30.12.2015

Capitulo 50

http://37.media.tumblr.com/70ba7b3e25df6c45d6fd1ca6b3c902b7/tumblr_n9uue8PCPW1rgam16o2_250.gif 
Rozdział dedykuję Victori

     - Martina, nie! Ja wiem, że możesz czuć się zraniona, ale to nie powód by wymyślać coś takiego! Czy ty chcesz się na mnie odegrać w ten sposób?
     - Ja... - nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. 
     - Nie uda ci się to - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym obrócił się na pięcie i skierował w stronę wyjścia z sali. 
     Nie mogłam zrobić nic innego jak tylko za nim podążyć. Przepychałam się w tłumie, który niechętnie ustępował mi miejsca. Kątem oka zauważyłam, że francuz podąża za mną. Przyspieszyłam kroku, a gdy zyskałam pewność, że znajduję się w zasięgu słuchu mojego byłego szefa, powiedziałam:
     - Jorge - starałam się nie podnosić głosu. - Ja nie kłamię. Byłam dzisiaj u lekarza i...
     Wtedy wydarzyło się coś, przez co moje serce na moment zamarło. Szatyn zachwiał się i gdyby nie pomoc Clement'a runąłby z łoskotem na ziemię. Dookoła nas zawiązało się zamieszanie. Łzy zaczęły niekontrolowanie spływać po moich policzkach. Ciemność - to ostatnie co pamiętam.

     Ocknęłam się w samochodzie, jadącym w stronę szpitala. Pierwsze co ujrzałam to Clement za kierownicą i Blair na miejscu pasażera. Mój wzrok zsunął się niżej. Otworzyłam szerzej oczy, widząc dłoń blondynki kurczowo ściskającą rękę bruneta. Odchrząknęłam, na co kobieta niczym oparzona puściła go.
     - Już jesteśmy na miejscu - poinformował nas brunet, wjeżdżając na parking. - Nie martw się, nic mu nie będzie - nie byłam pewna czy uspokaja mnie, czy może blondynę.  
     Wypuściłam powietrze w długim westchnieniu, jakbym przez cały czas bycia nieprzytomną wstrzymywała oddech. Spojrzałam na zegar na tablicy rozdzielczej - 23:43. Nie sądziłam, że jest już tak późno. Clement wysiadł i otworzył tylne drzwi samochodu. Pomógł mi wysiąść, po czym trzymając rękę na moich plecach, poprowadził w stronę wejścia do szpitala. Jego była narzeczona szła za nami.
     Po drodze minęliśmy kilka aut, karetkę, aż w końcu ukazały się nam duże, oszklonych drzwi, które otworzyły się, gdy tylko się do nich zbliżyliśmy. Wtedy nie wytrzymałam. Zostawiłam Clement'a i Blair za sobą i pobiegłam w stronę rejestracji.
     Wzięłam głęboki oddech i z trudem wycedziłam:
     - Dzień dobry, na której sali leży Jorge Blanco? - kobieta spojrzała na mnie, posyłając mi uśmiech, który wyglądał na wymuszony.
     - Pani jest z rodziny?
     - Jestem narzeczoną - odpowiedziałam bez zająknięcia.
     Pokiwała głową i zaczęła wstukiwać coś w klawiaturę komputera.
     - Sala 207, schodami w górę, później, proszę, na końcu korytarza skręcić w lewo. 
     - Dziękuję - rzuciłam i ruszyłam we wskazanym kierunku.
     Zauważyłam, że Clement i Blair zdążyli do mnie dołączyć. Podążyli za mną o nic nie pytając.
     Mknęłam przez korytarz, mijając sale z wzrastającą numeracją. Szukałam tej odpowiedniej, nie zważając na to, że przez większość czasu wstrzymuję oddech. Przed oczami rysowała mi się twarz ukochanego. Każdy jej najmniejszy detal. Bezbłędnie potrafiłam ją odtworzyć. Modliłam się, aby nie było to nic poważnego. Przebolałabym jego odrzucenie, byle tylko nic mu nie było.   
     W końcu stanęłam pod salą z numerem 207. Weszłabym do niej - trzymałam już dłoń na klamce - gdyby nie zatrzymał mnie czyiś głos.
     - Jestem doktor Thomas i zajmuje się przypadkiem pana Blanco - powiedział, podchodząc do mnie i ściskając mi dłoń, po czym zlustrował mnie od stóp do głów.
     Nerwowo spojrzałam na siebie. Ach, no tak. Wciąż miałam na sobie czerwoną sukienkę, która już nie wyglądała tak efektownie jak na początku wieczoru. Teraz była cała wygnieciona, a w niektórych miejscach dało się zauważyć czarne plamy po moich łzach. Nie chciałam wiedzieć jak w tym momencie wygląda moja twarz.
     - Czy to pani partner? - zapytał, nie komentując mojego wyglądu.
     - Tak - pokiwałam głową, czując na sobie palące spojrzenie Blair.
     Thomas uśmiechnął się ciepłym, profesjonalnym uśmiechem.
     - Jego stan jest stabilny. Obecnie jesteśmy w trakcie przeprowadzania badań, więc nie mogę pani powiedzieć co spowodowało jego zasłabnięcie - wyjaśnił.
     - Czy mogłabym do niego teraz wejść?
     - Wolałbym, aby jeszcze z tym zaczekać. I tak podaliśmy mu środek nasenny, więc... - chciał odejść, ale widząc moje spojrzenie pełne smutku, dodał:
     - Niech pani tu poczeka - wskazał na rząd krzeseł pod ścianą. - Gdy tylko czegoś się dowiemy, od razu panią poinformuję.
     - Dobrze. Dziękuję - odparłam zrezygnowana i za jego poleceniem usiadłam, a razem ze mną Blair i Clement.
     Oprócz nas nie było tutaj nikogo. Dookoła panowała cisza i spokój, przeciwieństwo emocji panujących wewnątrz mnie. Oparta głową o białą ścianę, bawiłam się ulubioną bransoletką. Nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać. Aby za dużo nie myśleć, skupiłam się na tym, co działo się wokół mnie.
     Co jakiś czas mijali nas lekarze i pielęgniarki, a także pacjenci na wózkach, o kulach, czasem bez żadnej pomocy. W powietrzu unosił się specyficzny zapach, ale po jakimś czasie zdążyłam już do niego przywyknąć. Czas wlókł się dla mnie niemiłosiernie długo. Kiedy po raz kolejny zaczęłam rozglądać się po korytarzu, mój wzrok natrafił na osoby, zmierzające w naszym kierunku. Niektórych z nich wolałam nie widzieć. Diego, Mercedes i Kennedy. Brakowało tylko rodziców szatyna, ale nikt jakoś nie kwapił się by ich zawiadomić.
     - Co z Jorge'm? - zapytała Mercedes od razu, kiedy zatrzymała się tuż przed nami.
     - Jeszcze nie wiedzą - odpowiedziałam, wstając z krzesła.
     - Gdzie idziesz? - zapytał Clement.
     - Do toalety.
     - Pójdę z tobą - zaproponował Diego, na co kiwnęłam głową.
     Obok łazienki stał automat z napojami, do którego podszedł mężczyzna, a ja w tym czasie weszłam do łazienki. Oparłam obie ręce na umywalce, bojąc się spojrzeć w lustro. Jednak nie miałam wyboru. Kobieta naprzeciwko mnie była przerażająca. Jej blada twarz niemal chorobliwie kontrastowała z popuchniętymi oczami, pod którymi rysowały się niemałe czarne plamy - mieszanka łez i tuszu do rzęs.
     Sięgnęłam po mydło, nie mając nic innego pod ręką i starannie umyłam twarz. Gdy już jakoś wyglądałam wyszłam do Diego, który stał przed drzwiami z dwoma kubkami herbaty.
     - Lepiej ci już? - zapytał, podając mi jeden z nich.
     Pokręciłam przecząco głową, ogrzewając dłonie o parujący kubek.
     - Dlaczego? - zapytałam, pozwalając by parę łez spłynęło do napoju. - Diego, dlaczego jemu coś się stało? I to wtedy, kiedy dowiedział się, że został ojcem.
     Jeśli zaskoczyła go moja wiadomość, doskonale to ukrył. Zamiast zacząć pytać o szczegóły, przygarnął mnie do swojej piersi, na tyle blisko, na ile pozwalało mu gorące naczynie.
     - Tini, nie płacz - wytarł kciukiem łzę, spływającą mi po policzku. - Nic mu nie będzie. To twardy mężczyzna.
     Podziękowałam mu lekkim uśmiechem za dodanie mi otuchy i razem wróciliśmy do reszty.
    - Czy nikt z was nie widzi co tu się dzieje? - usłyszałam wściekły głos Blair, gdy wychodziliśmy zza zakrętu. - To jej wina! - powiedziała, odwracając się w moją stronę. - Gdyby nie ona, nie byłoby go tutaj!
     - Blair, przestań.
     - Och, Clement daj spokój - prychnęła pod nosem, przekręcając jednocześnie oczami. -
 Nie mów, że ty też dałeś się jej omotać.
     - Powiedziałem dosyć!
     - Nie rozumiem dlaczego miałaby to być moja wina - dodałam gorzko, nie rozumiejąc skąd w niej tyle nienawiści do mojej osoby.
     I ignorując wszelkie zasady, ruszyłam do drzwi sali 207. Usłyszałam jak Clement przeklął pod nosem i poszedł za mną.
     - Jorge?! - zawołałam w drzwiach, wiedząc, że i tak mnie nie usłyszy. Wewnątrz znajdowało się tylko jedno łóżko, którego jednak nie mogłam w pełni dostrzec, przez dwie zasłaniające go pielęgniarki.
     - Nie możesz... - zaczęła jedna z nich, ale druga uciszyła ją gestem dłoni.
     - Może będę miała przez to kłopoty, ale... - podeszła do drzwi, ciągnąc za sobą koleżankę. - Nie mogę ci tego zrobić. Widzę jak cierpisz - ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem i wyszła.
      Stałam przez chwilę skołowana, dopóki Clement nie powiedział:
     - Ja też wyjdę.
     Zostałam sama. Powoli obróciłam się w stronę ukochanego. Leżał podłączony do kroplówki. Faktycznie spał. Podeszłam do niego bliżej i usiadłam na taborecie. Niepewnie uniosłam dłoń i odsunęłam niesforny kosmyk włosów z jego czoła. Zamiast cofnąć dłoń, przyłożyłam ją do jego twarzy. Wyglądał tak niewinnie. Niewiele myśląc, przytuliłam się do niego, po raz kolejny dzisiejszego wieczora, pozwalając by łzy toczyły się w dół po mojej twarzy. Och, Jorge. Coś ty najlepszego zrobił?
_____
Przyznam, że nie miałam pomysłu na rozdział. Pisałam go całkowicie spontanicznie. Ale jestem z niego zadowolona. Mam nadzieję, że wam też przypadnie do gustu ♥
A co do pytań "kiedy rozdział", proszę nie zadawajcie ich. Ja nie chcę wam niczego obiecywać, bo czasami wiem, że i tak nie dam rady. Ale nie chcę teraz o tym pisać.
Nie miałam okazji złożyć wam życzeń bożonarodzeniowych (a to dlatego, że odcięłam się od internetu na pewien czas. Czasami dobrze jest odpocząć ;) ). Dlatego teraz, nie marnując okazji chcę złożyć wam życzenia noworoczne, a więc:
zakończcie ten rok jakkolwiek chcecie. To nie musi być żadna huczna impreza, ważne byście się dobrze bawili, choćby z polsatem ;D W 2016 roku wszystkiego co najlepsze, aby był pełen miłych niespodzianek, abyście spełniali swoje marzenia, dużo szczęścia i radości, jak najmniej trosk i żeby wam się wiodło jak najlepiej ♥ (nie jestem dobra w składaniu życzeń xD)
Kocham Was ♥

12.12.2015

Capitulo 49

https://49.media.tumblr.com/ee4b75bc05fdf67c9342add94d11dedd/tumblr_mv8oysPuFJ1rjlm7ko9_250.gif 
Rozdział dedykuję Lucyy

     - Jeszcze raz przepraszam - powiedziała doktor Torres, wracając do gabinetu. - To była pilna sprawa. A tak poza tym, moja przyjaciółka pozdrawia panią - dodała, siadając za biurkiem. - Podobno bardzo dobrze się znacie z Blair. 
     I w tym momencie cała moja nadzieja zniknęła. A jednak. To była ta Blair. Kobieta posłała mi promienny uśmiech, który próbowałam odwzajemnić, ale bezskutecznie. 
     - Pani doktor - odezwałam się w końcu. - To co się dzieje w tym pomieszczeniu ma pozostać między nami. Nie życzę sobie, żeby ktoś wiedział w jakiej sprawie tutaj przyszłam.
     Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona. Wyglądała na speszoną. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, aż w końcu zdołała coś z siebie wydusić:
     - Rozumiem i przepraszam. To wyszło całkiem przypadkiem - wyglądała na bardzo poruszoną. - To się już więcej nie powtórzy. 
      Pokiwałam głową. Wierzyłam jej, ale teraz było już za późno. Nie miałam żadnych wątpliwości, że zdobyte informacje, Blair, wykorzysta przeciwko mnie. Ale nie chciałam o tym teraz myśleć. Skupiłam się na badaniach. 

     Wychodząc z gabinetu myślałam tylko o "gratuluję, badania potwierdziły pani ciążę". Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. A jednak to prawda. Lekarka poinformowała mnie, że to około czwarty tydzień i wszystko jest jak najbardziej w porządku z dzieckiem. Dostałam jakieś witaminy i zostałam odesłana do domu.
     Wiatr powiewał moimi mocno już potarganymi włosami, dookoła mnie rozlegały się odgłosy jadących samochodów. Idąc, po oświetlonym chodniku, miałam sporo czasu do namysłu. Chociaż teraz marzyłam tylko o tym, żeby w końcu położyć się do łóżka.
     Nie cieszyła mnie perspektywa jutrzejszego przyjęcia. Nawet nie wiedziałam co na siebie włożę. W zamleniu mijałam kolejne bary, restauracje i sklepy. Przechodząc obok jednego z nich mimowolnie spojrzałam na wystawę. Na jednym z manekinów znajdowała się przepiękna czerwona sukienka. Była prosta, ale zarazem niezwykle efektowna. Nie zastanawiając się, weszłam do środka i poprosiłam ekspedientkę o odpowiedni rozmiar.
     Weszłam do przymierzalni, zrzucając z siebie własne ubrania. Ostrożnie włożyłam sukienkę, pozwalając by jej miękki materiał przylgnął do mojego ciała. Ogromny dekolt i wycięte plecy odsłaniały części moją kremową skórę tak, by lśniła złociście w każdym rodzaju oświetlenia. Suknia ciasno opinała moją sylwetkę, ale z jednej strony miała długie rozcięcie, by można było w niej swobodnie chodzić i tańczyć.
     Wyglądałam przepięknie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak będę wyglądać jutro wieczorem. Makijaż, który ma służyć wyłącznie podkreśleniu mojego typu urody. Włosom pozwolę spłynąć delikatnymi falami po moich ramionach. Kilka dodatków w postaci diamentowego naszyjnika, bransoletka od Jorge'a oraz wysokie szpilki idealnie dopełnią całości.
     Z torbą w ręku opuściłam sklep, wyraźnie zadowolona.

     Od kilkunastu minut znajdowałam się na przyjęciu Clement'a, przyciągając wygłodniałe spojrzenia wielu mężczyzn. Jeszcze niedawno czułabym się mocno zawstydzona, jednak dzisiaj, w tej sukience, czułam się niczym bogini. 
     Gdy zaciekawiona rozglądałam się po ogromenej sali, moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem stojącego przy stoliku z jedzeniem mężczyzny, który przyglądał mi się uważnie. Głębia znajomych, szmaragdowych oczu przeszywała mnie na wskroś. Przez dłuższą chwilę stałam bez ruchu, nie potrafiąc oderwać od ukochanego wzroku. Rozchyliłam lekko usta, a mój oddech, podobnie jak bicie serca, przyspieszył do szaleńczego tempa.
    Mimowolnie spojrzałam na osobę obok niego. Zmrużyłam wściekle oczy, rozpoznając w niej Blair. Zignorowałam więc ich oboje i odwróciłam wzrok z wyniosłym lekceważeniem w stronę towarzyszącego mi Clement'a. Właśnie skończył rozmawiać z jednym z przybyłych gości. 
     - Źle się czujesz? Rumienisz się - powiedział, przykładając wierzch dłoni do mojego policzka. 
     Czyżbym aż tak mocno zareagowała na obecność Jorge'a? Żeby ukryć zmieszanie, zaczęłam bawić się bransoletką. 
     - Trochę tu gorąco.
     - Przyniosę coś do picia - zaoferował, a ja nagrodziłam jego troskę uśmiechem. - Wino?
     - Sok - spojrzał na mnie zdziwiony. - Zaczęłam brać tabletki, po których nie mogę pić alkoholu - wyjaśniłam szybko. 
     To nie było do końca kłamstwo. Przecież brałam tabletki. Gdy się oddalił, skupiłam uwagę na otaczającym mnie tłumie. 
     - Jestem zaskoczona jego obecnością - usłyszałam głos kobiety, stojącej kilka kroków ode mnie. - Do tego z nią. Słyszałam, że to była narzeczona Clement'a - zaciekawił mnie temat ich rozmowy. Zmieniłam, więc pozycję, aby móc lepiej dosłyszeć ich słowa. 
     - Nie możliwe - odrzekła druga. - Jorge Blanco i była Galana? Jak ona miała na imię?
     Nie. Nie. Nie. Tylko nie...
     - Blair.
     Czy wszystko musi się kręcić dookoła niej? W tym momencie, wrócił mój przyjaciel, niosąc szklankę soku w jednej ręce i prawdopodobnie jakiś drink w drugiej. 
     - Dziękuję - odparła, przyglądając mu się uważnie. 
     Nie mogłam uwierzyć, by mógłby być z kimś takim jak blondynka. Zupełnie do siebie nie pasowali. Nie dziwię się, że ich związek się skończył.
     - Chciałam Ci jeszcze raz podziękować, za... - przerwałam w pół słowa i się zatchnęłam. 
      Czyjaś dłoń spoczęła na moich odsłoniętych plecach. Żar tej dłoni przepalał mi skórę. Moje ciało napięło się, gdy tylko rozpoznałam ten dotyk. Odwróciłam się w kierunku zielonookiego mężczyzny, strząsając tym samym jego rękę. 
     - Jorge.
     Wyglądał znakomicie. Z bliska zauważyłam, że miał na sobie koszulę w subtelny szary wzorek, perfekcyjnie dopasowaną do jego szerokich ramion i wąskiej talii. Do niej nałożył ciemnoszare, doskonale wyprasowane spodnie oraz marynarkę. Podnosząc wzrok, na jego twarz, doznałam szoku.
     Z daleka nie mogłam dojrzeć jego bladej twarzy, lekko zapadniętych policzków i cieni pod oczami. Kiedy się poruszył, kosmyk włosów - nieco dłuższy na czubku głowy - spadł mu na czoło. Kontrast jego ciemnych włosów z niemal kredowobiałą skórą wprawił mnie w zaniepokojenie. 
     - Cześć - przywitał się, uśmiechając się przy tym swoim firmowym uśmiechem, na którego widok zaschło mi w ustach. 
      Poczułam ogromną chęć odwrotu, ale niestety było już za późno. Zamiast tego wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić. Jednak dłonie nie przestawały mi drgać. Naczynie, które trzymałam w dłoni, nie przestawało się trząść. Jednym chaustem opróźniłam jego zawartość i na oślep oddałam pustą szklankę Clement'owi, aby nikt oprócz mnie tego nie zauważył. 
       - Wyglądasz olśniewająco - głos mojego byłego szefa był głęboki i ciepły, przypominał muśnięcie aksamitu. - Może miałabyś ochotę ze mną zatańczyć? - gorączkowo, starałam się wymyślić jakąś wymówkę, gdy do naszej trójki dołączyła jakaś kobieta.
      - Jorge, już jestem - na dźwięk tego głosu, zamarłam.
     Spojrzałam w stronę nowoprzybyłej. Miała na sobie srebrzystą sukienkę do kolan, która uwydatniała jej wszystkie atuty. Blond włosy, upięła wysoko na czubku głowy, pozostawiając tylko kilka pojedynczych kosmyków, okalających jej twarz. Wyglądała zjawiskowo.
     - O, witaj Tini - posłała mi nieszczery uśmiech, który z ociąganiem odwzajemniłam. - Clement... nie spodziewałam się na ciebie dzisiaj wpaść. 
     - Mi też miło cię widzieć - rzucił w jej stronę.
     - To wy się znacie? - zapytałam, udając, że nic nie wiem o ich zerwanych zaręczynach.
     - Blair to moja była narzeczona.   
     - Było, minęło, nie roztrząsajmy przeszłości. Tini - zwróciła się do mnie. - Znam już radosną nowinę. Jak tam z dzieckiem? Wszystko w porządku? 
     Momentalnie pobladła, widząc, że Jorge cały się spiął. 
     - Jesteś w ciąży?
     - Dobrze, dziękuję - odpowiedziałam na pytanie kobiety, ignorując to zadane przez Clement'a.
     - Ciekawi mnie kto jest jego ojcem - rzuciła ze złośliwym uśmieszkiem.
     - Na pewno nie ja! Nie wrobisz mnie w to!
     - Jorge...
__________
Cześć wszystkim. Wiem, zawaliłam, ale jak tłumaczyła w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, mama nie chciała mi oddać ładowarki do laptopa. Ale już ją mam, więc w końcu mogę opublikować rozdział 49. Uważam, że wyszedł mi tak średnio, ale opinię pozostawię wam ♥
PS: Chciałam zaznaczyć, ze inspiracją do wątku ciąży Tini był ff Medical Secret.
PSS: Szykuję dla was pewną niespodziankę. Nie, nie będzie to świąteczny OS xD Niestety nie wiem, kiedy podam wam szczegóły. Cierpliwie czekajcie ♥