14.09.2015

Capitulo 46


Rozdział dedykuję Hana'ie

    W nocy prawie w ogóle nie spałam. Przekręcałam się z boku na bok, dryfując pomiędzy jawą, a snem. Tuż przed siódmą, postanowiłam w końcu wstać. Przetarłam oczy, z których większa część opuchlizny zdążyła już zejść. 
     Wygrzebując się z łóżka, poczułam, że na mojej szyi znajduje się jakiś kabel. Ach tak, słuchawki od iPoda, przy którego słuchaniu musiałam zasnąć. Muzyka wciąż była podkręcona cały regulator, po to by zagłuszyć myśli. Wyłączyłam ją, a urządzenie schowałam do szuflady. 
     Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic, nie zdejmując bransoletki, którą dostałam od Jorge'a zaledwie kilkanaście dni temu. Miałam wrażenie, że od tamtego momentu minęła cała wieczność. 
     Wczoraj, po wyjściu Galana, który pocieszał mnie do późna, wyjęłam ją z pudełka na biżuterię i co chwila przejeżdżałam po niej opuszkami palców, przypominając sobie dotyk jego dłoni na moim rozgrzanym ciele. 
     Odkręciłam gorącą wodę, starając się utrzymać na nogach i nie upaść na kafelki. Umyłam również włosy, które po wysuszeniu, związałam w wysoki kok.
     Udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam na jednym z krzeseł przy stole. Przede mną leżało wypełnione do połowy wypowiedzenie. Napisanie go wydawało mi się dobrym pomysłem. Wczoraj długo nad tym myślałam, aż w końcu zdecydowałam, że będzie to najlepsze rozwiązanie. Popijając kawę, uzupełniłam puste rubryki. 
     Sprawdziłam godzinę. Dochodziła za piętnaście ósma. Nie chcąc się spóźnić, zabrałam jeszcze batonik zbożowy i z torebką w jednej ręce wyszłam z mieszkania.

***

    Miałam przejść przez ulicę, gdy zobaczyłam Jorge'a idącego z Blair. Trzymał rękę na jej smukłych plecach i prowadził do jego czarnego, eleganckiego samochodu. Ona się uśmiechała, natomiast jego twarz była nieprzenikniona. Zaszokowana nie mogłam się ruszyć, ani odwrócić wzroku. Stałam na środku zatłoczonego chodnika, a mój żołądek zwijał się z żalu, złości i gniewu. Czułam się tragicznie.
      Blanco otworzył przed blondynką drzwi od strony pasażera. Zanim wsiadła do środka, dłonią musnęła jego policzek. Jego reakcja zaskoczyła mnie. Poczułam jak robi mi się nie dobrze, na widok jego szelmowskiego uśmiechu. 
      Mężczyzna obszedł samochód, ani razu nie spoglądając w moją stronę. Nie minęła ani minuta, a zniknęli na końcu ulicy. Kiedy oszołomienie minęło, wygładziłam spódnicę, wzięłam głęboki oddech i jak gdyby nic się nie wydarzyło, spokojnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia do budynku. 
     
     Odpowiadanie na maile i dzwonienie do kilku miejsc trochę oderwało moje myśli od tego, co się wydarzyło podczas ostatniej doby. Po jakiejś godzinie od mojego przybycia, usłyszałam dźwięk windy. Jej drzwi się rozsunęły. Podniosłam wzrok znad monitoria i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Jorge.
     Miał na sobie nieskazitelny ciemny dwurzędowy garnitur, idealnie zestawiony z odrobiną koloru w postaci czerwonego, jedwabnego krawata. Wydawał się spokojny i rozluźniony. Natomiast ja cała się spięłam.
     - Dzień dobry, panie Blanco - wróciłam do napoczętego e'maila, mając cichą nadzieję, że powita mnie wyłącznie krótkim skinieniem głowy.
     Tymczasem on podszedł do mojego biurka, oparł się dłońmi o jego blat i cierpliwie czekał, aż odwrócę wzrok od monitora.
     - Czyżby? Dzień dobry, panno Stoessel? Byłby dobry, gdybyś odbierała moje telefony - rzucił z wyrzutem, na co zmierzyłam go zimnym spojrzeniem.
     - Odebrałabym, gdybym była pewna, że to ty dzwonisz, a nie Blair - odparłam z ulgą stwierdzając, że głos mi nie drży.
     Szatyn kilkakrotnie zamrugał powiekami, nie wiedząc co powiedzieć. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Gdy po chwili otrząsnął się z zaskoczenia, wszedł do swojego biura, z głośnym hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.

     Po kilku godzinach pracy przy komputerze, drzwi windy ponownie się otwierają. Wzięłam głęboki oddech przed odwróceniem się do gościa z wymuszonym uśmiechem. Nie spodziewałam się ujrzeć Diego'a z dwoma parującymi kubkami, które trzymał w rękach.
     - Cześć, Tini - postawił kubki na moim biurku. - Cafe latte dla ciebie i czarna kawa dla mnie - wiedział dokładnie co lubię.
     - Dziękuję.
     - Nie ma za co - sięgnął do swojej torby. - Tu jest poczta dla Jorge'a. Niestety przyszedłem tylko, żeby Ci to dać. Muszę już iść. Przełożony na mnie czeka.
     - Nie ma sprawy. Jeszcze raz dziękuję za kawę. Do zobaczenia - uśmiech zniknął z mojej twarzy, dopiero, gdy drzwi windy się za nim zamknęły.
     Poczta. A to oznacza, że muszę do niego iść. Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam na to ochoty, ale jeśli muszę oprócz listów dam mu coś jeszcze.
     Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej torebkę, w której znajdowała się teczka z wypowiedzeniem i kluczyki do mieszkania szatyna. Złożyłam dokument i włożyłam go do pustej koperty wraz z kluczykami. Bransoletkę, która obecnie ozdabiała mój nadgarstek, postanowiłam sobie zostawić.
     Odetchnęłam głęboko kilka razy, zapewniając samą siebie, że dobrze robię. Wstałam z krzesła, podeszłam pod szklane drzwi biura Jorge'a i nacisnęłam klamkę. Wchodząc do środka, czułam jak mój żołądek wywraca się do góry nogami.
     Mężczyzna podniósł głowę znad papierów i spojrzał na mnie pytająco.
     - Poczta - odparłam, wzruszając ramionami.
     Podeszłam bliżej niego i położyłam mu na biurku kilka kopert. Ku mojemu niezadowoleniu, zaczął je przeglądać. Jak mogłam się domyślić, zaciekawiła go ta, która nie była zaadresowana. Otworzył ją, wysypując zawartość na blat.
     - Co to jest? - zapytał, nie odrywając spojrzenia od złożonej kartki.
     - Kluczyki - odpowiedziałam, wykorzystując to, że na mnie nie patrzył.
     Na jego twarzy zauważyłam cień zarostu. Zaskoczył mnie. Do tej pory był zawsze idealnie ogolony. Marynarka wisiała na oparciu jego krzesła. Rękawy białej koszuli były lekko podwinięte, a krawat poluzowany.
     - Nie o nie mi chodzi - gdy tylko rozłożył wypowiedzenie, jego twarz stała się kredowobiała. Przez chwilę patrzył to na mnie, to na dokument, nie mogąc zdecydować co bardziej go wytrąciło z równowagi.
     - Nie możesz odejść.
     - Nie? To patrz - odwróciłam się na pięcie, z zamiarem wyjścia z pomieszczenie.
     Niestety Jorge był szybszy. Zanim zdążyłam podejść do drzwi, podszedł do mnie, a jego ręka zacisnęła się wokół mojego ramienia, brutalnie mnie odwracając. Straciłam równowagę, uderzając w jego klatkę piersiową. Wykorzystał to, zawijając dłonie wokół mojej talii. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego szmaragdowe oczy.
     - Zostaw mnie.
     - Najpierw mnie wysłuchaj.
     - Nie. Puść...
     Nagle pocałował mnie. Jego miękkie usta przywarły do moich. Zanim zorientowałam się, co się dzieje wzmocnił uścisk tak, żebym nie mogła się ruszyć. Nie mogłam go powstrzymać. Przez krótką chwilę nawet nie chciałam. Zaczęłam też chyba przez ułamek sekundy odwzajemniać jego pocałunek, ponieważ przyciągnie między nami było ogromne.
     Było w tym coś desperackiego. Jakby mnie potrzebował, bez względu na wszystko, właśnie teraz. Jednak to był koniec, te drzwi zostały zamknięte. Nie miało znaczenia, ze byłam w nim szaleńczo zakochana. Liczyło się to, że mnie oszukał. 
     Położyłam ręce na jego twarzy i spróbowałam go od siebie odsunąć. 
     - Jeszcze nie skończyłem...
     - Ale ja tak! - rozwścieczona strzeliłam go w twarz z całej siły, aż odwrócił głowę. - Puść mnie. Nie chcę Cię więcej widzieć. Chcę żebyś wiedział, że sam jesteś sobie winien. To przez to jak mnie cholernie źle potraktowałeś, rozwaliłeś moje serce na milion małych kawałeczków.
     - Przestań - jego głos był cichszy niż szept.
     - Nie, to ty przestań.
     - Martina, proszę. Nie odchodź. Zostań. Potrzebuję cię.
     - Tak jak wczoraj potrzebowałeś towarzystwa Blair - zadrwiłam. - To koniec. Nie dzwoń do mnie, nie przychodź. Zachowuj się tak jakbyśmy się nigdy nie spotkali - to mówiąc, zostawiłam go samego z czerwonym śladem na policzku.
___________
W końcu. Nie miałam w ogóle na niego pomysłu. Przyznam się, że źle mi się go pisało, dlatego nie zdziwię się, gdy wam się nie spodoba.