23.11.2015

Capitulo 48


Rozdział dedykuję każdemu kto skomentował poprzedni ♥
Nie spodziewałam się tylu komentarzy ♥ Jesteście niesamowici!

     - Nie, nie, nie... - zamknęłam oczy i zaczęłam kręcić przecząco głową. - To nie może być prawda! Ten test musi się mylić! - mój głos stał się jednym, głośnym piskiem. 
     - Wydaje mi się, że jednak nie - spojrzała na mnie zmartwiona, ciężko wzdychając. - Ale jeśli chcesz, mogę pójść do apteki po nowy - zaproponowała. 
     - Będę ci wdzięczna - objęłam ją ramionami. - Dziękuję ci. 
     - Za co? - zapytała zaskoczona. 
     - Za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć. 
     Czekając na powrót Lodovici, usiadłam w salonie i wpatrywałam się tępo w przestrzeń przede mną. Mój świat właśnie legł w gruzach. Najgorsze jest to, że nie będę mogła o niczym powiedzieć Jorge'owi. Już widzę jego reakcję. Ostro się zdenerwuje, zacznie mnie wyzywać od najgorszych, aż w końcu powie dosadnie, że nie chce tego dziecka. Nie zniosłabym takiego upokorzenia. Wolę, aby żył w nieświadomości. 
     Pamiętam, że gdy byłam mała, często rozmyślałam o przyszłości. Uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie. Zawsze widziałam siebie jako matkę trójki dzieci i żonę wspaniałego mężczyzny, który bezgranicznie by mnie kochał. Mieszkalibyśmy w przytulnym domu na obrzeżach miasta, przeżywając lepsze i gorsze dni. Zawsze razem, jako rodzina. 
      Jednak rzeczywistość była całkowicie inna. Nie miałam pięknego domu, mój książę z bajki okazał się draniem i na dodatek zaliczyłam wpadkę. Schowałam twarz w dłoniach, dając upust gorzkim łzom. Bolała mnie i głowa i jedyne czego chciałam, to aby to wszystko okazało się tylko snem. 
      Po kilkunastu minutach siedziałam z ósmym już testem ciążowym w dłoni. Za każdym razem na aparacie pokazywały się dwie wyraźne kreseczki. Zrezygnowana, spuściłam głowę. 
     - Lodovica, podaj mi proszę jeszcze jeden - poprosiłam. 
     - Nie mam już żadnego. Ten był ostatni.
     Dziewczyna pozbierała wszystkie pudełka i zużyte testy, po czym wrzuciła je do kosza. Po tym objęła mnie ramieniem, kołysząc na boki i głaszcząc po włosach. 
     - Tini, pokaż ten swój piękny uśmiech - usłyszałam po chwili jej cichy głos. - Przestań płakać, przecież będziesz mamą. Urodzisz słodkie maleństwo. A ja? Będę ciocią! Już widzę jak będzie rozpieszczona - ciągnęła dalej, wyraźnie rozentuzjazmowana. Niestety tym razem jej humor nie był zaraźliwy. 
     - Oj, zamknij się! - burknęłam. 
     Od razu dotarło do mnie, jakiego tonu użyłam. Nie powinnam była tak się zachowywać. Moja reakcja była zbyt ostra. Odetchnęłam głęboko, dodając już spokojniej.  
     - Przepraszam - wierzchem dłoni otarłam łzy, które wbrew mojej woli spływały po policzkach. - Po prostu to wszystko... przerasta mnie. 
     - Nie musisz przepraszać, rozumiem cię - jeszcze chwilę trzymała mnie w ramionach, po czym odsunęła na pewną odległość. - Powinnaś pójść do lekarza - pokiwałam głową. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.  
     Nagle mój telefon zaczął dzwonić, przez co podskoczyłam na miejscu przestraszona.  Zdziwiona podniosłam go ze stolika. Nieznany numer. Uniosłam brwi ze zdziwienia i przyłożyłam telefon do ucha. 
     - Halo? - mój głos brzmiał nieco obco, przytłumiony przez łzy i emocje. 
     - Cześć, Tini - mojego ucha dobiegł znajomy głos. 
     - Clement... 
     - Chciałem zapytać czy nie znalazłabyś dzisiaj chwili na małe spotkanie? - szczerze powiedziawszy, nie miałam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić. Ale tyle razy już mu odmawiałam, że nie mogłabym tego zrobić po raz kolejny.
     - Znalazłabym.
     - To za godzinę w Cafe Lattente? - przytaknęłam.
     - Cieszę się. Do zobaczenia.
     - Do zobaczenia - pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę. 
     - Clement? - Lodovica uniosła znacząco brwi. 
     - Przestań - powiedziałam, lekko ją szturchając. - To tylko przyjaciel.
     - Powiedzmy, że ci wierzę - mówiąc to, zmrużyła nieufnie oczy. - A kiedy ty będziesz spędzała czas ze swoim przyjacielem, ja zadzwonię do zaprzyjaźnionej ginekolog. Postaram się o wizytę jeszcze dzisiaj. Wyślę ci sms-a o terminie wizyty. 

     Godzinę później stałam przed kawiarnią. Drzwi otworzył mi młody pracownik, uśmiechając się ciepło. Podziękowałam mu skinieniem głowy i omiotłam wzrokiem pokój w poszukiwaniu przyjaciela.           
     Mężczyzna siedział przy stoliku z marynarką przewieszoną przez oparcie krzesła. Górny guzik jego białej koszuli był odpięty. Jedną dłonią podpierał brodę, a palcami drugiej stukał nerwowo po stoliku, co chwila spoglądając w stronę wejścia. Kiedy tylko mnie zobaczył, wstał, uśmiechając się delikatnie.
     - Cześć - przywitałam się, podchodząc bliżej.
     - Cześć - stanął na wprost mnie i pochylił się całując mnie w policzek.
     - Kawa? - zapytał, ponownie zajmując miejsce przy stoliku.
     - Nie, ja dzisiaj podziękuję - powiedziałam szybko. Przy moim stanie kofeina nie była wskazana. - Herbata - rzuciłam do kelnera, który pojawił się jakby znikąd.
     - Dla mnie czarna z mlekiem - odezwał się, przyglądając mi się nieodgadnionym wzrokiem. - Nie wiem czy pamiętasz o mojej propozycji - powiedział pewnym głosem.
     Aż wyprostowałam się na siedzeniu, słysząc te słowa. Nie wiedziałam co mężczyzna, może mi zaoferować.
     - Mówiłem Ci niedawno o przyjęciu biznesowym. - zamrugałam parę razy. - Chciałbym żebyś na nie przyszła.
     - Clement... - zaczęłam, marszcząc delikatnie brwi.
     - Nie przyjmuję żadnej odmowy - dodał szybko.
     Westchnęłam zrezygnowana. W tym momencie przyszedł kelner, podając nam nasze zamówienie. Pocukrowałam swoją herbatę, podniosłam łyżeczkę i zaczęłam mieszać nią napar, odwlekając podanie przeze mnie odpowiedzi.
     - To jak będzie, Tini? Pójdziesz ze mną?
     - Ten jeden, jedyny raz...

     Kilka godzin później siedziałam w prywatnej przychodni, czekając na swoją kolej. Ze zdenerwowania zaczęłam nawet wyginać sobie palce. Pomieszczenie bardzo mi się podobało. Stonowane kolory działały na mnie uspokajająco. Na ścianach znajdowały się zdjęcia dzieci i pełno dyplomów z wyrazami uznania dla doktor Torres.
     Siedząc tak, zaczęłam przyglądać się ciężarnym kobietom i ich mężom, siedzącym obok mnie. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Mogłam ujrzeć prawdziwą radość w ich oczach. Momentalnie pożałowałam swojego dzisiejszego zachowania.
     - Pani Stoessel - głos lekarki, wyrwał mnie z zamyślenia.
     Wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę jej gabinetu. Za biurkiem siedziała młoda kobieta o długich włosach w odcieniu karmelowego brązu, spływających falami po jej wyprostowanych plecach.
     - Dzień dobry - żeński głos z charakterystycznym akcentem, przywitał mnie.
     - Dzień dobry - odpowiedziałam i zajęłam miejsce na krześle na przeciwko, posyłając jej serdeczny uśmiech.
     - W czym mogłabym pani pomóc?
     - Dzisiaj rano, dowiedziałam się, że jestem w ciąży - o dziwo mój głos wcale nie drżał, chociać w środku cała trzęsłam się ze zdenerwowania.
     - Gratuluję - powiedziała, wyraźnie rozentuzjazmowana. - Ale na wszelki wypadek zrobię pani kilka badań.
     Nagle naszą rozmowę przerwała głośna wibracja jej telefonu.
      - Przepraszam na sekundkę - powiedziała przykładając go do ucha. - Nie mogę teraz rozmawiać, oddzwonię do ciebie za dosłownie parę minut. Mam pacjentkę.
      Rozglądnęłam się po pokoju, czekając cierpliwie aż skończy.
     - To kobieta w ciąży, nie może czekać - próbowała się wykręcić. W końcu westchnęła i zwróciła się do mnie: - Pani Stoessel, wyjdę na chwilę i już do pani wracam.
     Pokiwałam głową, odrobinę rozdrażniona jej postawą.
     - Tak, dobrze usłyszałaś, powiedziałam pani Stoessel - mówiła do telefonu, odchodząc. - Blair, proszę, nie zmieniaj teraz tematu!
     Kobieta zniknęła za drzwiami, a ja zamarłam słysząc jej słowa. Pokręciłam głową, nie mogąc w to uwierzyć. Blair? Błagam tylko nie ta Blair.
______
Przychodzę do was z jednodniowym poślizgiem, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ♥ Nie będę się rozpisywać, ponieważ muszę iść pouczyć się słówek na jutrzejszy sprawdzian z angielskiego.
Jeszcze raz chciałam wam podziękować za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem ♥ Nie spodziewałam się ich aż tylu. Mam nadzieję, że i tym razem mnie zawiedziecie :*
Do następnego ;**

8.11.2015

Capitulo 47

     
Rozdział dedykuję CallMeMrsBlanco

     Kolejne dni były dla mnie koszmarem. Każdego dnia wmawiałam sobie, że nie czekam na jakąkolwiek wiadomość ze strony Jorge'a, ale kiedy tylko kładłam się do łóżka, wybuchałam gorzkim płaczem, zdając sobie sprawę, że kolejny dzień skończył się bez ani jednego słowa od niego. Sądziłam, że spróbuje naprawić nasze relacje, będzie się starał odzyskać moje zaufanie. Myliłam się. Ale czy to nie jest to czego chciałam?
     Osoby, przebywające ze mną martwili się o mnie. Lodovica, Clement i Diego odwiedzali mnie prawie każdego dnia. Wiedzieli co się stało. Często próbowali mnie rozśmieszać. Starałam się pokazać im, że nie jest ze mną aż tak źle, ale nie mogłam nie dostrzec zaniepokojenia widocznego w ich oczach.
     To było ponad moje siły. Wewnątrz mojego serca tkwiła dziura, której nikt nie był w stanie wypełnić. Przechodziłam przez to każdego dnia. Zmuszałam się do codziennego wstawania, jedzenia, wykonywania obowiązków, uśmiechania się - zwłaszcza przy przyjaciołach. Starałam się ignorować to, co czułam w środku. Ale gdy tylko zamykałam oczy, pod moimi powiekami natychmiast pojawiał się obraz ukochanego.
     Schudłam i prawie w ogóle nie spałam. Najczęściej zasypiałam dopiero nad ranem, ale mój sen nigdy nie trwał wystarczająco długo.
     Tęskniłam za drżeniem jego głosu gdy wymawiał moje imię. Brakowało mi dotyku jego rąk i ust. Próbowałam wymazać z pamięci smak jego pocałunków, ale są rzeczy, których dziewczyna nigdy nie zapomni.
     Obudziłam się pewnego ranka z potwornym bólem brzucha. Byłam rozgrzana i spocona. W chwili kiedy ocierałam wilgoć z czoła, poczułam skurcz w żołądku, tak bolesny, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Z ręką na ustach pobiegłam do łazienki.
     Czułam się fatalnie. Siedząc na podłodze oparłam czoło o zimną posadzkę. Po krótkiej chwili moim ciałem wstrząsnęła kolejna fala torsji.
     Kiedy nabrałam pewności, że jest mi już lepiej, spróbowałam niezdarnie wstać, żeby opłukać usta. Zaczęłam również gorączkowo myślać, nad tym, co takiego mogłam poprzedniego dnia zjeść. Do głowy nie przychodziło mi nic szkodliwego. Kiedy wytarłam już sobie twarz, sięgnęłam po gumkę i spięłam nią sobie włosy.

     Dryń, dryń, dryń. 

     Nagle moich uszu dobiegł znajomy dźwięk dzwoniącego telefonu. Z ociąganiem wróciłam po niego do sypialni.
     - Halo? - zapytałam słabym głosem.
     - Tini! - zapiszczała mi do ucha Lodovica. - Nie możesz już dłużej siedzieć w domu! To niezdrowe. Pakuj strój kąpielowy, za kilka minut u ciebie będę. Idziemy na basen! - głos dziewczyny był tak głośny, że aż musiałam oddalić telefon od ucha.
     - Wybacz, Lodo, ale nie mam ochoty - powiedziałam szczerze. - Dopadła mnie grypa żołądkowa i w dodatku powinnam dzisiaj dostać okres. Dzisiaj nie zamierzam pokazywać się na żadnych basenach, a tym bardziej publicznych. 
     - To samo mówiłaś w zeszłym tygodniu! - oburzyła się przyjaciółka. - No chyba, że ty co ty tydzień dostajesz okres.    
     - Słucham? - nie wiedziałam, o co jej chodzi.    
     - Tydzień temu również chciałam iść z tobą na basen. Wiesz jaka była twoja wymówka? Miesiączkowanie. Lepiej powiedz prawdę, że nie masz ochoty nigdzie wychodzić. - zamarłam, słysząc słowa przyjaciółki. Gorączkowo zaczęłam liczyć w głowie dni.  
      - Tini, czy wszystko z tobą porządku? - zapytała zaniepokojona Lodovica.  
      - Który dzisiaj jest? - zdołałam z siebie w końcu wydusić.    
      - Ósmy, dlaczego pytasz?    
     Poczułam jak oblewa mnie zimny pot. Nie mogłam się nawet poruszyć. Pokręciłam nerwowo głową. To niemożliwe! Przecież cały czas regularnie brałam tabletki! 
     - Lodovica, co może oznaczać spóźnianie się okresu o tydzień, jeśli zawsze dostawałam go o tej samej porze? - w telefonie zapanowała długa cisza. 
     W zasadzie znałam odpowiedź na to pytanie. Nie trzeba było być lekarzem, żeby domyśleć się, co mi dolega.
     - Tini? - usłyszałam jej zmartwiony głos.
     - Tak?
     - Zaraz u ciebie będę - powiedziała szybko, po czym się rozłączyła. 
     Odłożyłam telefon na szafkę i instynktownie dotknęłam swojego brzucha przerażona. Nie, to nie może być prawda... Moje serce trzepotała z ogromną siłą, ręce zaczęły się trząść. Powolnym ruchem sięgnęłam do szufladki, szukając tabletek. Nie  mogłam uwierzyć, że nie uchroniły mnie one przed ciąża. Miałam wielką ochotę rzucić nimi wściekle przez cały pokój. Po co produkują coś, co nie działa? Wyciągnęłam ulotkę, czytając po raz kolejny jej treść. „Badania naukowe, jakim poddano nową pigułkę antykoncepcyjną, potwierdzają jej wysoką skuteczność. W trwającym 26 cykli badaniu porównawczym, w 11 165 cyklach stosowania preparatu wystąpiły jedynie dwie ciąże, przy czym jedna z nich została przypisana nieprzestrzeganiu zasad antykoncepcji przez pacjentkę, czyli na przykład pomijaniu tabletek.” Czy mogłam mieć tak wielkiego pecha? 
     Włożyłam ulotkę z powrotem do pudełka i podeszłam do lustra. Nadal miałam na sobie jedwabne szorty i koszulkę na ramiączkach, w które przebrałam się do snu. Zsunęłam odrobinę spodenki, podciągnęłam koszulkę i przyjrzałam się swojemu brzuchowi, nie zauważając żadnej różnicy. 
     - To niemożliwe - szepnęłam. 
     Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Domyślając się, że to Lodovica, poszłam wpuścić dziewczynę do środka. Nie myliłam się. Już po chwili stała przede mną zatroskana przyjaciółka z jakąś siateczką w ręce. 
     - Martina, jak to się mogło stać? Nie zabezpieczaliście się? - wypaliła od razu, sprawiając wrażenie bardzo zatroskanej. - Myślałam, że Jorge jest bardziej rozsądny. 
     - Uspokój się! Wcale mi nie pomagasz - oburzyłam się. - Brałam tabletki.
     - Nic z tego nie rozumiem. Może brałaś cokolwiek, co mogło osłabić ich działanie. Przecież nie mogły po prostu... nie zadziałać. 
     Pokręciłam przecząco głową. Moja mama była lekarzem, więc doskonale wiedziałam, że niektóre leki mogą powodować zmniejszenie skuteczności stosowanej antykoncepcji. Popatrzyłam na Lodovicę zaszklonymi oczyma. Ja również tego nie pojmowałam. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale na pewno nie niechcianej ciąży.
     - Jest tylko jeden sposób, dzięki któremu zyskamy pewność - mówiąc to, wcisnęła mi w dłoń tajemnicze pudełko.
     - Test? – szepnęłam, czując jak z mojej twarzy odpływa cała krew. 
     - Wiesz co z tym zrobić.  
     - Ale ja nie chcę - przyznałam zdenerwowana, kurczowo ściskając podłużne pudełko. - Nie wiem czy jestem gotowa poznać prawdę. 
     - Przeciąganie tego w nieskończoność nic nie da - odparła poważnie. - Nawet mnie nie denerwuj! W tej chwili wchodź do tej łazienki!
     Westchnęłam ciężko, próbując zebrać odwagę w sobie. Czułam zagubiona i przestraszona. A co jeśli okaże to się prawdą? Co ja wtedy zrobię? Przecież ja doskonale wiem co wtedy zrobię. Urodzę to dziecko i będę je kochać. Nie potrafiłabym dokonać aborcji. Jak w transie, potykając się, idę do toalety. 
     Kiedy wróciłam, zauważyłam, że Lodovica usiadła na kanapie w salonie. Gestem pokazuje, abym się pospieszyła. Siadam obok niej i bez słowa podaje jej plastikową pałeczkę. 
     Spojrzałam na nią wyczekująco. Mogłam usłyszeć bicie własnego serca. Miałam wrażenie, że czas zaczął uciekać coraz wolniej. Prawie dusiłam się z napięcia. Nagle w na teście zaczęły się przejaśniać fioletowe kropeczki, tworząc wyraźny drugi pasek. Przełknęłam głośno ślinę. Przybliżyłam do siebie test jeszcze bliżej, przyglądając mu się badawczo. 
     - Lodo, proszę powiedz mi, że widzę podwójnie, że te dwie kreseczki to tylko wybryk mojej wyobraźni. Tu jest tylko jedna kreseczka, prawda? - zapytałam z nadzieją. 
     Widziałam, że zawahała się przez moment. W końcu podniosła na mnie wzrok. Spojrzenie ma poważne, czym odebrała mi całą nadzieję.
      - Nie, Tini. Tu naprawdę są dwie kreseczki.. 
__________
Cześć. Mogłabym zacząć od przepraszania, ale ani ja nie mam siły tego pisać, ani pewnie wam się tego nie chce czytać. Zacznę więc od powiedzenia napisania, że wróciłam. Chyba już na dobre. Ktoś się cieszy? Pewnie nikt xD Rozdziały tak jak zapowiadałam postaram się dodawać regularnie co dwa tygodnie. Mogą one czasami być krótsze, ale to tylko dlatego, że mam dużo nauki. Druga liceum to naprawdę sporo pracy T.T 
Cały rozdział poświęcony jednemu wątkowi. Mam nadzieję, że na początek to wam wystarczy ♥ Mam prośbę do wszystkich, którzy jeszcze to czytają. Napiszcie w komentarzu chociaż jedno słowo, chcę wiedzieć ile was tu jeszcze jest. To dla was chwila, a dla mnie informacja czy powinnam dalej ciągnąć tą historię (bo z bloga nie zrezygnuję). 
Kocham Was ♥