14.02.2015

Capitulo 36

    

       Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale nic nie mówiłam. W powietrzu unosiły się jedynie dźwięki radia i prawie niedosłyszalny warkot silnika. 
       Kiedy zatrzymaliśmy się pod moim mieszkaniem, zlustrowałam spojrzeniem podjazd. Dostrzegłam samochód mojej przyjaciółki, Lodovici. Przez to wszystko zapomniałam o niej i mojej próbie skontaktowania się z nią.
        - Przepraszam, ale dzwonił mój ojciec. Wynikły pewne komplikacje i muszę załatwić z nim pewne sprawy dotyczące firmy. Zajmie mi to cały dzisiejszy wieczór i jutrzejszy dzień. Ty natomiast masz dzień wolny.
        - Nie... Nie zobaczymy się? - zapytałam rozczarowana.
        Nie chciałam, aby odjeżdżał. Nie chciałam się jeszcze z nim rozstawać. Nawet świadomość, że moja przyjaciółka stała pod drzwiami mojego mieszkania, nie mogła tego zmienić. Zamknęłabym go w pokoju i czekałby tam, aż ona sobie pójdzie.  
        - Postaram się być jutro wieczorem - powiedział cicho, wychodząc z samochodu, by otworzyć drzwi z mojej strony.
        Nagle poczułam się osamotniona, a w gardle zaczęła mi się tworzyć ogromna gula. Nie mogłam pozwolić, aby widział mnie w takim stanie. Przecież to tylko jeden dzień, a ja zachowywałam się jakby miałby to być cały rok.
         Brałam to nazbyt poważnie. Ale nic na to nie mogłam poradzić. Może i przywykłam do samotności - przez tyle lat byłam sama - ale w tym momencie ten fakt wydawał się być nader przerażający. 
        Z przyklejonym do twarzy uśmiechem, ujęłam jego dłoń i z pomocą wysiadłam z auta. Nie mogło obyć się bez potknięcia.
       Wylądowałam w jego silnych ramionach. Ręką ujął moją brodę, po czym złożył czuły pocałunek na moich ustach. 
        - Do jutra - zamruczał i jeszcze raz jego usta wylądowały na moich.
        Po chwili oderwał się ode mnie i wrócił do samochodu. Lekko rozkojarzona ruszyłam w stronę wejścia do apartamentowca, wiedząc, że muszę stanąć twarzą w twarz z Lodovicą. Szczerze powiedziawszy trochę się tego bałam. 
        W połowie drogi się odwróciłam. Jorge'a już tam nie było. Przez moment wpatrywałam się w przejeżdżające samochody, po czym ponownie ruszyłam w stronę wejścia. 
        Wolnym krokiem weszłam po schodach na moje piętro. Lodovica czekała na mnie pod drzwiami.
        Miała na sobie cienki czarny płaszcz, jasne dżinsy i ciemne botki. Jej kruczoczarne włosy były zaplecione w luźny warkocz, który opadał na jej kształtne piersi. Gdy mnie zobaczyła, na jej twarz wstąpił uśmiech.    
       - Już jesteś. Gdzie byłaś? Próbowałam do ciebie oddzwonić, ale nie odbierałaś. Dlaczego? - ona i ta jej dociekliwość. 
      Nie miałam szansy się nawet przywitać, ponieważ niespokojnie podeszła do mnie, chwyciła mocno za ramiona i zlustrowała moją twarz. Nie byłam zdolna wydusić ani słowa. Cholera... Musiałam się teraz zmierzyć z jej nieustępliwością. Czarno to widziałam.
      - Byłaś z mężczyzną.
     Spojrzałam na nią zaskoczona. Jakim cudem zdołała to wyczytać z mojej twarzy? Czy to jest aż tak bardzo widoczne?
     - Czyżby to był ten twój szef? - nie pozwoliła mi nawet odpowiedzieć. Po prostu dalej zasypywała mnie pytaniami. - No i jak było? Przespałaś się z nim?
     Uśmiechnęłam się, uciekając wzrokiem przed jej badawczym spojrzeniem jej piwnych oczu. Poczułam się onieśmielona. Chwyciłam się na tym, że moje policzki, po raz kolejny dzisiejszego dnia, zaczęły oblewać się szkarłatem. 
      Zamiast jej odpowiedzieć, podeszłam do drzwi, przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. 
      Lodovica podążyła za mną. Ściągnęła okrycie i powiesiła je na wieszaku. Zsunęłyśmy buty z nóg i ułożyłyśmy ja na specjalnej półce. Podałam jej kapcie, a sama wsunęłam stopy w grube, pluszowe skarpetki.
     - Doczekam się odpowiedzi? - zapytała, wchodząc do salonu.
     - Było dobrze. Nawet bardzo - odpowiedziałam cicho, starając się powstrzymać zdradliwy uśmiech.
     - Och Tini. W końcu przeżyłaś swój pierwszy raz. Już myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie. Zaczęłam sobie nawet wyobrażać ciebie jako starą pannę z kotem - zaczęła chichotać. 
     Dołączyłam do niej. Po chwili jednak spoważniałyśmy. Przyjaciółka pociągnęła mnie w stronę sofy. Usiadłyśmy na niej. 
      - To był twój pierwszy raz - zaczęła, ujmując moje dłonie. - Jeśli naprawdę było ci tak dobrze jak mówisz, to ten Jorge musi być w tym fantastyczny.
      Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo. Po raz kolejny oblewam się krwistym rumieńcem. Zdecydowanie zbyt często to robię. Powinnam postarać się to zwalczyć. Nie mogę przez cały czas chodzić czerwona jak burak.
       - Mój pierwszy raz był okropny - wyznała.
       - Och? - o tym akurat mi nigdy nie wspominała. 
       - Tak, Diego Dominquez. Wydarzyło się to jeszcze w liceum. Diego był sportowcem, a ja szukałam nowych doznań - wzdrygnęła się, a ja jej zawtórowałam. 
       Ten Diego Dominquez?! Ona sobie chyba żartuje. Mój przyjaciel, mężczyzna, który wydaje się być niezwykle niewinny, całkowite przeciwieństwo mojego szefa, rozdziewiczył moją najlepszą przyjaciółkę? 
      Chyba nie zauważyła mojej reakcji, bo ciągnęła dalej.
      - Był strasznie niedelikatny. Typowa katastrofa nastolatków. Cieszę się, że ty nie straciłaś dziewictwa z kimś takim. 
      - A ten Diego... Podobał ci się? - postanowiłam pociągnąć trochę ten temat.
      - To skomplikowane - odparła wymijająco. - Ale nie miałyśmy rozmawiać o mnie - czyli jednak nic z niej nie wyciągnę. Może następnym razem mi się uda. - Wiesz, wyglądasz jakoś inaczej - powiedziała z czułością.
      - I tak się czuję. A jak tam Xabi? - zapytałam, mrugając do niej.
     Spojrzała na mnie rozanielonym wzrokiem. Nigdy dotąd nie widziałam u niej takiej reakcji na mężczyznę.
      - Och, Tini - zaczęła. - On jest taki... No w ogóle... A kiedy my...
      - Kiedy wy?! Spałaś z nim? - zapytałam z niedowierzaniem.
     Lodovica oblała się purpurą, a mnie opadła szczęka. Od kiedy to Lodovica Comello się rumieni? To ja jestem tą, która przez cały czas chodzi czerwona. Nie mogłam uwierzyć, jak ten cały Xabi na nią działa.
      - Lubisz go - stwierdziłam.
      Pokiwała głową, szczerząc się jak wariatka. Nagle usłyszałyśmy piosenkę - a właściwie refren Love Me Like You Do - dochodzącą z mojego telefonu, która obwieszczała, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. 
      Wyjęłam komórkę z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Diego. Lodovica również chciała zobaczyć kto do mnie dzwonił, ale szybko odebrałam, zanim zdążyła się przyjrzeć jego imieniu. Gdyby się dowiedziała, że przyjaźnię się z jej pierwszym, to... Nie mam pojęcia. I jak na razie nie mam zamiaru się tego dowiadywać.
     - Cześć - rzuciłam, przykładając telefon do ucha.
     - Witaj piękna. Jak ci minęły święta?
     - Rewelacyjnie - uśmiechnęłam się pod nosem. - A tobie?
     - Wspaniale. Co być powiedziała na spotkanie? Masz teraz czas? Mógłbym do ciebie wpaść. - nadzieja w jego głosie sprawia, ze poczułam ściskanie w sercu.
     - Niestety jest u mnie przyjaciółka. Może innym razem.
     - Tak... Innym razem - bąknął zrezygnowany.
     - Wpadnij po mnie jutro - wymamrotałam szybko. Niech stracę. - Możemy pójść razem na kawę czy coś.
     - Wspaniale, wpadnę po ciebie około jedenastej. Dobranoc.
     - Dobranoc - rozłączyłam się.
     - Kto to był? - zapytała Lodovica, patrząc na mnie wyczekująco.
     - Kolega z pracy - odpowiedziałam wymijająco. 
     - Wiesz, zmęczona jestem. Chyba powinnam już wracać do domu. Szkoda tylko, że Marco dzisiaj nie ma. Będę musiała spędzić tę noc samotnie.
     - Ja też - zaśmiałam się, chociaż do śmiechu mi wcale nie było, wręcz przeciwnie. - Może byś została na noc?
     - No nie wiem... Nie chcę być problemem.
     - Lodo, nigdy nie byłaś dla mnie problemem - uśmiechnęłam się.
     - No dobra, ale od razu się położę. Na prawdę jestem zmęczona.
     - Dobra, ale poczekaj jeszcze chwilę. Mam coś dla ciebie.
    Wstałam z kanapy i pobiegłam w stronę mojej sypialni. Wyciągnęłam z szafy torbę na prezent, do której wcześniej włożyłam kupiony perfum. Wróciłam do przyjaciółki.
     - Spóźniony prezent świąteczny. Otwórz jak będziesz już w domu.
     - Oj Tini, nie musiałaś. A ja jak zwykle nic do ciebie nie mam.
     - Wystarczy mi twoje szczęście. Idź już spać.
     - Tak jest - zasalutowała.
    Zaśmiałam się. Lodovica skierowała się w stronę pokoju gościnnego. Ja również poczułam się zmęczona. Wstałam i powolnym krokiem udałam się do sypialni. Weszłam do łazienki, która przylegała do mojego pokoju.
     Wzięłam szybki prysznic. Po wytarciu się ręcznikiem, przebrałam w piżamę. Składał się na nią szary T-shirt z dwoma zebrami i spodenki w czarno-białe paski. Myjąc zęby, przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Rzeczywiście, wyglądałam jakoś inaczej.
     Wypłukałam usta i wróciłam do pokoju. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Leżałam, wpatrując się w sufit, który był oświetlony przez uliczne lampy.
     Po krótkiej chwili zamknęłam oczy i odpłynęłam w mocny sen.  Nazajutrz obudziła mnie moja przyjaciółka, krzycząc mi głośno do ucha:
     - Tini, wstawaj!
     Otwarłam niechętnie oczy. Lodovica stała przede mną ubrana w swoje wczorajsze rzeczy. Zerknęłam na telefon. Kilka minut po jedenastej.
     - O co ci chodzi? Chcę jeszcze spać - wymamrotałam sennie, nakładając kołdrę na głowę.
     - Przyszedł jakiś facet do ciebie. Powiedział, że jesteście umówienie. Swoją drogą jest całkiem przystojny.
     - Co?! Diego już przyszedł? - w mgnieniu oka wyskoczyłam spod pościeli. Złapałam za szlafrok, nałożyłam go na siebie i skierowałam się w stronę salonu.
     - Jaki Diego? - zapytała brunetka, idąc za mną. Zatrzymałam się. Odwróciłam się do niej powoli. Chyba tego nie uniknę.
     - Diego Dominquez. Twój pierwszy mężczyzna.
______________
W końcu jest ;D
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Byliście już na Grey'u? Ja wczoraj ♥
Dzisiaj nikomu nie zajmuję,
bo niestety nie mam czasu :(
Następnym razem to zrobię :**

6.02.2015

Capitulo 35

Rozdział dedykuję Martinie Comello

     Gdy winda zatrzymała się w podziemnym garażu, Jorge poprowadził mnie w stronę czarnego samochodu. Sportowy wóz był stylowy i na pewno bardzo drogi. Nigdy wcześniej go nie widziałam.
     Byłam ciekawa ile samochodów jeszcze posiadał. Możliwe, że większość aut, które się tutaj znajdują, należy do niego.
     - Ładny samochód - rzuciłam ze szczerym podziwem.
     Zerknął na mnie i uśmiechnął się szeroko.
     - Wiem.
     Uwielbiam go w takim wydaniu. Słodki i beztroski. Odkąd go poznałam, zdarzyło się to zaledwie kilka razy. Był taki podekscytowany. Chłopcy i te ich zabawki. Przewróciłam oczami, ale nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
      Samochód wydał dźwięk i rozbłysnął światłami, gdy Jorge nacisnął jeden z guzików na pilocie. Natychmiast otworzył przede mną drzwi ze strony pasażera. Wsiadłam do środka i zapięłam pas.
      Natomiast mężczyzna obszedł pojazd, po czym ze swobodnym wdziękiem i elegancją usiadł obok mnie.
      - Możemy opuścić dach jeśli chcesz - pokiwałam głową. - W schowku powinny być jakieś bejsbolówki i jedna para okularów przeciwsłonecznych.
      Jorge przekręcił kluczyk i nacisnął przycisk, dzięki któremu dach zaczął się otwierać. Sięgnęłam do schowka i wyjęłam czapki. Podałam mu jedną, a on ją założył. Zrobiłam to samo, po czym założyłam jeszcze ciemne okulary.
      W końcu szatyn wyjechał z miejsca parkingowego, jadąc w górę po krętej rampie, gdzie zatrzymał się przed szlabanem. Chwilę później jechaliśmy po ulicach Buenos Aires.
      Ruch był niewielki jak na tą godzinę. Moje włosy targał wiatr, tworzony przez prędkość samochodu. Ludzie, obok których przejeżdżaliśmy, wpatrywali się w nas.
      Przez chwilę myślałam, że chodzi im o mnie. Zastanawiali się co taka kobieta jak ja, robi z mężczyzną pokroju Jorge. Znali go. W Buenos Aires nie było osoby, która by o nim nie słyszała. Głowili się nad moją tożsamością: Może nowa kochanka? Pewnie leci tylko na jego pieniądze i pozycję.
     Ale w końcu zdałam sobie sprawę, że patrzą tylko na samochód.
     Nareszcie dotarliśmy do restauracji, znajdującej się na obrzeżach miasta. Mój chłopak zostawił swoją zabawkę na parkingu obok.
     Mój chłopak. Te dwa słowa sprawiają mi ogromną radość. Jorge jest mój. Na tę myśl przez moje ciało przebiegł dreszcz. Ten najprzystojniejszy mężczyzna w kraju, a może nawet i na ziemi należy do mnie. Tylko do mnie.
      Weszliśmy do środka. Rozglądnęłam się dookoła. Panował tu niewielki przepych. Jorge powiedział mi, że knajpka została niedawno otwarta, ale jedzenie mają naprawdę niezłe.
      Wnętrze nie było duże, ale posiadało swój niezwykły urok. Słońce wpadało do środka przez wielkie okna sięgając od podłogi, aż po sam sufit. W powietrzy unosił się zapach jedzenia, który był tak niesamowity, że mój apetyt wzrósł jeszcze bardziej.
       Mężczyzna pociągnął mnie w stronę wolnego stolika, który znajdował się w najodleglejszym kącie sali. Gdy tylko usiedliśmy, podszedł do nas kelner, wręczył MENU i od razu przyjął zamówienie na napoje. Jorge wziął dla nas jakieś wino. Mężczyzna w białej koszuli, czarnej kamizelce, spodniach i muszce zapisał coś w notatniku, po czym odszedł w stronę baru.
      Otworzyłam kartę i zaczęłam przeglądać listę potraw.
      - Na co masz ochotę - zapytałam, nie mogąc się na nic zdecydować.
      - Tego na co mam ochotę nie ma niestety w karcie - oznajmił, uśmiechając się filuternie i patrząc prosto w moje oczy.
      Poczułam ciepło napływające do moich policzków. Jego uśmiech robił ze mną szalone rzeczy, a głęboki ton jego głosu jeszcze bardziej potęgował moje odczucia.
      Kelner wrócił z butelką wina i dwoma kieliszkami. Rozlał trunek, a następnie odłożył flaszkę na stół. Od razu upijałam łyk.
      - Są już państwo gotowi?
      - Nie do końca - oznajmia Jorge. - Co by nam pan polecił?
      - Dzisiejszym daniem dnia są ostrygi - odpowiedział grzecznie, kątem oka przyglądając się mojej twarzy.
       - W takim razie poprosimy dwie porcje.
       Ostrygi? Przełknęłam ślinę. Nigdy ich nie jadłam. Szczerze mówiąc, nie byłam fanką tego typu owoców morza. Wszystkie ośmiornice, krewetki i ostrygi napawały mnie obrzydzeniem. Nie wiem jak zdołam coś takiego przełknąć. Upijał kolejny łyk wina.
       Pracownik restauracji odszedł, by po niespełna kilku minutach wrócić ponownie, lecz tym razem z naszymi daniami.
       - Smacznego.
       Spojrzałam niepewnie na swój talerz. Leżało na nim kilka ostryg. Chciałam jednej spróbować, ale nie wiedziałam nawet jak się do tego zabrać.
       - Lubisz ostrygi? - pyta miękko Jorge.
       - Nigdy ich nie jadłam - odpowiedziałam cicho, przygryzając dolną wargę.
       - Naprawdę? - potakuję. - Cóż. Pokażę ci jak się je powinno jeść - sięgnął po jedną i wycisnął na nią nieco cytryny. - Musisz tylko przechylić i połknąć. To nic trudnego - uśmiechnął się szeroko, a potem podniósł ją do ust.
       Zachęcił mnie, abym spróbowała. Wzięłam do ręki jedną z ostryg. Podobnie jak on, wycisnęłam na nią kwaśny owoc, podniosłam do ust i przechyliłam. Ześlizgnęła mi się do gardła, pozostawiając po sobie słonawy posmak morza zmieszany z cierpką cytryną. Oblizałam wargi.
       - Nie jest aż taka zła jak sądziłam - szatyn wybuchnął śmiechem.
       Sięgnęłam po kolejną. Chyba je polubię.
       Patrzyłam jak zjadał swoją porcję. W ekspresowym tempie zjadł wszystkie swoje ostrygi. Zapytał czy może kilka moich. Zgodziłam się.
       Ależ ona ma apetyt. Chociaż jego fantastyczna sylwetka na to nie wskazuje. Musi więc sporo ćwiczyć.
       W myślach wybiegłam do wspomnienia poranka przed świętami, gdy weszłam do jego kuchni, zastając go w samych spodniach od piżamy, które zwisały niebezpiecznie nisko. Strasznie mnie to rozpraszało.
       Poprawiłam się na krześle. Mężczyzna podniósł na mnie wzrok, a ja mimowolnie oblałam się rumieńcem.
       - O czym myślisz?
       Moje policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, na co on uśmiechnął się szelmowsko. Intensywność jego spojrzenia zapierała mi dech w piersiach.
       - O tym jaki jesteś wspaniały.
       Miał coś powiedzieć, gdy zadzwonił jego telefon. Sięgnął do kieszeni, wyjął go i przyłożył sobie do ucha.
       - Słucham - rzucił.
       Po usłyszeniu pierwszych słów swojego rozmówcy, wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Ciepło w jego oczach zniknęło. Ponownie przyjął swoją spiętą postawę. Jego maska powróciła, ale w groźniejszym wydaniu.
      Wyglądał na prawdę złowrogo. Poczułam się nieswojo i niezwykle nie na miejscu. Po jednym zerknięciu na mnie udał się w stronę drzwi. Zastanawiałam się co lub kto mógł wywołać tą nagłą zmianę.
      Wrócił chwilę później. Na mój widok jego spojrzenie od razu łagodnieje. Gestem przywołuje kelnera i prosi go o rachunek. Uregulowawszy go, wstaje i wyciąga w moją stronę rękę.
       - Chodź.
       Ujęłam jego dłoń. Podążyliśmy w stronę wyjścia z restauracji. Wsiedliśmy do samochodu. Po odpaleniu silnika, wyjechaliśmy na ulicę. Po chwili zorientowałam się, że nie jest to droga do apartamentu Jorge'a, ale do mojego mieszkania.
________
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału w niedzielę ;(
Ale nie miałam nawet siły, żeby go napisać ;(
Mam nadzieję, że coś podobnego już się więcej nie powtórzy ;D
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze ♥
Są dla mnie najlepszą motywacją ♥