Rozdział dedykuję Aleksandrze Wodzińskiej oraz Brithany, która razem ze mną napisała początek poniższego rozdziału. Dziękuję ♥
Włożyłam czarne botki od Louboutina i spojrzałam na swoje lustrzane odbicie. Postawiłam na luźny ubiór, w końcu wybieram się do Lodovici. Nadal uważam dziewczynę za swoją przyjaciółkę, z drugiej strony myślę, jak musi być jej ciężko. Gdyby wtedy ten kretyn nie przyszedł do mojego domu - przeszło mi przez myśl.
Chwyciłam torebkę i wyszłam na świeże powietrze. Zapowiadał się słoneczny dzień. Skierowałam się w stronę domu czarnowłosej, myśląc, jak się z tego wszystkiego wytłumaczyć. Z Diego łączy mnie wyłącznie przyjaźń i nic głębszego. Z mojej strony chłopak nie ma na co liczyć. Jednak Lodo... mam wrażenie, że jest nim nadal zauroczona, choć nie chce się do tego przyznać.
Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam dom włoszki. Podeszłam bliżej. Zadzwonić czy nie? - podświadomość obudziła się w mniej odpowiednim momencie. W końcu odważyłam się przycisnąć pstryczek. Rozbrzmiał piskliwy odgłos dzwonka. Usłyszałam kroki, aż drzwi się otworzyły. W nich stanęła osoba, z którą okropnie bałam się rozmawiać. Nogi miałam jak z waty. Lodovica odchrząknęła i popatrzyła się na mnie spod byka. Przeczuwam, że raczej nie wpuści mnie do swojego mieszkania.
- Cześć Lodo, przyszłam... - przerwała mi i otworzyła usta w celu mówienia:
- Nie interesuje mnie, z jakiego powodu zawracasz mi głowę. Nie mam zamiaru Cię słuchać. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego! - trzasnęła drzwiami przed nosem.
Jest trudniej, niż przeczuwałaś - przewróciłam oczami i zignorowałam słowa podświadomości. Zadzwoniłam kolejny raz. Cisza. Zaczęłam mocno pukać, a raczej walić. Nie kontrolowałam swoich emocji. A jeśli coś jej się stało? - na pewno nic się nie stało.
Wyjrzałam przez okienko, które prowadziło do mieszkania dziewczyny. Rozmawiała z kimś przez czarnego Samsunga, który jest opakowany w jaskrawe czerwone etui. Gdy zaczęła odwracać się w moją stronę, szybko rzuciłam się na bok - z dala od okna. Żeby nie pomyślała, że ją podglądam. Na moje nieszczęście Lodovica zdążyła mnie zauważyć.
- Tini, wiem, że tam jesteś. Wyjdź - zostałam jeszcze chwilę w ukryciu. Westchnęła. - Porozmawiajmy - czy ja się przesłyszałam?!
Moja najlepsza przyjaciółka prosi o rozmowę. Troszkę się przesunęłam. Tak, że po chwili stałam przed Lodo. Miała skrzyżowane ręce na wysokości piersi i obserwowała mnie przenikliwym spojrzeniem.
- Zapraszam do środka - machnęła dłonią w celu zaproszenia.
Spojrzałam na jej twarz, na usta pomalowane wiśniowym błyszczykiem. Widziałam w nich cień uśmiechu. Przekroczyłam próg "królestwa" czarnowłosej. Na półkach znajdowały się książki z kolorowymi okładkami, a na ścianach udało mi się dostrzec zdjęcia z dzieciństwa. Rozsadowiłam się na skórzanej kanapie, która o dziwo, była z miękkiego, przyjemnego w dotyku materiału.
- Coś do picia? - zapytała.
- Tak, herbaty - odpowiedziałam z uśmiechem.
Zmieszała się i poszła do kuchni. Moją uwagę przykuł włączony telewizor, na którym właśnie "leciały" wiadomości.
- Wczoraj rozbił się samolot Nowy York - Buenos Aires. Nie doniesiono nam wszystkich informacji. Z tego co wiadomo od wydawnictwa News Time, rannych zostało 50 osób. Prawdopodobnie nie żyje 10 osób, w tym znane małżeństwo Comello... - Comello, Comello...
Zaraz. Nie mogę w to uwierzyć. Wygląda na to, że rodzice Lodo nie żyją. Nagle wszystko zaczęło do mnie wracać. Wspomnienia, które przez chwilę zostały przeze mnie zapomniane, przewijały się w mojej głowie niczym film, którego nie potrafiłam zatrzymać. Oczami wyobraźni wciąż widziałam ich wypadek. Ból po stracie rodziców był ogromny. Nie chciałam, aby Lodovica przechodziła to samo co ja. Jednak to było nieuniknione.
Do mych oczu zaczęły napływać słone łzy. Szybko się jednak otrząsnęłam i wytarłam kciukiem dowody, które mogą dać mojej przyjaciółce do myślenia. Wzięłam pilot do ręki i przełączyłam na inny kanał.
To straszne, jak teraz mam spojrzeć Lodovice prosto w oczy? Nie. Nie mogę tego wyjawić. To zostanie między Tobą, a mną - słuchałam uważnie głosu dobiegającego z mojej głowy.
- Martina, wszystko gra? Jesteś okropnie blada - przecież nie powiem jej "Lodo, bo tak się składa, że twoi rodzice zginęli w katastrofie samolotowej i cieżko było mi to ukrywać."
- Martina, słuchasz mnie?! Pytałam się czy słodzisz. Po za tym miałaś mi powiedzieć, skąd znasz Diego - powiedziała, po czym lekko się uśmiechnęła i spuściła głowę.
Otworzyła usta w celu mówienia, ale jej przerwałam.
- Poznałam bruneta pierwszego dnia w nowej pracy. On nic dla mnie nie znaczy. Przecież mam Jorge'a - niepewnie sięgnęłam po filiżankę z gorącym trunkiem.
- Przepraszam Cię, Tinita. Za ostro zareagowałam. Teraz, gdy na to patrzę, powód naszej kłótni wydaje się być błahy, nic nieznaczący. Ale mogłaś mi chociaż powiedzieć, że znasz faceta, który pozbawił mnie dziewictwa - zakrztusiłam się herbatą.
- Słuchaj, to ja powinnam Cię przeprosić. Obiecujesz, że już nie będziemy się kłócić? - w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
Nie wiadomo, przez jaki czas będę musiała ukrywać śmierć rodzicieli Comello. Będzie to cholernie trudne. W każdym momencie może się o tym dowiedzieć z telewizji, gazet, internetu. Postanowiłam, że na dzisiaj oszczędzę jej zmartwień. Powiem jej o tym jutro, ale to nie znaczy, że powinna przebywać teraz sama. Wpadłam na genialny pomysł.
- Chciałabyś pójść ze mną na kolację z rodzicami i bratem Jorge'a?
- Po co? Wygląda mi to na rodzinne spotkanie. Przeszkadzałabym tylko.
- Przestań - pokręciłam głową, słysząc jej słowa. - Jesteś moją przyjaciółką.
- Co nie zmienia faktu, że to ma być rodzinne spotkanie - odparła, podkreślając dwa ostatnie słowa.
- Jesteś moją rodziną - wzruszyłam ramionami. - Więc tym bardziej powinnaś zgodzić się ze mną pójść.
- Zgoda - odetchnęłam z ulgą.
***
Po drodze do mieszkania mojego chłopaka, wpadłam do mojego domu po parę ubrań. Nie mogłam przecież pójść w tym co aktualnie miałam na sobie - strój wygodny, aczkolwiek sportowy.
Gdy wyszłam z kamienicy, dostrzegłam taksówkę jadącą w moją stronę. Podbiegłam do końca chodnika i ją zatrzymałam. Podałam kierowcy nazwę ulicy i rozsiadłam się wygodnie na tylnym siedzeniu.
Będąc pod wieżowcem Jorge'a, zapłaciłam za podwózkę i ruszyłam w stronę wejścia. Drzwi otworzył mi portier, posyłając w moją stronę promienny uśmiech. Przeszłam przez hol, wysadzany marmurowymi płytkami i antycznymi meblami, zdobionymi, potężną ilością białych lilii. Wsiadłam do windy i udałam się na odpowiednie piętro.
Stojąc pod drzwiami, wyciągnęłam z torebki klucz, który dostałam od szatyna dzisiaj rano. Ujął moje serce tym gestem. Wiedziałam, że był to przełomowy krok w naszym związku.
Nacisnęłam klamkę i moim oczom ukazał się salon, gdzie na sofie siedział rozparty właściciel ogromnego mieszkania. Wyglądał tak zmysłowo i ponętnie. Mimowolnie oblizałam usta. W obu dłoniach trzymał kieliszek jakiegoś alkoholu, w którym utkwił wzrok. Odchrząknęłam znacząco. Uniósł głowę i gdy tylko zorientował się kto przed nim stoi, odłożył naczynie na stolik i ruszył w moją stronę.
Złapał mnie w pasie, przywierając do moich ust w gorącym pocałunku. Zdecydowanie zbyt krótkim. Oderwał się ode mnie i przejechał dłonią po moim policzku, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
- Tęskniłem - szepnął. Jego wpatrzone we mnie oczy błyszczały, a na ustach błąkał się leniwy, seksowny uśmiech.
- Ja też - muszę poruszyć t e n temat. Teraz. - Jorge...
Zapadła cisza tak krótka jak jedno uderzenie serca - Tak?
- Lodovica pojedzie z nami na kolację.
- Dobrze.
- Zgadzasz się? - spojrzałam na niego podejrzliwie. - Tak po prostu? - westchnął, odwracając wzrok.
- Oglądałem wiadomości - powiedział, po chwili. - Przykro mi - nie wiedziałam, jakim cudem, wciąż udawało mi się powstrzymać potok łez.
- Ona nie wie... - szepnęłam, ukrywając twarz w zagłębieniu szyi ukochanego.
On przycisnął mnie mocniej do siebie. Jedną ręką gładził moje plecy, a drugą wsunął do moich włosów. Brodę oparł na czubku mojej głowy. Wdychałam jego zapach, tak wyraźny, tak kojący.
- Jak to?
- Nie potrafię jej tego powiedzieć.
- Musisz.
- Wiem. Zrobię to. Jutro.
- Tini, przedłużanie tego nie zmniejszy jej cierpienia.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
***
Cała nasza trójka stała przed szklanymi drzwiami do restauracji. Widziałam w nich swoje odbicie. Wyglądałam dobrze. Nawet bardzo. Zdecydowałam się na czarną sukienkę bez ramiączek z asymetrycznym dołem, która doskonale eksponowała moje długie nogi. Odetchnęłam głęboko, chcąc mieć już wszystko za sobą.
Mój chłopak przytrzymał przed nami drzwi. Weszłam pierwsza. Zaczęłam szukać wzrokiem rodziców Jorge'a. Nie musiałam długo się rozglądać. Siedzieli na wprost mnie. Złapałam ukochanego za rękę i razem z Lodovicą niespiesznie ruszyliśmy w ich kierunku.
- Martina - żeński głos z przesadną radością przywitał mnie. - Miło cię znowu widzieć. Jorge, cudownie wyglądasz. A to kto? - zapytała, wskazując niedbale ręką na naszą czarnowłosą towarzyszkę.
- Lodovica Comello, moja przyjaciółka.
- Comello? Czyli to twoi rodzice zginęli w dzisiejszej katastrofie? - zamarłam.
________
Witam was w sobotni wieczór.
Tym razem na rozdział musieliście czekać 3 tygodnie.
Mogłabym teraz zacząć się tłumaczyć, ale po co?
Już nie tylko brak czasu jest tutaj problemem, ale również brak chęci do pisania.
A wszystko przez napływające wiadomości i komentarze "kiedy next?".
To naprawdę nie motywuje do pisania. Wręcz przeciwnie.
Sprawia, że wszystkiego mi się odechciewa.
Mam nadzieję, że od teraz nie będziecie mnie popędzać ;)
Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem ♥
Cieszę się, że to co piszę wam się podoba ^^
Do następnego ;* ;*