Rozdział dedykuję Sheili ♥
Spod na wpół przymkniętych powiek, przypatrywałam się jednej z jego dłoni, leżącej luźno na pościeli.
Nagle zobaczyłam jakiś ruch. Podniosłam głowę z jego torsu i spojrzałam
na twarz ukochanego. Jego oczy były całkowicie otwarte, usta wykrzywione
w grymasie.
- Tini - wychrypiał słabym głosem, uśmiechając się blado. - Co ty tutaj robisz?
- Powinnam kogoś zawołać - wstałam, nie odpowiadając na zadane pytanie.
- Zaczekaj - szatyn podciągnął się z wysiłkiem i spróbował zebrać w sobie siłę, by złapać moją rękę, ale mu się nie udało.
Usiadłam więc z powrotem na krześle i wsunęłam dłoń w jego. Gdy tylko poczułam przyjemne mrowienie w dłoni, łzy
zaczęły płynąć strumykami w dół po moich skroniach. Obudził się. Chociaż
gdzieś głęboko we mnie czaił się strach, miałam nadzieję, że wszystko
będzie dobrze. Byłam tutaj przy nim i nie wyobrażałam sobie by
mogło go kiedyś zabraknąć. Tak bardzo go kochałam.
- Nie
płacz kochanie - uniósł moją dłoń i przysunął sobie do ust. Na jej
wierzchu złożył delikatny pocałunek. - Przecież nic mi nie jest.
Jorge nie zdążył odpowiedzieć, bo do sali wszedł lekarz wraz z pielęgniarką. Zatrzymali się w półkroku nie domykając drzwi.
Odchyliłam się lekko i utkwiłam w nim zaniepokojone spojrzenie.
- Tego jeszcze nie wiemy.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - powiedział, po krótkiej chwili milczenia. - Dlaczego tutaj jesteś? Zraniłem Cię...
- Tak, ale teraz to nie ma znaczenia - odgarnęłam mu włosy z twarzy.
- Ale chcę żebyś wiedział, że moja obecność tutaj nie oznacza, że Ci wybaczyłam.
- Wiem. Nawet na to nie liczyłem.
Ale... czy jest coś, co mógłbym zrobić, aby choć w małym stopniu odpokutować za
moje winy?
Zamroziło mnie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Z jednej strony bałam się zostać ponownie zraniona. Ukochany mężczyzna już nie jeden raz doprowadził mnie do płaczu, czasem świadomie, czasem nienaumyślnie. Mercedes, Kennedy, Blair... kto jeszcze pojawi się na naszej drodze? Do tego jego reakcja na wieść o mojej ciąży.
Ale z drugiej strony... nie potrafię trzymać się od niego z daleka. Nie wiadomo jak bardzo bym się starała o nim zapomnieć, nie umiem wymazać z pamięci jego obrazu. Dotyku chłodnych dłoni na moim rozgrzanym ciele, mokrych pocałunków, jego olśniewającego uśmiechu, oczu, które przeszywają na wskroś i z których nie potrafię nic wyczytać. Ten mężczyzna to jedna wielka tajemnica, z którą pragnę się zaznajomić. Kochałam go szalenie, potrzebowałam tak jak tlenu.
Zamroziło mnie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Z jednej strony bałam się zostać ponownie zraniona. Ukochany mężczyzna już nie jeden raz doprowadził mnie do płaczu, czasem świadomie, czasem nienaumyślnie. Mercedes, Kennedy, Blair... kto jeszcze pojawi się na naszej drodze? Do tego jego reakcja na wieść o mojej ciąży.
Ale z drugiej strony... nie potrafię trzymać się od niego z daleka. Nie wiadomo jak bardzo bym się starała o nim zapomnieć, nie umiem wymazać z pamięci jego obrazu. Dotyku chłodnych dłoni na moim rozgrzanym ciele, mokrych pocałunków, jego olśniewającego uśmiechu, oczu, które przeszywają na wskroś i z których nie potrafię nic wyczytać. Ten mężczyzna to jedna wielka tajemnica, z którą pragnę się zaznajomić. Kochałam go szalenie, potrzebowałam tak jak tlenu.
- Zaskocz mnie - odpowiedziałam w końcu, uśmiechając się zadziornie. .
Jego aksamitny śmiech sprawił, że poczułam przyjemny skurcz w żołądku. Jednak chwilę później spoważniał.
- Dziękuję - wyszeptał.
- Za co?Jorge nie zdążył odpowiedzieć, bo do sali wszedł lekarz wraz z pielęgniarką. Zatrzymali się w półkroku nie domykając drzwi.
- Przepraszam, ale musimy zabrać pacjenta na dalsze badania.
- Dalsze?
-
Przeprowadziliśmy już kilka, ale one nic nie wykazały. Powodem utraty
przytomności było prawdopodobnie zbyt duże przemęczenie.
Przemęczenie?! To o to było tyle zachodu? Spojrzałam na ukochanego, lustrując dokładnie jego twarz. Już wiedziałam skąd zapadnięte policzki, cienie pod oczami, niezdrowy kolor skóry.
- Jeśli i te badania nic nie wykażą, pacjent już dziś wieczorem będzie mógł wrócić do domu.
Wyszłam na korytarz. Diego poderwał się na mój widok. W ręku trzymał małą, czarną torbę. Rozpoznałam, że to była moja torba. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
Przemęczenie?! To o to było tyle zachodu? Spojrzałam na ukochanego, lustrując dokładnie jego twarz. Już wiedziałam skąd zapadnięte policzki, cienie pod oczami, niezdrowy kolor skóry.
- Jeśli i te badania nic nie wykażą, pacjent już dziś wieczorem będzie mógł wrócić do domu.
Wyszłam na korytarz. Diego poderwał się na mój widok. W ręku trzymał małą, czarną torbę. Rozpoznałam, że to była moja torba. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Lodovica podrzuciła mi twoje ubrania. Niestety nie mogła zostać dłużej.
- Zadzwoniłeś do niej? - pokiwał twierdząco głową.
- Dziękuję - to mówiąc, wzięłam od niego torbę i ruszyłam w stronę łazienki.
Tam przebrałam się w przygotowane przez moją przyjaciółkę wygodne ubrania - ciemne dżinsy i zwykły T-shirt. Do tego dorzuciła trampki, abym nie musiała męczyć się chodzeniem w szpilkach. Nie było to nic wyszukanego, ale mi to nie przeszkadzało.
Starannie poskładałam sukienkę, licząc na to, że nie zniszczę jej jeszcze bardziej. Miałam nadzieję, że plamy łez wymieszane z resztkami mojego makijażu łatwo się spiorą.
Przejrzałam się jeszcze w lustrze i wróciłam do reszty. Ku mojemu zdziwieniu nikogo nie znalazłam, prócz pochylonej nad swoim telefonem, Blair.
- Gdzie są wszyscy? - zapytałam.
- Wrócili do domów - wyjaśniła, wzruszając ramionami. - Już późno.
Spojrzałam na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Według niego było kilka minut po trzeciej. Usiadłam obok niej, nie odzywając się więcej.
- Zadzwoniłeś do niej? - pokiwał twierdząco głową.
- Dziękuję - to mówiąc, wzięłam od niego torbę i ruszyłam w stronę łazienki.
Tam przebrałam się w przygotowane przez moją przyjaciółkę wygodne ubrania - ciemne dżinsy i zwykły T-shirt. Do tego dorzuciła trampki, abym nie musiała męczyć się chodzeniem w szpilkach. Nie było to nic wyszukanego, ale mi to nie przeszkadzało.
Starannie poskładałam sukienkę, licząc na to, że nie zniszczę jej jeszcze bardziej. Miałam nadzieję, że plamy łez wymieszane z resztkami mojego makijażu łatwo się spiorą.
Przejrzałam się jeszcze w lustrze i wróciłam do reszty. Ku mojemu zdziwieniu nikogo nie znalazłam, prócz pochylonej nad swoim telefonem, Blair.
- Gdzie są wszyscy? - zapytałam.
- Wrócili do domów - wyjaśniła, wzruszając ramionami. - Już późno.
Spojrzałam na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Według niego było kilka minut po trzeciej. Usiadłam obok niej, nie odzywając się więcej.
Wraz Clement'em i Blair czekałam na parkingu na jego przyjście. Gdy tylko drzwi szpitala się otworzyły, a w blasku słońca ukazał się Jorge, blondynka rzuciła się w jego kierunku. Wyglądała, jakby zamierzała rzucić mu się na szyję, ale on zdecydowanym ruchem odsunął ją od siebie i podszedł do mnie. Uniósł obie dłonie i palcami dotykał mnie po skroniach, następnie po policzkach aż w końcu doszedł do ramion. Przyciągnął mnie do siebie i trzymał w mocnym uścisku. Nic nie powiedział, ale właściwie nie musiał. Wiedziałam to, co miałam wiedzieć.
Po krótkiej chwili odsunął mnie od siebie minimalnie, pochylił się do mojej szczęki, chcąc przycisnąć swoje usta do moich, lecz w ostatniej chwili odchyliłam głowę w drugą stronę.
- Jorge, mówiłam już, że jeszcze Ci nie wybaczyłam.
Jego oczy przygasły, straciły swój blask, by po chwili znów nabrać koloru jak gdyby nic się nie wydarzyło. Potem zacisnął palce wokół mojej dłoni i odwrócił się w stronę pozostałej dwójki.
- Blair, Clement - skinął im głową na powitanie.
Odpowiedzieli mu tym samym, po czym francuz wyciągnął z kieszeni kluczyki do swojego samochodu. Jego światła zamrugały, a w powietrzu rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk obwieszczający, że drzwi auta zostały otwarte.
Wsiedliśmy do środka. Clement i blondynka na przednich siedzeniach, ja z Jorge'm z tyłu. Jechaliśmy w ciszy, którą po kilku minutach przerwał szatyn, zaraz po tym, jak przysunął się bliżej mnie.
- Chcę iść z tobą na randkę - wyszeptał mi do ucha. - Zacząć od nowa, wyjaśnić parę spraw.
Nie wierzyłam własnym uszom. Czy to dzieje się naprawdę?
- Nie mogę się doczekać.
Nagrodą za pozytywną odpowiedź, był jego szczęśliwy uśmiech.
__________
Krótki, wiem :(
Następny będzie dłuższy, obiecuję ♥
Odpowiedzieli mu tym samym, po czym francuz wyciągnął z kieszeni kluczyki do swojego samochodu. Jego światła zamrugały, a w powietrzu rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk obwieszczający, że drzwi auta zostały otwarte.
Wsiedliśmy do środka. Clement i blondynka na przednich siedzeniach, ja z Jorge'm z tyłu. Jechaliśmy w ciszy, którą po kilku minutach przerwał szatyn, zaraz po tym, jak przysunął się bliżej mnie.
- Chcę iść z tobą na randkę - wyszeptał mi do ucha. - Zacząć od nowa, wyjaśnić parę spraw.
Nie wierzyłam własnym uszom. Czy to dzieje się naprawdę?
- Nie mogę się doczekać.
Nagrodą za pozytywną odpowiedź, był jego szczęśliwy uśmiech.
__________
Krótki, wiem :(
Następny będzie dłuższy, obiecuję ♥