - burknęłam.
     - Zadzwoń do niego - powtórzył, podając mi mój telefon.
     Westchnęłam z rezygnacją i w kontaktach wyszukałam Jorge'a. Przed naciśnięciem słuchawki, zawahałam się. Co ja mam mu tak naprawdę powiedzieć? Tymczasem Clement widząc, że chcę zrezygnować z jego pomysłu, kliknął zadzwoń za mnie.
      Nie mogąc już tego cofnąć, przyłożyłam telefon do ucha. Po trzech sygnałach ktoś odebrał.
     - Halo?
    Ale to nie był mój ukochany.