30.07.2014

Capitulo 2

                        

      Podniosłam głowę. Ujrzałam starszego mężczyznę. Wyglądał na jakieś pięćdziesiąt lat. Był wysoki, szczupły. Przypominał mi kogoś. Tego młodego mężczyznę, który mnie tak okropnie potraktował.
     - Czy to mój syn? - zapytał.
     Pokiwałam głową. Podał mi chusteczkę. Wytarłam łzy, po czym schowałam ją do torebki.
     - Co takiego zrobił?
     Opowiedziałam mu dlaczego był zły oraz powtórzyłam dokładnie to, co mi powiedział.
     - Nie mam czego tu szukać - wyjąkałam na koniec i ponownie się rozpłakałam.
     Przytulił mnie do swojej piersi. Poczułam jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim wnętrzu. Tak samo czułam się przy moim tacie. Już nie płakałam tylko przez jego syna, ale również z tęsknoty za rodzicami. Za mamą i tatą. Wszystkie wspomnienia powróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Szczególnie te związane z tatą. Nasze wspólne spacery, wyjazdy, biwaki nad jeziorem. To jak uczył mnie wielu rzeczy. Pływania, wędkowania, jazdy na rowerze, a nawet gotowania. Uwielbiałam jego potrawy, jednak rzadko coś przyrządzał. Zwykle robiła to mama. Tata tylko czasami królował w kuchni. Wtedy zawsze siadałam na stołku i go obserwowałam. Lubiłam na niego patrzeć. Widać było, ze sprawiało mu to ogromną przyjemność, a teraz?
      - No już, spokojnie. Dostaniesz te pracę. - spojrzałam na niego zdezorientowana. Chyba mi się przesłyszało.
       - Słucham?
       - Dostaniesz pracę. Będziesz sekretarką mojego syna. Witamy w firmie panno...
       - Stoessel. Martina Stoessel - powiedziałam, uśmiechając się przez łzy. Odwzajemnił mój uśmiech.
       - Christian Blanco. Mojego syna już poznałaś. Ma na imię Jorge. Bo chyba ci się nie przedstawił, a nigdzie tego wyczytać nie mogłaś, bo to ja zamieściłem ogłoszenie. Potrzebna mu sekretarka, a ty się do tego idealnie nadajesz.
        Zaniemówiłam. Spodobało mi się to, że będę tu pracować. Ale czy wystarczy mi na to sił? Praca z Jorge'm nie brzmi za fajnie. Nadal jest na mnie zły, a jeśli jeszcze się dowie, że to ja będę jego sekretarką, to już będzie dla niego szok. W sumie, to całkiem niezły pomysł. Skoro on mnie upokorzył, to ja mu się odegram.
       - Dziękuję, panie Blanco. Kiedy mogę zacząć?
       - Przyjdź jutro na ósmą.
       - Jeszcze raz dziękuję - rzuciłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
       Gdy dotarłam do domu zaczęły mnie dręczyć wątpliwości. Jak ja mam niby się na nim odegrać? Przecież mogę stracić pracę. On jest w lepszej pozycji. Może sprawić, że ta praca będzie dla mnie koszmarem. Mogłam się nie zgodzić. Nie chce pracować z kimś takim. Boje się. Mam tylko nadzieję, że do jutra trochę ochłonie.
        Odłożyłam torebkę na stolik. Zamówiłam sobie pizzę, ponieważ nie chciało mi się przygotowywać obiadu. Czekając na nią, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Po dwudziestu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
        Stała tam moja najlepsza przyjaciółka Lodovica razem z pizzą. Miała ona czarne włosy i była trochę wyższa ode mnie. Pochodziła z Włoch.
         - To teraz pracujesz w pizzerii? - zapytałam ze śmiechem.
         - Taa... - również się zaśmiała - nie wpuścisz mnie?
         Odsunęłam się trochę, żeby mogła wejść. Zamknęłam drzwi i odebrałam od niej pizzę. Lodovica poszła usiąść na kanapę, a ja ruszyłam do kuchni po dwa talerze. Wróciłam do przyjaciółki. Nałożyłyśmy sobie po kawałku, polałyśmy sosem i zaczęłyśmy jeść.
          - To opowiadaj. Co cię skłoniło, żeby mnie odwiedzić? - zapytałam. Momentalnie posmutniała - Lodo? Co się stało?
          - Pamiętasz Tomasa? - pokiwałam głową. Tomas był jej chłopakiem. Jak mogłam go nie pamiętać.
          - Co zrobił?
          - Właściwie to nic. Nadal jesteśmy szczęśliwi, z tym, że wyjeżdża. Wraca do Madrytu.
          - Ale dlaczego?
          - Bo go to przenoszą. Będzie tam pracował. Ale to nie jest najgorsze. Otóż, zamiast niego do Buenos Aires przyjeżdża jakiś Xabiani Ponce De Leon.
          - Co za nazwisko - zaśmiałam się.
          - Tini, to nie pora na żarty. On przez jakiś czas ma zamieszkać u nas w domu. Jak ja mam mieszkać z obcym mężczyzną pod jednym dachem?
          - A przystojny chociaż jest? - zapytałam.
          - Nie wiem, nie widziałam go jeszcze. Tini, ja mam chłopaka.
          - Kochasz go?
          - Chyba nie... Ostatnio między nami się nie układa. Mam wrażenie, że to co najlepsze już minęło i nigdy nie wróci. To było zwykłe zauroczenie. Nic więcej.
          - To skoro on wyjeżdża, rozstaniecie się, to będziesz mogła zaszaleć z tym całym Xabim.
          - Tini - zbeształa mnie - tobie tylko takie rzeczy chodzą po głowie.
          - Jakie? - nie mogłam przestać się śmiać. Lodo pokręciła głową i spojrzałam na zegarek.
          - Już późno, powinnam się zbierać. Do zobaczenia.
          Wstałyśmy. Odprowadziłam ją do drzwi.
           - Daj mi znać, kiedy go poznasz. Wtedy niby przypadkiem do ciebie wpadnę.
           - Zgoda - uśmiechnęła się. Miała ładny uśmiech. Ogólnie była bardzo pogodną osobą, chociaż czasami nadpobudliwą.
           Pożegnałyśmy się. Wróciłam do salonu, żeby posprzątać. Puste pudełko wyrzuciłam do kosza i pozmywałam naczynia. Spojrzałam na zegarek. Dziewiętnasta.
           Wzięłam piżamę z sypialni i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Lubię gdy strumienie wody spływają po moim ciele. To doskonale odpręża. Podczas pobytu Lodo nie rozmyślałam za bardzo o jutrzejszym dniu. Teraz znowu to do mnie przyszło. Nawet ciepły prysznic nie pomógł mi się rozluźnić.
          Wytarłam ciało ręcznikiem i ubrałam piżamę. Wyszczotkowałam jeszcze zęby oraz rozczesałam włosy. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i włączyłam jakiś film. Komedia. Może być.
          Była całkiem niezła. Gdy się skończyła, wyłączyłam telewizor i poszłam do sypialni. Położyłam się na łóżku. Dość szybko zasnęłam. Jednak jak co noc, dręczyły mnie koszmary. Obudziłam się z krzykiem o szóstej cała spocona. Przetarłam oczy. Już nie zasnę. Wyszłam z łóżka i postanowiłam, że skoro mam tak długo czasu wezmę długi prysznic. Przyda się przed dzisiejszym dniem.
           Ubrałam czarną spódniczkę, białą bluzkę oraz granatową marynarkę. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zjadłam śniadanie. To wszystko zajęło mi dużo czasu, ponieważ za bardzo się nie spieszyłam. Powolnym krokiem wyszłam z mieszkania.
           Dotarłam do firmy. Pojechałam windą na trzecie piętro. Wysiadłam z niej. Pan Blanco siedział za biurkiem. Nagle podniósł głowę i spojrzał przed siebie. Gdy tylko mnie zauważył, wstał i wyszedł zza biurka. Powolnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Weszłam za szklane drzwi. Chciałam powiedzieć dzień dobry, lecz nie dał mi na to szansy.
          - Przecież ci powiedziałem, że nie masz tu czego szukać. Już mam sekretarkę.
          Odwróciłam się. Rzeczywiście, stała tam jedna z dziewczyn, które wczoraj tu przyszły. Spojrzałam na Jorge'a nic nie rozumiejąc.
          - To twój ojciec nic ci nie powiedział?

4 komentarze = kolejny rozdział

26.07.2014

Capitulo 1

                               

   






   
     Przeciągnęłam się na łóżku. Powoli otwarłam oczy i spojrzałam na zegarek. Trzydzieści minut po ósmej. Jestem spóźniona. Znowu źle spałam. Jest tak od dwóch miesięcy. Odkąd... Zacisnęłam powieki, powstrzymując się od łez. Nie chciałam teraz o tym myśleć.
     Wyszłam szybko z łóżka i pognałam do łazienki. Po umyciu zębów, rozczesaniu lekko skołtunionych włosów o odcieniu ciemnego blondu, przemyciu twarzy oraz zrobieniu lekkiego makijażu, poszłam się ubrać. Założyłam obcisłą, czarną spódniczkę, sięgającą mi do połowy uda oraz białą koszulę. Na nadgarstku zapięłam złoty zegarek, pamiątka po rodzicach. Weszłam na chwilę do kuchni, aby zjeść jeszcze płatki z zimnym mlekiem.
    Spojrzałam ponownie na zegarek. Dziewiąta. Godzina spóźnienia. Ugh... Wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je na klucz, po czym pobiegłam do windy. Nacisnęłam guzik. Szybciej. Nie mam na to czasu. Skierowałam się w stronę schodów. Cztery piętra to trochę dużo, ale lepsze to niż ta wolna winda. Wybiegłam zgrzana z bloku. Tylko żebym za bardzo się nie spociła. Nie chcę źle wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej. Zamierzam pracować w biurze. W firmie słynnej rodziny Blanco. Mam tylko nadzieję, że przyszło dużo osób, dzięki temu mogę jeszcze zdążyć. Co ja mówię? Im ich przyjdzie więcej, tym mniejsze będą moje szanse.
     Na szczęście nie mieszkam daleko od mojego potencjalnego miejsca pracy. Tylko trzy ulice dalej. Postanowiłam, że pobiegnę. Będąc kilka metrów od biurowca musiałam przejść na drugą stronę. Nie rozglądając się wkroczyłam na ulicę. Usłyszałam ostry pisk opon oraz klakson.
     - Co ty robisz? Chcesz się zabić? - usłyszałam ostry ton właściciela samochodu, pod który prawie wpadłam.
     - Przepraszam - wymamrotałam, ale chyba tego nie usłyszał. Nie przestawałam biec. Wpadłam do przestronnego holu. Podeszłam do dziewczyny, która stała za kontuarem.
     - Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem - na którym piętrze odbywa się rozmowa kwalifikacyjna?
     Dziewczyna uniosła głowę znad papierów i od razu odwzajemniła mój uśmiech.
     - Na trzecim.
     - Dziękuję - rzuciłam i pognałam do drzwi windy, bo nigdzie nie zauważyłam schodów. Przycisnęłam guzik z numerem trzecim. Drzwi się zamknęły. Sprawdziłam moją torebkę. Mam ze sobą wszystkie papiery. Odetchnęłam z ulgą. Winda się zatrzymała. Gdy z niej wyszłam ujrzałam przestronny hol. Wszystko było czarno-białe. Nowoczesne. Czarne, połyskujące ściany, białe płytki na podłodze. Po lewej stronie znajdował się biały kontuar, a po prawej dwukolorowe sofy oraz mały stolik. Na wprost, za szklaną szybą znajdowało się biuro. To pewnie biuro pana Blanco. Tylko czemu na trzecim piętrze? Sam budynek ma z co najmniej dziesięć.
      Podeszłam do jednej z sof. Siedziało już tu kilka kobiet. Wszystkie miały zbyt krótkie spódniczki. Nie pewnie usiadłam. Spojrzałam jeszcze raz za szklaną szybę. Nikogo tam nie było. Kamień spadł mi z serca. Moje spóźnienie zostanie niezauważone, a to dlatego, że sam szef się spóźnia. Nagle drzwi windy otworzyły się. Wysiadł z niej przystojny, wysoki mężczyzna. Podszedł do nas na tyle blisko, że mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Brunet miał błękitne oczy, długie, czarne rzęsy, gładką cerę, zgrabny nosek, jego włosy miały odpowiednią długość, nie były ani za krótko przycięte, ani zbyt długie. Takie jakie lubię, zaczesane do góry. Był dobrze zbudowany, wysportowany. Chyba często chodzi na siłownię. Nienagannie ubrany, do twarzy mu było w garniturze.  Równie dobrze mógłby zostać modelem.
     Nagle spojrzał na mnie. Pod wpływem jego spojrzenia krew odpłynęła mi z twarzy. Był zdenerwowany. Dopiero teraz zauważyłam, że to on jest właścicielem samochodu, pod który niedawno prawie wpadłam. Zmrużył oczy.
     - Co ty tu robisz? - zapytał ze złością.
     - Ja... ja... - zaczęłam się jąkać.
     - Myślisz, że u nas jest miejsce dla osób tak nieuważnych i roztrzepanych? A na dodatek spóźnialskich? To popełniasz błąd. Na twoim miejscu, czym prędzej bym się wynosił, bo i tak nie masz żadnych szans - po tym odwrócił się na pięcie i powędrował do swojej szklanej siedziby wraz z jedną z przybyłych dziewczyn.
     Poczułam jak łzy opuszczają moje oczy i płyną strumieniem po policzkach. Zostałam potwornie upokorzona. Próbując zachować resztki godności, wstałam i powolnym krokiem ruszyłam do windy. Zjechałam na dół. Nie jestem w stanie powstrzymać łez. Już nic przez nie nie widzę. Nie patrząc przed siebie, wysiadłam z windy.
    Nagle poczułam, że na kogoś wpadłam.
     - Co się stało, skarbie?

24.07.2014

Prolog



     Miłość. Uczucie, które według mnie w życiu jest najważniejsze. Choć nie zawsze oznacza szczęście. Kochać kogoś, kto nigdy nie będzie twój, to najgorsza rzecz, jaka może się w życiu przydarzyć. Nieodwzajemniona miłość boli najbardziej. Jak można kochać ze świadomością, że to i tak nie ma sensu? No właśnie, jak? Niestety, ja jestem tak nieszczęśliwie zakochana. On o tym nie wie. Nie chcę, żeby wiedział. Wtedy byłoby jeszcze gorzej niż jest. Tak przynajmniej mogę go codziennie widywać.
     Lubię patrzeć gdy się uśmiecha, choć zdarza się to bardzo rzadko. Jego oczy przypominają mi błękitne, czyste morze. Nigdy nie wiesz, co się w nich czai. Niebezpieczeństwo, a może spokój. Wysoki brunet całkowicie opanował moje serce.
       Rani mnie tylko jego zachowanie. Co chwilę spotyka się z inną. Może mieć każdą, więc dlaczego miałby wybrać akurat mnie?  Inni mężczyźni zapraszają mnie na randki, brzydka nie jestem, ale widocznie on woli dziewczyny z wyższych sfer, które lecą wyłącznie na jego wygląd, pozycję, pieniądze. Jemu to nie przeszkadza. Przynajmniej ma jak się zabawić. Choć boli, to już się do tego przyzwyczaiłam, ale nadal skrycie marzę, że to jednak mnie kiedyś pokocha.

21.07.2014

Epilog

      Witajcie. Po raz ostatni. Prawdopodobnie już się nie spotkamy. Każdy z nas pójdzie w swoją stronę. Ale za nim to nastąpi, mam dla was jeszcze kilka odpowiedzi na różne pytania dotyczące życia mojego i moich najbliższych.
       Co się dalej dzieje z moją karierą?
       Nic takiego. Pomagam tacie w firmie. Nie zostałam sławną piosenkarką. Niestety. Wszystko przez to, że w dniu powrotu do szkoły po wypadku zemdlałam, lekarz kategorycznie zabronił mi do niego wrócić. Okazało się, że również śpiew mi zagraża. Dzięki tacie miałam zwykłe, prywatne lekcje w domu. Ale nie jest mi z tego powodu jakoś bardzo smutno, ponieważ piszę piosenki razem z moim ukochanym, więc w jakiś sposób nadal jestem związana z muzyką. To ona zdobyła sławę. Podobnie jak reszta uczniów ze Studio. Jedynie Naty z Maxim zrezygnowali, po to by móc zająć się bliźniaczkami. Są na prawdę urocze.
      Ojciec Federico zmarł kilka tygodni po jego powrocie. Był zrozpaczony. Przynajmniej miał Ludmiłę. Ona naprawdę się zmieniła za sprawą mojego przyjaciela. Ma na nią dobry wpływ. Tworzą wspaniałą parę. Dziewczyna nie jest już tak samolubna jak kiedyś. Owszem czasami mi dogryza, ale bez tego przecież nie była by sobą.
      Diego wkrótce po naszym "spotkaniu" w parku trafił do więzienia z powodu molestowania, próby gwałtu. W sumie można się było tego po nim spodziewać.
      Francesca wyszła za Marco. Camilla jak na razie żyje samotnie, nie chce się z nikim wiązać, woli skupić się na swojej karierze. Tata zaczął umawiać się z Angie, a Olga i Ramallo planują się pobrać. Jestem taka szczęśliwa.
      A jak tam mój związek?
     Otóż jestem zaręczona z Leonem. Bardzo się kochamy. Jest moim skarbem, a ja jego oczkiem w głowie.
     Co z Jorgem?
     Nie będę wam nic mówić. Sami się tego wkrótce dowiecie...
___________
Nie jestem w stanie dłużej ciągnąć tej historii. Także macie epilog.
Krótki, beznadziejny, szkoda słów. Chciałam wam tylko pokrótce wyjaśnić
co się z nimi dzieje i tak jakby wprowadzić do nowego opowiadania.
No właśnie... Robię tak jakby drugą część z Jorgem w roli głównej.
Wpadłam na ten pomysł całkiem niedawno i bardzo mi się spodobał.
Gify nadal będą z Violetty ;D Bo w końcu Jorge jest bliźniakiem Leona,
ale nikt o tym nie wiedział, aż do teraz :P Oczywiście nie takim prawdziwym,
tylko są bardzo do siebie podobni.
Za niedługo powinien pojawić się prolog. Mam nadzieję, że nowa historia
spodoba wam się jeszcze bardziej niż ta.

14.07.2014

Rozdział XLI - Wyjazd

    Violetta  

  - Obstawę? - prychnął Jorge.
    Diego stanął jak wryty. Chyba sądził, że się go przestraszymy - no ja na pewno - a tu Jorge stawia mu czoła.
   - Macie jakiś problem - zapytał. Mięśniaki Diego'a pokręcili głowami. Nie wierzę. Oni się go boją.
   - To my już pójdziemy. Sorry za to - oparł Diego i odeszli.
   - To było dziwne - powiedziałam - Chodźmy lepiej do domu.
   Droga powrotna nie zajęła nam długo. Już po chwili byliśmy na miejscu.
   - To cześć - odparłam. Pocałowałam mojego chłopaka w policzek, a Jorge'owi dałam małego buziaka w policzek.
  Po chwili byłam już w pokoju.

***   

   Zaczyna mnie to już powoli nudzić. Co chwila to samo. Albo leżę w łóżku, idę gdzieś z chłopakami to leżę, oglądamy film. Tak w kółko. Co to za życie?! Rozmawiałam właśnie z tatą na ten temat. Jutro wracam do szkoły. Na reszcie.

***
Federico

   - Ludmiła? - zapytałem.
   - Tak? 
   - Wiem, że dopiero co zaczęliśmy się spotykać, ale... muszę wracać do Włoch.
   - Co? Dlaczego? - zapytała. Ujrzałem łzy w jej oczach. Mnie również zachciało się płakać, jednak z trudem się powstrzymałem. Przyciągnąłem ją do siebie i pozwoliłem aby się do mnie przytuliła. 
   - Mój ojciec ciężko zachorował. Muszę być przy nim - odparłem smutny.
   Odsunęła się do mnie, wytarła łzy i spojrzała w moje oczy. Jej były takie piękne.
   - Rozumiem. W takim razie jadę z tobą.
   - Co?! - odparłem zszokowany jej decyzją - a co ze Studiem? 
   - Przecież wrócę. Kiedyś najważniejsza była dla mnie kariera, ale odkąd mnie pocałowałeś zrozumiałam, że liczysz się tylko ty. Chcę z tobą jechać Fede i być z tobą w tej ciężkiej chwili. Wiem jak to jest gdy twój rodzic jest ciężko chory - mówiąc to ponownie się rozpłakała.
    Przytuliłem ją do siebie. Nie wiedziałem co powinienem czuć w tej sytuacji. Martwić się o ojca czy cieszyć, że tak wiele dla niej znaczę. Kołysząc ją w moich ramionach pocałowałem ją delikatnie w czoło. Po chwili przestała płakać. Słyszałem tylko jej równy oddech. Zasnęła. 
    Znajdowaliśmy się u niej w pokoju. Ułożyłem ją więc delikatnie na łóżku i przykryłem kołdrą. Złożyłem czuły pocałunek na jej ustach po czym wyszedłem.
     Już wiem, że to ona jest tą jedyną. Zależy mi na niej. Bardzo. Kiedyś martwiłem się tylko o siebie, nie licząc rodziców. Obecnie jest inaczej. Nie potrafię przestać o niej myśleć. Kiedy wstaję, jem śniadanie, w szkole, kinie, na zakupach, podczas jazdy na rowerze, niedzielnym spacerze, gdy zasypiam. Co noc o niej śnię. Zawładnęła całym moim życiem, sercem. Gdyby jej zabrakło, za pewne umarłbym z tęsknoty.
  
***
Violetta

   Wstałam, spojrzałam na zegarek. Siódma. Nigdy tak bardzo się nie cieszyłam z pójścia do szkoły. Nawet tego pierwszego dnia, gdy trafiłam do Studia. 
    Szybko umyłam twarz, zęby, rozczesałam włosy, ubrałam się i pobiegłam na śniadanie, zabierając ze sobą torbę.
    Błyskawicznie zjadłam miskę płatków i już chciałam wychodzić gdy zatrzymał mnie głos taty.
   - Violetta, masz jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia zajęć.
   Spojrzałam na niego zdezorientowana. No tak, przecież dzisiaj środa. Lekcje zaczynają się na dziewiątą. Poszłam więc do salonu i usiadłam na kanapie. W tej chwili na dół zszedł Fede. Nie wyglądał na wesołego.
   - Co się stało? - zapytałam.
   Na początku chyba mnie nie zrozumiał, ale w końcu usiadł obok mnie na kanapie.
   - Muszę wracać do Włoch, mój ojciec zachorował.
   - Dobrze... Będę tęsknić, ale w końcu twój tata jest ważniejszy - uśmiechnęłam się próbując dodać mu otuchy - kiedy wylatujesz?
   - Jutro rano. Na dodatek leci ze mną Ludmiła.
   - Co? - zapytałam kompletnie zbita z tropu. Co tu się dzieje?
   - Powiedziała, że zrobi to dla mnie.
   - To miło z jej strony - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
   - Chodźmy już lepiej na zajęcia.
    Do szkoły szliśmy w ciszy. Byłam zaskoczona postępowaniem Ludmiły. Widocznie Federico ma na nią dobry wpływ. Uśmiechnęłam się. Tworzą wspaniałą parę. Trzymam za nich kciuki.
   - Violetta! - usłyszałam wesołe krzyki moich przyjaciół. Podbiegłam do nich. Wszyscy na raz zaczęli mnie tulić.
    - Duszę się! - krzyknęłam rozbawiona. Puścili mnie.
    - Cieszymy się, że wróciłaś - usłyszałam za sobą głos Pablo'a.
    - Ja też się cieszę - powiedziałam wesoło.
    Moi przyjaciele zaczęli śpiewać jakąś nową piosenkę. Spodobała mi się. Zapomniałam o zaleceniach lekarza i zaczęłam do niej tańczyć. Nagle poczułam, że robi mi się słabo. Zemdlałam...
   
_________
Wróciłam! jej :D
Szkoda tylko, że z tak bezsensownym rozdziałem.
Jeśli ktoś to jeszcze czyta proszę o napisanie "czytam" w komentarzu
Nie musicie się rozpisywać wystarczy tylko to jedno słowo.
Proszę... Dla was to kilka sekund, dla mnie tak wiele znaczy