31.08.2016

Capitulo 55


Rozdział dedykuję Leah i Blake

     Samochód zatrzymał się pod biurowcem. Mocniej otuliłam się lekką marynarką. Zaczynałam się lekko denerwować. Przypomniała mi się podobna sytuacja sprzed kilku miesięcy.  

     Nie rozglądając się, wkroczyłam na ulicę. Usłyszałam ostry pisk opon oraz klakson. 
     - Co ty robisz? Chcesz się zabić? - usłyszałam ostry ton właściciela samochodu, pod który prawie wpadłam.
     - Przepraszam - wymamrotałam, ale chyba tego nie usłyszał. [...]
     Nagle drzwi windy otworzyły się. Wysiadł z niej przystojny, wysoki mężczyzna. Podszedł do nas na tyle blisko, że mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Brunet miał błękitne oczy. Był dobrze zbudowany, wysportowany. Chyba często chodzi na siłownię. Nienagannie ubrany, do twarzy mu było w garniturze. Równie dobrze mógłby być modelem.
     Nagle spojrzał na mnie. Pod wpływem jego spojrzenia krew odpłynęła mi z twarzy. Był zdenerwowany. Dopiero teraz zauważyłam, że to on jest właścicielem samochodu, pod który niedawno prawie wpadłam. Zmrużył oczy.
     - Co ty tu robisz? - zapytał ze złością.
     - Ja... ja... - zaczęłam się jąkać.
     - Myślisz, że u nas jest miejsce dla osób tak nieuważnych i roztrzepanych? A na dodatek spóźnialskich? To popełniasz błąd. Na twoim miejscu, czym prędzej bym się wynosił, bo i tak nie masz żadnych szans - po tym odwrócił się na pięcie i powędrował do swojej szklanej siedziby wraz z jedną z przybyłych dziewczyn.
     Poczułam jak łzy opuszczają moje oczy i płyną strumieniem po policzkach.  

    Kto by pomyślał, że tak to się skończy? W tamtym dniu zostałam prawie potrącona, doprowadzona do łez i upokorzona. Ale pomimo tego, siedziałam teraz z tym mężczyzną w aucie i gdyby nie to, że nadal nie byłam w stanie mu w pełni zaufać, pewnie bylibyśmy razem.
   Odwróciłam się w jego stronę.  
     - Dziękuję za podwózkę - próbowałam się uśmiechnąć, ale zamiast tego wyszedł grymas. Naprawdę byłam zdenerwowana.
     - Zawsze do usług. 
    Zaczął się powoli pochylać w moją stronę, aż w końcu jego twarz znajdowała się na tyle blisko mojej, że czułam na twarzy jego oddech. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Coraz trudniej było mi zachować spokój. Próbowałam nie dać po sobie poznać, że jego bliskość w jakikolwiek sposób na mnie wpływa. Wciąż mu nie wybaczyłam. 
   - Nie wiem czy wytrzymam bez ciebie do jutra - mruknął. 
   Na moich ustach pojawił się ledwie widoczny uśmiech.  
   - Myślę, że dasz radę.
   Uniósł brwi, ale nie przestawał się do mnie zbliżać. Jego wargi były coraz bliżej w moich. Jedną dłoń położył na moim udzie i nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, zaczął nią sunąć nieprzerwanie w dół i w górę. Drugą wsunął mi pod brodę i kciukiem obrysował linię moich ust. Moje mury obronne zaczęły się walić. Czułam jak serce zaczyna mi szybciej bić. Moje zdradzieckie ciało zdecydowanie zbyt silnie na niego reagowało. Mimowolnie rozchyliłam wargi. Tak bardzo pragnęłam go pocałować, ale nie mogłam. Tym razem nie mogłam mu pozwolić się złamać. 
    - Jorge...
    - Tak? - jego głos był o jeden ton głośniejszy od szeptu.
    - Ja nie mogę - wyprostowałam się, starając się odsunąć jak najdalej od niego, co w tej sytuacji nie było proste. - Jorge, nadal ci nie wybaczyłam. 
     - No a tamten pocałunek? - mężczyzna dalej siedział pochylony w moją stronę. Wydawał się zagubiony.
     - Chwila słabości - przymknęłam na chwilę oczy. - Nie jestem jeszcze gotowa. 
     Schyliłam się, by podnieść torebkę spod siedzenia. Nacisnęłam klamkę, wyszłam z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi. Miałam odejść, kiedy usłyszałam odgłos otwierającej się szyby. 
     - Kochanie - zacisnęłam mocniej powieki, słysząc czułość w jego głosie. Wiedział jak na mnie działa, mówiąc w ten sposób. - Powodzenia - powoli odwróciłam się w jego stronę. 
     - Dziękuję. 
     - Kocham Cię - zastygłam, niezdolna wykonać ani kroku.
     Spojrzałam mu w oczy. Czy on naprawdę nie mógł choć na chwilę odpuścić i dać mi trochę przestrzeni? Zaczekać, aż wszystko sobie poukładam? Rozumiem, że chce mnie odzyskać, ale czułam się przez niego osaczona. 
     - Będę Ci to powtarzał tak długo, aż w końcu w to uwierzysz i dasz mi szansę. Rozumiem, że nie jesteś jeszcze na to gotowa, ale ja zaczekam. Jesteś tego warta - po tych słowach zamknął szybę i odjechał. 
     Spojrzałam na zarys swojej sylwetki odbijający się w szybie. Byłam z siebie dumna. W końcu udało mi się nie ulec wdziękowi szatyna. Oby równie dobrze poszło mi na rozmowie kwalifikacyjnej. Chociaż byłam przekonana, że gdy wciąż będzie mówił takie rzeczy, będzie mi coraz trudniej trzymać go na dystans.
    Wciągnęłam do płuc trochę świeżego powietrza, po czym weszłam do środka budynku. Kobieta w recepcji podniosła wzrok. Miała może czterdzieści lat, rudawe, krótkie włosy i czarne brwi podkreślone pisakiem. Wyglądało to nieciekawie, jednak jej twarz sprawiała wrażenie miłej. Uśmiechnęła się słabo, a potem wróciła do swojej pracy. 
    Tym razem znałam numer piętra, więc nie musiałam jej pytać o drogę. Podeszłam do windy, która akurat była otwarta. W środku nie było nikogo. Weszłam, wcisnęłam guzik z numerem 16 i przyglądałam się kolejno zapalającym się numerom piętra. Na siódmym piętrze dołączyło do mnie dwóch facetów. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ich wzrost. Pod tym względem różnili się od siebie znacznie. Jeden z nich miał pewnie dwa metry, jeśli nie więcej, gdy tymczasem ten drugi ledwo sięgał jego ramienia. Oboje mieli szczupłą sylwetkę i jasne włosy. 
     Oczywiście nie powstrzymali się przed zlustrowaniem mnie od stóp do głów. Jeden z nich, ten wyższy, poluzował krawat i zaczął posyłać znaczące spojrzenia w stronę tego drugiego. Starałam się to zignorować. Na szczęście wysiedli trzy piętra wyżej. Miałam nadzieję, że jeśli mnie przyjmą do tej pracy, jakoś uda mi się ich uniknąć. W końcu to olbrzymi budynek.
     Wreszcie winda zatrzymała się na właściwym piętrze. Przeszłam korytarzem obok kilku stanowisk, aż dotarłam pod drzwi właściciela firmy. Jakaś dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, powiedziała, że muszę chwilę poczekać i zapytała czy nie chciałabym czegoś do picia. Grzecznie odmówiłam.
     Po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach, powiedziano mi, że mogę wejść. Wstałam, wygładziłam spódnicę i weszłam do ciepło oświetlonego pomieszczenia. To miejsce znacznie różniło się od biura Jorge'a. Było bardziej przytulne. Jasne drewno zastąpiło chłodną biel i czerń. Podłoga wyłożona była panelami, a ściany pokryte beżową farbą z wyjątkiem jednej, zajętej przez okna, z których rozciągał się cudowny widok na panoramę Buenos Aires, czyli standard w tego typu biurowcach. To pomieszczenie nie było jakoś nadzwyczajnie urządzone. I to mi się od razu spodobało. 
     Przy biurku, pochylony nad papierami, siedział urodny mężczyzna, z marynarką przewieszoną przez oparcie krzesła, ze starannie zawiązanym krawatem, w śnieżnobiałej koszuli, której rękawy były podwinięte do łokci. Odgłos zamykanych drzwi sprawił, że oderwał oczy od dokumentów. Im dłużej mi się przyglądał, tym uśmiech na jego twarzy się powiększał. 
     - Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

_______________
Zdążyłam coś dodać przed 1 września. Jestem z siebie dumna. Podoba mi się ten rozdział. Szczególnie część z opisami. Mam wrażenie, że pod tym względem zaczynam się rozwijać. Naprawdę dobrze mi się go pisało. Biorę to za dobry znak.
Mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu. 
Dziękuję Wam za tyle miłych komentarzy pod poprzednim rozdziałem ♥ Jesteście naprawdę kochani ♥ Pomimo tego, że rzadko coś się pojawia, Wy dalej jesteście ze mną ♥ Jestem ogromną szczęściarą, mając takich czytelników ♥ Wiecie, że Was kocham ♥
Do następnego :** Mam nadzieję, że dodam coś we wrześniu ;D

4.08.2016

Capitulo 54


Odsyłam was do kilku ostatnich komentarzy pod poprzednią notką ;)
Chcę wiedzieć co wy na ten temat sądzicie.

     Odgłosy klaksonów samochodowych wyrwały mnie ze snu. Otworzyłam jedno oko. Słońce ciepłymi promieniami wlewało się przez okno do pokoju. Przewróciłam się na drugi bok, chcąc jeszcze chwilę pospać, jednak przez dźwięki korku ulicznego nie było mi to dane. Podniosłam leżący na szafce telefon i spojrzałam na jego wyświetlacz. Pod zegarkiem, który wyświetlał godzinę dziesiątą, ujrzałam powiadomienie o nieodebranym SMS-ie. Weszłam w niego, nie patrząc na nadawcę. Moim oczom ukazały się trzy krótkie słowa, w które nie mogłam przestać się wpatrywać.  

     Miłego dnia, skarbie. 

     S k a r b i e. To słowo odbijało się echem w mojej głowie przez kolejne kilka minut. Nie spodziewałam się, że do mnie napisze. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że wczorajszy wieczór nie był tylko snem. Powoli zaczęły do mnie napływać obrazy z naszego spotkania. 
     Jego wyznania. 
     Moja ucieczka, jeśli mogę tak to nazwać. 
     Jego zapewnienie, że chce naszego dziecka.
     Zaczęłam mu odpisywać, ale po chwili pokręciłam głową i wszystko skasowałam. Gdzieś wewnątrz mnie chciałam mu wybaczyć, ale bolało mnie to, że przespał się z Blair. Na samą tylko myśl, że ją dotykał, czułam obrzydzenie. Ta rana była zbyt świeża, bym mogła o niej tak po prostu zapomnieć. 
     Z ogromnym wysiłkiem podniosłam się z łóżka. Od razu przebrałam się w tak zwane ubrania po domu - zwykłe czarne leginsy i jeszcze zwyklejszy jednokolorowy, znoszony już T-shirt. Nie zerknęłam w ozdobne lustro, zamontowane na drzwiach szafy. Dokładnie widziałam co w nim zobaczę. Martinę Stoessel, niczym się nie wyróżniającą, zwykłą szatynkę. Dziewczynę, która tylko chciała znaleźć miłość swojego życia. Dziewczynę, która była zakochana po uszy we własnym aroganckim szefie, który przysporzył jej niemało cierpienia, ale pomimo tego, nie potrafiła przestać o nim myśleć. 
    Wczoraj ten szef wyznał, że mnie kocha. Ja na temat moich uczuć nie powiedziałam mu nic. Nie potrafiłam. Owszem, później dałam się ponieść emocjom. Wciąż czułam smak jego wilgotnych ust. Ale to nie znaczy, że o wszystkim od razu zapomnę. 
    Bez pośpiechu zaparzyłam herbatę i zrobiłam śniadanie. Nie skupiałam myśli na niczym konkretnym. Można powiedzieć, że miałam pustkę w głowie i wcale mi to nie przeszkadzało. 
     Usiadłam na krześle. Na stoliku przede mną leżała kanapka, a obok niej laptop. Załączyłam urządzenie, jednocześnie jedząc. Tyle razy w szkole powtarzali nam, by nie jeść przed komputerem, ale kto by się tym przejmował.
     Weszłam na popularną stronę z ogłoszeniami o pracy. Wybrałam właściwą dla siebie kategorię i zaczęłam przeglądać liczne oferty. Przez ostatnie kilka tygodni znajdywałam sobie wymówki, by tego nie robić. Ale pora w końcu przestać i coś znaleźć, bo niedługo nie będę miała czym płacić za rachunki.  
     Wykonałam kilka telefonów. Parę firm było mną zainteresowanych, więc od razu umówiłam się z nimi na rozmowy kwalifikacyjne. Jedna z nich nie chciała czekać ani dnia dłużej, więc za kilka godzin czekała mnie pierwsza z nich. Zadowolona, że zaczynam coś robić ze swoim życiem, zabrałam się za domowe porządki.

***

     Stałam przed lustrem, oglądając się z każdej strony. Miałam jeszcze trochę czasu do wyjścia. Wygładziłam czarną, plisowaną spódniczkę i poprawiłam kołnierzyk prostej, białej koszuli. Mojego stroju dopełniły czarne szpilki i bransoletka od Jorge'a, którą rzadko kiedy ściągałam. Byłam do niej przywiązana.
     Zgarnęłam jeszcze z komody złote kolczyki i zapinając jeden z nich, przeszłam do salonu. Nie spodziewałam się ujrzeć, siedzącego wygodnie na kanapie, Jorge. Dlatego gdy go zobaczyłam, potknęłam się, a moja noga wygięła się pod dziwnym kątem. Syknęłam z bólu. Szatyn spojrzał na mnie i widząc co się właśnie stało, wstał i szybko do mnie podszedł. Złapał mnie pod ramię i pomógł w dojść do sofy. 
     Uklęknął przede mną, zdjął szpilkę z mojej nogi i ujął ją w obie dłonie, oglądając ją dokładnie.
     - Jak tu wszedłeś? 
     - Zaczyna puchnąć - stwierdził, ignorując moje pytanie. - Ale przeżyjesz. Wygląda na zwyczajne skręcenie, chociaż nie zaszkodzi by obejrzał to lekarz. 
     - Poradzę sobie jakoś.
     - Miałaś udany dzień? - zapytał, odrywając wzrok od mojej kostki.  
     - Owszem, dopóki się tutaj nie pojawiłeś.
     - Przykro mi - spojrzałam mu prosto w oczy. 
     Oczy, które sprawiały, że uginały się pode mną kolana za każdym razem, gdy na mnie patrzył. Oczy, w których krył się smutek. 
     - Och, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało - zaśmiałam się i poruszyłam kostką, by pokazać mu o co mi chodzi. 
     Skrzywiłam się. To jednak nie był dobry pomysł.
     - No tak - pokiwał głową i zaczął pocierać ręką moją nogę, jakby chcąc sprawić by ból zelżał. - To z dzisiejszej kolacji nic nie wyjdzie. Ale może jutro?
     - Kolacja brzmi nieźle. A teraz powiesz mi jak tu wszedłeś?
     - To będzie moja tajemnica - widząc jego szelmowski uśmiech, mimowolnie się uśmiechnęłam. 
     Był taki rozluźniony. Brakowało mi tego od dłuższego czasu. 
     - Jorge!
     - No co? Masz może jakiś lód? - mistrz zmiany tematu. 
     - W zamrażalce powinny być jakieś mrożonki. 
     Wstał i na chwilę zostawił mnie samą. W tym czasie obejrzałam moją kostkę. Przez najbliższe kilka tygodni mogę zapomnieć o szpilkach. 
      Mężczyzna wrócił z paczką mrożonych truskawek w ręce. 
     - Niczego lepszego nie znalazłem - powiedział i położył paczkę na opuchliźnie. - Mogę wiedzieć gdzie się wybierałaś?
     - Nie ważne - nie chciałam mu tego mówić.
     - Tini, znowu zaczynasz? - westchnęłam zrezygnowana. Czy on musi o wszystkim wiedzieć?
     - Ja... szukam nowej pracy. Jestem umówiona na spotkanie - jego twarz stężała, a ja automatycznie pożałowałam swojej szczerości. 
     - Wiesz, że dalej możesz pracować u mnie. 
     - Nie wiem czy bym potrafiła - odparłam cicho.
     - Nie będę cię do niczego zmuszał, ale pamiętaj, że w mojej firmie zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce. 
     - Dziękuję - rzuciłam słabo. 
     - To na którą masz tą rozmowę?
     Spojrzałam na zegarek na jego ręce.
     - Za jakieś pół godziny. 
     - Podwiozę Cię. Nie wiem czy w tym stanie dasz radę dojść tam sama. Podaj mi tylko adres.


Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. Dzisiaj nie będę się rozpisywać. 
Do następnego :*
KOCHAM WAS ♥ ♥