30.08.2014

Capitulo 8


     Minęło kilka dni od tamtej niedzieli. Dokładnie cztery. Dzisiaj jest czwartek. Ostatnie dni wyglądały zupełnie tak samo. Wstałam, poszłam do pracy, później na przekór Jorge'owi spotykałam się z Diego. Myślę, że się z nim zaprzyjaźniłam. Mówią, że taka przyjaźń jak nasza, damsko-męska, nie istnieje. Ja nie wiem, co o tym myśleć. Czy to możliwe, bym mogła się w nim zakochać? Czuję się przy nim swobodnie, lubię jego towarzystwo, nie wiem czy bym w tej pracy wytrzymała gdyby nie on. Jorge jest taki władczy, arogancki, ostatnio nie zwraca na mnie uwagi, nie przywita się, daje mi tylko pełno papierkowej roboty, codziennie coś dokłada. Podejrzewam, że to dlatego, bym nie mogła wyjść nigdzie z Diego. Dzisiaj mu się udało. Muszę zostać dłużej, bo inaczej nigdy nie skończę tego na czas.
     Słyszałam też, że przyjaźń pomiędzy kobietą, a mężczyzną istnieje, dopóki jedna osoba nie przyzna się, że darzy głębszym uczuciem drugą. Skoro ja nic takiego nie czuję, to pewnie Diego... Nie chcę tak. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane. Zakochał się we mnie, a ja... Jestem zauroczona w Jorgu.
      Właśnie, mój "boski" szef. Po co on do mnie wtedy przyszedł? I skąd wiedział, że tamten wieczór spędziłam z Diego? Śledzi mnie? Jest zazdrosny? A może próbuje mnie chronić? Przed kim? Diego, przecież jest nieszkodliwy. Pełno pytań, zero odpowiedzi.
    Odpowiedź... To jest to czego najbardziej teraz potrzebuję. Chciałabym poznać choć jedną. Czy to tak wiele? Nie daje mi to spokoju. Przez cały czas myślę tylko o tym. To staje się nie do wytrzymania. Nie lubię tego. Jedna myśl prowadzi do kolejnej. I tak w kółko.
     Miałam już wychodzić. Jest dziewiętnasta. Dawno powinnam być w domu. Wzięłam moją torebkę, po czym skierowałam się do windy. Gdy miałam nacisnąć guzik przywołujący, usłyszałam jak Jorge mnie woła.
     - Martina...
     - Tak? - odwróciłam się.
     - Przed nami kilka wyjazdów służbowych. Pierwszy z nich jest do La Platy. To niedaleko, więc pojedziemy moim samochodem. Spakuj się, wyjeżdżamy już jutro o ósmej.
     - Co? Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - zapytałam wściekła.
     - Bo też dopiero dzisiaj się dowiedziałem.
     - Na jak długo?
     - Trzy dni. Nie martw się będziemy mieć osobne pokoje - rzucił, po czym wrócił do swojego biura.
     Stałam tam nie mogąc się ruszyć. O co znowu mu chodzi? Jak zwykle nic z tego nie rozumiałam. Ten człowiek doprowadza mnie do białej gorączki. W końcu z ociąganiem, wróciłam do domu.
     Spakowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Miałam tylko jedną torbę. Dość dużą. Nigdy nie wyjeżdżałam w taką podróż, więc nie wiedziałam co mogłoby mi być potrzebne. Mam kilka spódniczek, spodnie, bluzki, szpilki, trampki oraz bardzo skąpą koszulę nocną. Jorge'u Blanco w końcu nie będziemy dzielić jednego pokoju. Uśmiechnęłam się do siebie zadziornie. Będzie miał za tę swoją bezsensowną uwagę. Wiem, przecież on może mnie w niej nie zobaczyć, ale ja już się o to postaram. Będzie starał się zebrać swoją szczękę z podłogi przez co najmniej miesiąc.
    Zmęczona dzisiejszym dniem położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć. A gdy już to zrobiłam powróciły do mnie koszmary o wypadku rodziców. Nie spałam długo. Może z cztery godziny. Gdy w końcu się przebudziłam była szósta. Na pewno już nie zasnę. Wyszłam z łóżka, po czym udałam się do łazienki. Mam jeszcze dwie godziny. Postanowiłam umyć włosy.
    Weszłam pod prysznic, wzięłam do ręki mój ulubiony truskawkowy szampon i zaczęłam wmasowywać go we włosy. Odchyliłam głowę delikatnie w tył. Gdy były już całe z piany, spłukałam je. Umyłam całe ciało. Gdy wyszłam sięgnęłam po ręcznik. Wytarłam się nim. Sięgnęłam po bieliznę. Ubrałam się. Założyłam również długie, czarne spodnie oraz zwykłą beżową bluzkę. Wróciłam do pokoju, po to aby zabrać torbę oraz małą torebkę, przewieszaną przez ramię. Śniadania niestety zjeść nie mogłam. Za bardzo byłam zdenerwowana. W windzie atmosfera była nie do wytrzymania. A byliśmy w niej zaledwie kilka minut. To już się boję jak będę się czuć w jego samochodzie. Kilka godzin. Sam na sam. Ja kontra Jorge. To będzie długa podróż...
      Spojrzałam na zegarek. Piętnaście po siódmej. Musiałam brać długi prysznic. Mimo, iż miałam jeszcze trzy kwadranse do wyjazdu, postanowiłam, że już wyjdę. Szłam wolno, w stronę biura, ciągnąc za sobą mój bagaż. Gdy już znalazłam się pod wieżowcem, ujrzałam mojego szefa wychodzącego z czarnego auta. Nie znam się na samochodach, więc nie mogę nic więcej o nim powiedzieć, ale na widok Jorge'a moje serce na chwilę przestało bić. Wyglądał wspaniale w dżinsach i zwykłej, bordowej bluzce z krótkim rękawkiem. Na nogach miał szare conversy, a na głowie miał artystyczny nieład. Wyglądał nieziemsko. Nie sądziłam, że ktoś może być tak przystojny. Podeszłam do niego na chwiejnych nogach.
      - Dzień dobry - przywitałam się.
      On natomiast rzucił tylko na mnie okiem, wziął moją walizkę, wrzucił ją do samochodu, po czym usiadł za kierownicą. Nie spuszczałam z jego wzroku. Poruszał się tak zmysłowo.
      - Będziesz tak stać czy wsiadasz? - zapytał z szerokim uśmiechem.
      Szybkim krokiem obeszłam auto. Usiadłam na miejscu pasażera. Moją torebkę położyłam pod siedzeniem. Ruszyliśmy. Przypatrywałam się mijanym budynkom. Każdy wyglądał podobnie. Nie było to nic ciekawego, ale wolałam patrzeć w tą stronę niż oglądać maślanym wzrokiem mojego boskiego szefa. Już się przyzwyczaiłam do tego, że nie jest mi obojętny. Podoba mi się. Tak bardzo bym chciała by jego usta znalazły się na moich. To jednak niemożliwe. Pora skończyć z nierealnymi marzeniami i powrócić do rzeczywistości.

***

     Podróż minęła szybciej niż się tego spodziewałam. Poza tym, że złapaliśmy gumę, nie było żadnych problemów z dojazdem do hotelu. Oczywiście nie odzywałam się przez całą drogę. Jorge był wystarczająco zdenerwowany. Nie chciałam by na mnie rozładowywał swoją złość. 
     Zostawiliśmy nasze bagaże w jego samochodzie. Weszliśmy do budynku. Był ogromny. Oczywiście pięciogwiazdkowy. Przecież to Jorge Blanco. On nie śpi byle gdzie. 
     Poszliśmy w stronę recepcji. Stała tam ładna brunetka. Wyglądała na o dwa lata starszą ode mnie. 
     - Dwa pokoje zarezerwowane na nazwisko Blanco. 
     Dziewczyna podniosła wzrok znad komputera. Posłała mu kokieteryjne spojrzenie, po czym sprawdziła coś w komputerze. 
     - Bardzo mi przykro, ale w naszym systemie nic nie ma na temat tej rezerwacji.
     - Jak to? - zapytał zaskoczony.
     - Nic takiego nie ma. Zaproponowałabym nocleg, ale nie mamy wolnych miejsc.
     Zdenerwowany Jorge wyszedł z hotelu. Podążyłam za nim. Oparł się o samochód.
     - Jak to możliwe. Miało być wszystko gotowe. Rezerwacji miał dokonać zastępca mojego ojca. Już ja mu pokażę! - wykrzyknął.
     - Jorge? - powiedziałam cicho.
     - Co?! - warknął, na co się wzdrygnęłam.
     - Ty jesteś zastępcą swojego ojca.
___________
I mamy 8 ^^
Widać spodobał wam się OS :D
Dziękuję wam za te wszystkie komentarze :**
Niektórzy chcieli jeszcze 4 część.
Pomyślę nad tym i może ją napiszę, ale nic nie obiecuję.
Kocham was ♥
                                                               10 komentarzy = rozdział 9

26.08.2014

One Shot "Małżeństwo z królem" cz. 3

       W końcu nadszedł dzień ślubu. Leon wrócił wczoraj rano i nawet się nie przywitał ze swoją przyszłą żoną. Co prawda dzień przed wyjazdem spędził z nią miły dzień, jednak później nawet nie zadzwonił. Violetta bała się, że być może się rozmyślił. Wciąż nie rozumiała, dlaczego wybrał właśnie ją. Może podczas wyjazdu, znalazł lepszą kandydatkę? Kobieta zaczynała coraz bardziej się niepokoić.

       Do tego dnia przygotowała się osiem lat. Pomimo tego, czuła, że nie jest jeszcze wystarczająco gotowa. Wszystko działo się zbyt szybko. Zaczęła myśleć, że jej wyobrażanie dotyczące wspólnego życia z Leonem, nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością. Nawet nie będą razem mieszkać.

      Przez cały ostatni tydzień mówiła, że wszystko się jakoś ułoży. W końcu Leon poczuje do niej coś więcej, potrzeba na to czasu. Przecież nie zakocha się w niej ot tak. Jednak to nie pomogło. Z dnia na dzień dręczyły ją coraz większe wątpliwości, a w tym ważnym dniu osiągnęły już poziom krytyczny. Zdawała sobie sprawę, że jest za późno, by się wycofać, nie wiedziała jednak czy jej przyszły małżonek również tak myśli.
      Nadszedł czas stanięcia u boku ukochanego. Wszystko działo się błyskawicznie, więc nie miała czasu dłużej się nad tym wszystkim zastanawiać. Gdy już się obok niego znalazła, spojrzała mu w oczy. Wtedy poczuła jak opuszczają ją wszelkie złe myśli. Zauważyła na jego ustach ledwo widoczny uśmiech. To dodało jej otuchy.
      Kiedy ksiądz ogłosił, że są już mężem i żoną wszyscy zaczęli wiwatować. Violetta czuła się szczęśliwa. Wszystkie jej marzenia się spełniły. Została związana z królem, którego kocha. Szkoda tylko, że on nie jest w niej nawet zakochany...
      Podano obiad, młodzi państwo pokroili tort, zatańczyli pierwszy taniec. Nadszedł czas się pożegnać. Musieli to zrobić z każdym z osobna. Gdy Leon był zajęty rozmową z jednym z gości, dziewczyna zaczęła błądzić wzrokiem po otoczeniu. Nie mogła się doczekać chwili, w której będą sam na sam.
      Nagle zobaczyła ją. Te same włosy, ta sama idealna sylwetka, ta sama twarz. Blondynka, którą widziała w dzień przyjazdu do pałacu. Jeśli wzrok mógłby zabijać, Violetta już dawno leżałaby trupem jakieś 1736 razy. Zaniepokoiło ją to. Chciała pokazać ją swojemu mężowi - jak to słowo cudownie brzmi - jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Mówił, że jej nie znał. Ufała mu, więc postanowiła zostawić temat tajemniczej blondi w spokoju.
      W końcu pożegnali się już ze wszystkimi. Podejrzewała, że wszyscy wiedzą co będą teraz robić. Delikatny rumieniec wstąpił na jej twarz. Leon zaprowadził ją do jej komnaty, by mogła się przebrać. W pokoju czekała na nią Francesca, która pomogła jej zdjąć suknię. Gdy skończyły, jej nowa przyjaciółka wyszła pozostawiając ją samą.
      Violetta podeszła do komody i wyjęła z niej nowiutką koszulę nocną, która mocno przylegała do jej kruchego ciała. Rozpuściła, po czym rozczesała włosy, pozbywając się resztek lakieru.
      - Witaj - podskoczyła przerażona. Zobaczyła Leona idącego w jej stronę.
      - Nie słyszałam jak wszedłeś.
      - Nawet nie pukałem, w końcu jesteśmy małżeństwem - uśmiechnął się figlarnie.
      Nie mogła oderwać od niego wzroku. Była oczarowana jego wyglądem. Miał na sobie dżinsy i odpiętą koszulę. Stanął przed nią i przejechał delikatnie ręką po jej policzku. Dziewczyna wstrzymała oddech, na próżno starając się odprężyć.
      - Zdenerwowana?

      Prawie niezauważalnie pokiwała głową. Leon uśmiechnął się uwodzicielsko. Pochylił się, po czym ucałował jej nagie ramię.

      - Jesteś piękna.
      Chciała powiedzieć, że on również, jednak nie mogła wydusić ani słowa. Zamiast tego przypatrywała mu się z zachwytem. Pragnęła go dotknąć. On jakby wyczuwając jej potrzeby, podniósł jej dłoń i przyłożył sobie do policzka.
       - Odpręż się. Spokojnie. Nie spieszy nam się - wyszeptał.
        Wzięła głęboki oddech, potem drugi. W końcu uśmiechnęła się czule. Zaczęła się uspokajać. Leon przyciągnął ją do siebie, całując w zagłębienie za uchem. Coraz bardziej zaczynało się jej to podobać. Czuła jak dostaje gęsiej skórki.
        Powoli wodził nosem w stronę jej ust. Gdy już tam dotarł, musnął je zaledwie raz, po czym wziął ją na ręce i przeniósł na łóżko. Potem zdjął z siebie ubranie, zostając w samych bokserkach. Położył się obok niej, oparł na łokciu i posłał jej czarujący uśmiech.
       Nie mogąc dłużej czekać, aż ją ponownie dotknie sama przybliżyła się do niego. Przyłożyła ręce do jego torsu i z zachwytem błądziła po nim dłońmi, co chwila składając na nim czułe pocałunki. W końcu Leon zaczął ściągać z niej koszulę. Gdy już leżała przed nim naga, nie mógł oderwać wzroku od jej drobnego ciała. Przybliżył usta do jej ust. Całował ją początkowo delikatnie, później coraz bardziej namiętnie. Violetta nie była w stanie opanować drżenia jej ciała. Było jej gorąco. Spodobał jej się taki stan.
       Mężczyzna zaczął schodzić swoimi ustami coraz niżej, aż w końcu dotarł do jej piersi. Gdy dziewczyna nie mogła już dłużej wytrzymać z podniecenia, zrobiła coś co zaskoczyło ich oboje. Złapała brzegi jego bokserek, po czym powoli zaczęła je ściągać. Byli oboje nadzy i całkowicie siebie spragnieni.
       - Leon - wyszeptała, patrząc na niego błagalnie.
       Wszedł w nią najdelikatniej jak potrafił. Nie chciał robić jej krzywdy. Spojrzał jej w oczy, gdy ujrzał grymas na jej twarzy, zastygnął nieruchomo. Gdy ból minął, przyciągnęła jego twarz do swojej. Ponownie zaczął się w niej poruszać.
       Leon czuł się szczęśliwy. Myślał, że to wszystko - ślub, ceremonia - oddalą go od niej. Stało się wręcz odwrotnie. Zrozumiał, że mu na niej zależy. Stała się dla niego kimś ważnym, jednak nie na tyle, by mógł ją pokochać.
   
***

     Następnego dnia wyjechali w podróż poślubną. Do domku w górach, który znajdował się kilka kilometrów od najbliższego miasta. Nikt im tam nie przeszkadzał. Przez pierwsze dni, nigdzie nie wychodzili. Spędzili ten czas razem, kochając się bądź śpiąc. Violetta była tym wszystkim zachwycona. Spędzi ze swoim ukochanym całe dwa tygodnie, potem niestety wrócą i każdy z nich wróci do swoich obowiązków, poświęcając drugiemu mniej uwagi niż dotychczas. To znaczy, on tak będzie robił. Ona zawsze znajdzie dla niego czas. Kocha go. A może podczas tej podróży jej mąż przywiąże się do niej, że postanowi z nią jednak zamieszkać? On wiedział, że to niemożliwe. Jak już mówił, nie zmieni swoich nawyków.
     Czuł też, że taki stan rzeczy nie potrwa długo. W końcu małżonka mu się znudzi i nie będzie już tak jak teraz. Zawsze tak jest. Z każdą kobietą jaką był. Jednak dni mijały, a ona coraz bardziej go zaskakiwała. Podobało mu się to, ale wiedział, że prędzej czy później, stanie się to zwykłą monotonną rozrywką. Nie przynoszącą żadnej przyjemności.
      Myślał nawet, żeby wrócić wcześniej pod byle jakim pretekstem. Nie chciał, by ona się zbytnio do niego przywiązała. Postanowił, że swój plan zrealizuje na początku następnego tygodnia, dokładnie za cztery dni.
      - Leon? Może wybralibyśmy się pozwiedzać? - zapytała Violetta, podczas śniadania.
      - Niezły pomysł - rzucił tylko. Tak na prawdę, nie chciał nigdzie iść. Wolał zostać w domu, ale jeśli to ją uszczęśliwi, to dlaczego nie.
       Dziewczyna ubrała letnią, żółtą sukienkę na ramiączkach, natomiast on zwykłe dżinsowe spodnie oraz bordową bluzkę. Nie wyglądali jak król i królowa. Teraz byli po prostu zwykłymi turystami, którzy dopiero co się pobrali. Przez cały czas Violetta nie puszczała jego ręki, jakby się bała, że może uciec. Nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć. Czuła się jak we śnie. Za chwilę pewnie się obudzi w swojej starej sypialni w Buenos Airies i powróci do szarej rzeczywistości.
       Po kilku godzinach zwiedzania pięknego miasta, ze wspaniałą architekturą oraz ciekawą historią, postanowili wrócić.  Przechodzili obok parku, gdy Violetta gwałtownie się zatrzymała. Patrzyła w oczy pewnej kobiety, tej samej, którą widziała na ślubie. Sparaliżował ją strach. Nie wiedziała, czego ona może od niej chcieć. Cały czas ją prześladuje. Tym razem, postanowiła, że nie da jej tak łatwo zniknąć.
       - Długie, jasne włosy. Bardzo ładna - wyszeptała, nie spuszczając z niej wzroku.
       Jej mąż spojrzał w tym samym kierunku, jego ciało zesztywniało. Można było od razu poznać, że ją zna. Violetta czuła się urażona. Okłamał ją. Gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, z twarzy blondynki zniknęła wrogość. Zastąpił ją szeroki uśmiech, skierowany do Leona. Szybkim krokiem ruszyła w ich stronę. Nieznajoma była zjawiskowo piękna, a jej uchy zmysłowe i kobiece. Violetta zaczynała się czuć jak szara myszka, której nikt nie zauważa. Mocniej ścisnęła rękę ukochanego.

       - Leonie, jak dobrze cię znowu widzieć - odezwała się uwodzicielsko.

       - Witaj Ludmiło - odparł bez emocji, podając jej rękę.
       Kobieta przywitała się i pocałowała Leona w policzek. Nikt nie pozwala sobie na taką poufałość wobec króla, chyba, że go coś z nim łączy. Violettcie nie trudno było zauważyć, że tych dwoje łączyło kiedyś bardzo wiele.
      - Violetta, poznaj Ludmiłę Ferro. Ludmiło, to jest moja żona.
      - Wasza wysokość - odezwała się kobieta ze słyszalną pogardą w głosie, po czym ukłoniła się w teatralny, wręcz obraźliwy sposób. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta.
      - Może wybralibyśmy się gdzieś razem? - zaproponowała. Violettcie się to nie podobało, jednak jej mąż momentalnie się ożywił.
      - Przykro mi, właśnie wracamy. Może innym razem - uprzedziła ukochanego, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
     - Mówi się trudno. Miło było wreszcie cię poznać. - odparła Ludmiła, nawet na nią nie patrząc. -  Mam nadzieję, że się wkrótce zobaczymy - rzuciła do Leona i posłała mu tajemniczy uśmiech, jakby mieli wspólny sekret.
      Kiedy mijała Violettę, niespodziewanie szepnęła jej do ucha:
       - Możesz być jego żoną, ale Leon i tak kocha mnie jedną.
       Była tak zaskoczona tymi słowami, że nie wiedziała jak się zachować. Puściła rękę męża i poszła sama przodem. On stał chwilę zszokowany, po czym szybko się otrząsnął i do niej dołączył. Nie rozumiał jej zachowania. Chciał ją o to zapytać, lecz postanowił, że zrobi to w domu. Jak będą sami. Bez świadków.
      Dziewczyna szła przygnębiona. Nie chciała go dotykać, bo to by przysporzyło jej jeszcze więcej bólu. Nie łudziła się, że Leon nie miał wcześniej żadnej kobiety, ale kiedy spotkała się z jego byłą kochanką twarzą w twarz, poczuła się sparaliżowana, tym bardziej, że była taka piękna. A może mówiła prawdę i tylko ją jedną kochał?
       Po chwili znaleźli się pod domem. Mężczyzna otworzył przed Violettą drzwi. Jednak ona nie weszła. Spojrzał na nią zrezygnowany, na prawdę nie wiedział o co może jej chodzić.
       - Chcę wrócić do pałacu - oznajmiła.
       - Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
       - O Ludmiłę Ferro - spojrzał na nią wyczekując dalszej części. - Kim ona jest?
       - Znajomą z dawnych czasów.
       - Mam wrażenie, że łączyło was coś więcej niż zwykła znajomość - Leon westchnął, jakby się tego spodziewał.
       - Co ona ci powiedziała? - spytał.
       - Sugerowała, że dobrze się znacie. Spałeś z nią?
       - Nie rób tego!
       - Chcę wiedzieć.
       - Tak, spałem - wydusił po dłuższej chwili. Zabolało ją to.
       - Kochasz ją? - zapytała bez zastanowienia.
       - Ja nikogo nie kocham - zmrużył na nią oczy.
       - Nawet mnie?
       - Violetta... - zaczął.
        Nie wiedział jak jej to wyjaśnić. Gdy po dłuższym czasie nie odpowiadał, po twarzy kobiety spłynęła jedna łza, za nią toczyły się kolejne. Czuła, że ją okłamuje. Przecież musi coś do niej czuć. Kiedy się kochali, widziała to w jego oczach. Dlaczego on sam sobie zaprzecza? Miała ochotę złapać go i potrząsnąć nim z całej siły, żeby wreszcie zaczął normalnie myśleć.
        - Nigdy cię nie zdradzę - oświadczył.
        - Dziękuję bardzo! - jej odpowiedź ociekała sarkazmem. Była zdenerwowana, zła, smutna. - A co z dziećmi? Na nie też nie będziesz zwracał uwagi? - zapytała wściekła.
       - Będziesz ich kochać za nas oboje - wyszeptał.
        - Chcę wracać do pałacu.
        - Jutro z samego rana...
        - Teraz! - krzyknęła.
        Leon nic nie mówiąc poszedł po kluczyki samochodu. Podróż w tą stronę zajęła im kilka godzin. Wtedy Violetta cieszyła się, że będą razem jechać. Sami. Teraz już jej się to nie podobało. Wręcz przeciwnie. Przez całą drogę będzie czuć jego obecność, ciepło bijącego od jego ciała. Czuła, że to będzie najdłuższa podróż w jej życiu...

***
   
        Minęło kilka dni od ich powrotu. Przez cały ten czas się nie widywali. Jeden unikał drugiego jak ognia. Violettę bolała jego ignorancja, on nie chciał się do niej przywiązywać. Był zbyt zaślepiony swoimi dotychczasowymi zasadami, że nie zauważył jak bardzo ją to rani.

        Mimo, że dziewczyna spędzała te dni ze szwagierką czuła się osamotniona. Co wieczór łudziła się, że Leon w końcu oprzytomnieje i do niej przyjdzie. Każdego dnia czekała na niego, a gdy się nie zjawiał robiła się coraz smutniejsza. Miała nadzieję, że uda się jej utrzymać ten związek, ale okazało się, że jest na to za słaba.

       - Francesca, ja dłużej tego nie zniosę. Wracam do Buenos Aires - oświadczyła, gdy jadła z nią wspólną kolację.
       - Co?
       - Ja... ja go w ogóle nie obchodzę - miała w oczach łzy.
       Francesca wstała, okrążyła stół i mocno przytuliła. Patrzyła na nią z takim współczuciem, że Violetta nie była w stanie dłużej utrzymać płaczu. Po jej policzkach potoczyły się łzy. Próbowała zetrzeć je skrawkiem rękawa. Była zła, że okazuje słabość.
        - Co jest ze mną nie tak?
        - Jesteś zdenerwowana. To zrozumiałe.
        - Ale ja taka nie jestem. Nie płaczę z byle powodu.
        Francesca sobie coś uświadomiła. Może te wahania nastroju są spowodowane...
        - A może ty jesteś w ciąży? - zapytała całkiem poważnie.
        - To... to nie możliwe - zaczęła się tłumaczyć, jednak po chwili nie była pewna swoich słów. To całkiem możliwe. Ostatni okres miała pięć miesięcy temu. Nigdy jej się nie spóźniał. Nagle zaczęła się bać. Dziecko. Wyjazd. Leon nie może się o nim dowiedzieć.
         - Musisz zrobić test. Poczekaj chwilę w gabinecie lekarskim powinien jakiś być - wyszła.
       W tym zamku mają wszystko. Po chwili wróciła z pudełeczkiem w ręku. Podała go Violettcie i wysłała ją do łazienki z dokładną instrukcją co powinna zrobić. Spojrzała na test. Jedna, dwie kreski. Pozytywny. Co oznacza...
         - Fran, to prawda - powiedziała wracając do przyjaciółki.
         - Powinnaś iść do lekarza.
         - Pójdę jak już będę w domu.
         - Może jednak zostaniesz. Co będzie z dzieckiem?
         - Wychowam go sama. Leon nie musi wiedzieć.
         - Daj mu trochę czasu - prosiła.
         - Nie mam już na to siły - oznajmiła, po czym poszła do swojego pokoju i zaczęła się pakować.
         Francesca wiedziała, że musi szybko coś zrobić. Inaczej zaprzepaści szansę swojego brata na szczęście. Nie odzywała się do niego odkąd wrócił. Nie mogła znieść, że sprawia swojej żonie tyle przykrości, więc to był jej mały akt buntu.
         - Idiota z ciebie! - krzyknęła, wpadając do jego gabinetu.
        Leon westchnął i wstał. Chciał ją zbesztać, że mu przeszkadza, jednak nie miał na to siły. Nie robić nic ważnego, więc mógł ją wysłuchać. Spojrzał na nią wyczekująco.
         - Stracisz ją.
         - Tak będzie najlepiej - jego siostra popatrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
         - Ty chyba żartujesz.
         - Nie mogę jej dać tego czego potrzebuje - powiedział.
         - Ona wcale o wiele nie prosi. Chce tylko, żebyś przestał się bronić. Myślę, że już przestałeś, ale jesteś zbyt wystraszony, żeby się do tego przyznać.
          - Nic nie rozumiesz.
          -  Może nie rozumiem, ale gdy ona wyjedzie to ciebie będą dręczyć wyrzuty sumienia.
          - Jak to wyjedzie?!
          - Ona przez ciebie cierpi - rzuciła przez zęby i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
          Miała rację. Czuł się z tego powodu winny. Ona pragnęła kogoś innego, a on nie był w stanie się dla niej zmienić. Zasługiwała na coś więcej. Mężczyznę, który będzie kochał ją równie mocno jak ona jego. Który ją uszczęśliwi. Gdy wyobraził sobie Violettę z innym mężczyzną, poczuł jak ogarnia go złość. Fran miała rację, kochał ją, niezależnie od tego jak bardzo się tego wypierał. Nie chce by wyjeżdżała. Zaraz. wyjazd. Czyżby to chciała mu przekazać jego siostra. By coś zrobić, zanim będzie za późno? A co jeśli już jest. Nie ma więcej czasu na rozmyślania. Rzucił się w stronę drzwi. Musi ją odzyskać. Pobiegł w stronę jej apartamentu. Nie pukając wszedł do środka. Ujrzał ją przy łóżku. Pakowała się. Poczuł ucisk w sercu. Nie chciał tego. Była tak tym zajęta, że go nie zauważyła. Dalej wściekle wrzucała swoje rzeczy to torby. Po jej policzkach toczyły się łzy. Serce mu się krajało, gdy widział ją taką.
        Postanowiła odejść. Wszystko nie tak. Nie chciał doprowadzać jej do takiego stanu. Nie sądził, że zażąda rozwodu. W tej sytuacji musieli by się rozwieść. Królestwo nie może zostać bez królowej. Wolał jednak ją przy sobie zatrzymać. Nigdy mu nie powiedziała, że go kocha. On jednak to wiedział. Widział to w jej oczach. Na początku to uczucie go przerażało. W końcu przyzwyczaił się do jej miłości i nie chciał jej stracić.
        - Co ty robisz? - zapytał.
        - Wracam do Buenos Aires.
        - Violetta, ja...
        - Jeśli pozostaniemy razem, będzie to złe dla nas obojga. Zasługuję na to, żeby być z mężczyzną, który potrafi odwzajemnić moją miłość. Ty zasługujesz na żonę, która nie będzie cię kochać takim, jakim jesteś.
       Nareszcie to powiedziała. Kocha go. Poczuł jak jego serce rośnie. Jednak po chwili znów zmalało. Uświadomił  sobie bowiem, co oświadczyła. To znaczy, że kochając go, czuła się winna? Uwierzyła, że go zawiodła? To nie miało sensu. On był wszystkiemu winiec. Ona zrobiła co w jej mocy, by ich związek miał jakąś przyszłość. On to wszystko zaprzepaścił. Nie był pewien czy uda mu się ją przekonać, by została. Postanowił jednak spróbować.
       - Ale ja cię potrzebuję.
       - Po co? - rzuciła zaciekłym tonem.
       - Ja... ja cię kocham - powiedział to. Udało mu się w końcu to powiedzieć.
       Violetta popatrzyła na niego zaskoczona. Nie była pewna czy dobrze usłyszałam.
       - Słucham?
       - Kocham cię - powtórzył, podchodząc do niej bliżej.
       Po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Przytulił ją do siebie, po czym starł je kciukiem.
       - Ja też cię kocham, Leon.
       - Nasze dzieci też będę kochał - oświadczył pewnie - może już zaczniemy się o nie starać - zapytał figlarnie, doprowadzając ją do śmiechu.
       - Nie musimy. Ja już jestem w ciąży - uśmiechnęła się.
      Spojrzał jej w oczy, po czym popatrzył na jej brzuch. Położył na nim swoją dłoń. Kilka łez spłynęło mu po policzku. Nigdy nie płakał. Był zbyt dumny by to zrobić. Teraz się tego nie wstydził. Był szczęśliwy. Violetta wspięła się na palce i scałowała jego łzy. Ona również bardzo się cieszyła. Nie mogła uwierzyć w szczęście jakie ją spotkało. To on był jej jedynym mężczyzną. Tym, na którego zasługuje. Tym, który odwzajemnia jej uczucie. Kochał ją. Kochał ich oboje.
________
Koniec :D Podobało się?
Bo mi się wydaje, że w ogóle cały ten OS jest okropny.
Pora wrócić do zwykłego opowiadania.
Rozdział 8 jeśli pod OS'em będzie 10 komentarzy :*
Dacie radę ^^ kocham was ♥
I zapraszam do nowej zakładki "ZAPYTAJ BOHATERA" :*

22.08.2014

One Shot "Małżeństwo z królem" cz. 2

       Violettę obudziło pukanie do drzwi. Wstała z łóżka, założyła szlafrok, który leżał na fotelu i poszła otworzyć. Za drzwiami ujrzała Francescę, siostrę Leona.
       - Cześć - przywitała się, zdziwiona jej widokiem.
       - Cześć. Przyszłam pomóc Ci przy sprawach związanych ze ślubem. Przez następne dwa tygodnie będę zastępowała ci asystentkę.

       - Dziękuję, ale przecież jesteś księżniczką - powiedziała, marszcząc ze zdziwienia brwi.

       - Tak wiem. Dzisiaj masz spotkanie z żonami senatorów.
       - A mogłabym spotkać się przedtem z moim narzeczonym? - Violetta zapytała. Francesca natomiast zamrugała zaskoczona.
       - Nie ma go. Wyjechał. Nic ci nie powiedział?
       - Nie. Kiedy wróci?
       - W piątek. Za pięć dni. Wyjechał na polowanie.
       Violetta próbowała ukryć wzburzenie i nie okazać rozczarowania. Dziwiło ją jego zachowanie. Przyjechała dopiero wczoraj, a on już ją zostawia. Kiedy wróci, zostanie im zaledwie tydzień, by mogli się lepiej poznać. Może jemu wcale na niej nie zależy?
        Dziewczyna powtarzała sobie, że musiał mieć ważny powód. Może polowanie to tylko pretekst? Miał spotkanie, o jakim nie mógł nikomu mówić. A może pojechał do kobiety? Do tej blondynki, która przyglądała jej się podczas wczorajszego wieczoru. Nie była naiwna, myśląc, że Leon postanowił zachować dla niej swą cnotę. Na pewno miał pełno kobiet. Violetta była coraz bardziej zdenerwowana. Francesca musiała to zauważyć, ponieważ spoglądała na nią z politowaniem. Obiecała sobie, że gdy tylko jej brat wróci, poważnie z nim porozmawia. Nie rozumiała, jak mógł potraktować swoją młodą narzeczoną w tak okropny sposób. Wyjeżdżać mu się zachciało.
       Violetta nie chciała, aby siostra Leona zobaczyła, jak bardzo zraniło ją jego zachowanie. Więc szybko doprowadziła się w duchu do porządku i uśmiechnęła się do niej promiennie.
       - No dobrze. Poczekaj tylko, aż się ubiorę i zaprowadzisz mnie na to spotkanie.
       Kobiety do końca dnia, nie poruszały tematu wyjazdu mężczyzny.

***

      Leon stał na równo przystrzyżonym trawniku w królewskim ogrodzie. Uważnie przyglądał się swojej przyszłej żonie. Siedziała na kocu, pod drzewem, którego liście zaczęły przybierać jesienne barwy. Miała podkurczone nogi, a jej włosy luźno opadały jej na ramiona. W ręce trzymała książkę.
      Król zaczął iść w jej kierunku, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Poczuł nagłą potrzebę znalezienia się obok niej, zatopienia palców w jej pięknych włosach. Dziewczyna była tak pochłonięta lekturą, że go nie zauważyła.

      - Dzień dobry - przywitał się.

       Violetta krzyknęła wystraszona, wyrzucając książkę z rąk. Kiedy go ujrzała, szybko wstała.
      - Przepraszam, przestraszyłeś mnie.
      - To ja powinienem cię przeprosić - zauważył.          Dziewczyna zagryzła dolną wargę, ale widać było, że lada chwila się uśmiechnie. Leon spodziewał się raczej chłodnego powitania, po tym, jak nagle wyjechał. Ona wyglądała jednak na szczęśliwą, że go znów widzi. Postąpił samolubnie, zostawiając ją samą. Chciał jednak nauczyć ją pewnych reguł, na przykład tego, że nie zamierza specjalnie dla niej zmieniać swojego dotychczasowego trybu życia. Ich związek to tylko umowa i im wcześniej Violetta zda sobie z tego sprawę, tym lepiej.
      - Polowanie się udało? - zapytała w końcu.
      - Tak - odparł po chwili wahania.
      - Cieszę się, że już jesteś - uśmiechnęła się pogodnie. Ku swemu zaskoczeniu, on też poczuł się zadowolony.
      - Miałaś dużo pracy?
      - Mnóstwo. Jestem już zmęczona. Poznałam tylu nowych ludzi, że mieszają mi się ich twarze i imiona.           - Pomyślałem, że może wybralibyśmy się na spacer?
      - Chętnie, ale chyba nie dam rady - odparła spoglądając na złoty zegarek.
      - Już wszystko załatwiłem - uśmiechnął się - nie masz już dzisiaj nic do zrobienia.
      - W takim razie chodźmy - wyciągnął do niej rękę, nie mogąc powstrzymać się by jej nie dotknąć.
       Dziewczyna chwilę się wahała. Patrzyła na jego wyciągniętą rękę, którą jednak zdecydowała się złapać. Przy pomocy narzeczonego wstała.
       W tej chwili wszystkie jej obawy, dotyczące tego, gdzie znajdował się jej narzeczony zniknęły. Już jej to nie obchodziło. Ważne, że teraz był z nią.
       Chwilę tak chodzili po ogrodzie. Violettcie bardzo się tu podobało. Pełno drzew, kwiatów, krzewów. Królewski ogrodnik musi być bardzo utalentowany. Nagle usłyszała plusk wody. Im szli dalej, tym dźwięk stawał się coraz bardziej wyraźny. W końcu doszli do niewielkiego, ale jak malowniczego strumienia.
       - Pięknie tutaj - rozmarzyła się.
       Momentalnie zrobiło jej się zimno. Na skórze jej ramion pojawiła się gęsia skórka. Wolną ręką, potarła skórę, chcąc ją rozgrzać. Leon widząc to, zdjął swoją skórzaną kurtkę, po czym zarzucił ją na jej ramiona.
       - Dziękuję - wyszeptała. Poczuła ciepło i zapach jego wody kolońskiej. Leon odgarnął jej włosy, muskając palcami jej szyję. Przeszedł ją dreszcz, nie mający nic wspólnego z temperaturą powietrza.
       - Lubię kiedy masz rozpuszczone włosy - dziewczyna odwróciła zmieszany wzrok. Dotknął jej brody, unosząc ją tak, by na niego spojrzała.
       - Wiesz, że jesteś piękna - zarumieniła się.
       - Wasza wysokość próbuje mnie uwieść - szepnęła i wstrzymała oddech.
       - Jeśli tak, to moja metoda zaczyna działać. Rumienisz się - zauważył, gładząc jej policzek.
       Po ciele Violetty ponownie przeszedł dreszcz. Chciała go dotykać, położyć ręce na jego piersi, poczuć ciepło jego ciała pod swoimi palcami.
        - Muszę cię pocałować.
        To mówiąc, pochylił się i dotknął ustami jej warg. Kobieta zrozumiała, że żadne protesty na nic się nie zdadzą. Poza tym jeden pocałunek nie był zbrodnią.
       - Tylko ten raz - wyjąkała - potem przestaniemy - dodała, jednak już bez przekonania.
       Leon schylił się, nie spuszczając z niej wzroku, po czym delikatnie musnął wargami jej usta. Oboje mieli wrażenie, że czas się zatrzymał. Dziewczyna nigdy dotąd nie przeżyła czegoś tak słodkiego i cudownego. Resztki jej zdrowego rozsądku podpowiadały, że powinna przestać. Mężczyzna jakby to wyczuwając, złapał ją w talii i mocniej przyciągnął do siebie, pogłębiając pocałunek. Tym gestem, zagłuszył jej sumienie. Ciało Violetty domagało się kolejnych pieszczot. Objęła go bezwiednie za szyję. Miała wrażenie, że ogarnia ją fala nieznanego dotąd uczucia, które obezwładniało ją, wypełniając dziwną energią. Chciała, by Leon dotykał ją tak, jak nigdy dotąd nie pozwoliła się dotknąć żadnemu mężczyźnie.
     Z jednej strony była przerażona, z drugiej coraz bardziej podniecona. Już nie mogła się doczekać momentu, w którym będzie mogła mu się oddać i zaspokoić rosnącą rządzę. Do tego czasu brakowało niestety jeszcze kilku dni. Z trudem oderwała się od narzeczonego. Stali tak chwilę, próbując uspokoić przyspieszone oddechy.
     - Powinniśmy już wracać - powiedziała, przerywając ciszę.
     - Masz rację - złapał ją za rękę i poprowadził w stronę pałacu.
      - Chciałabym cię o coś zapytać - odparła po chwili i opowiedziała mu o blondynce, która przyglądała się jej podczas uroczystości - wiesz kim ona jest?
     - Było tylu gości, że nie pamiętam - wzruszył ramionami.
      Violetta miała wrażenie, że coś ukrywa. Nie chciała jednak dalej drążyć tematu. Powrót do zamku nastąpił zbyt szybko. Na schodach czekała na niego jego siostra.
       - Wróciłeś - powiedziała mrużąc oczy - Violetto, możesz zostawić nas na chwilę samych? - zapytała, nie spuszczając z brata wzroku.
      Dziewczyna ostatni raz spojrzała na ukochanego.
      - Zjemy razem kolację?
      - Nie mogę - powiedział po chwili wahania.
      Żadnego wytłumaczenia, żadnych przeprosin? Violetta była rozczarowana i urażona. Nie mógł czy nie chciał? Przed chwilą było im przecież tak dobrze. Ze spuszczoną głową wróciła na koc pod drzewem, gdzie wcześniej rozłożyła koc i zostawiła książkę. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że ma wciąż na ramionach jego kurtkę. Postanowiła, że dzisiaj wieczorem odniesie ją do jego komnaty.

***

    - Jesteś idiotą! - krzyknęła Francesca, gdy tylko Violetta się od nich oddaliła. 
     Widać było, że jest wzburzona. Leon westchnął. Zastanawiał się co znowu takiego zrobił.
    - Twoja narzeczona dopiero przyjechała, a ty wziąłeś nogi za pas i wyjechałeś?! To więcej niż brak wychowania.

     Zastanawiał się, co ją to wszystko obchodzi. Nie zamierzał się przed nikim tłumaczyć, a zwłaszcza przed swoją młodszą siostrą. 
     - Ale ty się musisz jej strasznie bać - stwierdziła. 
     - Uważaj, co mówisz - ostrzegł ją, z trudem powstrzymując wybuch złości.
     - Trafił ci się ktoś wyjątkowy i dobrze o tym wiesz, prawda? Dlatego starasz się ją trzymać na dystans.
     Nie mogła się bardziej mylić. Leon robić Violettcie wielką przysługę, pozwalając jej na zażyłość. 
     - Nie masz prawa mówić mi co powinienem robić - zmrużył oczy. 
     Przyszło mu coś do głowy. Francesca i Violetta mogą zostać przyjaciółkami. Wtedy jego przyszła żona będzie mniej samotna, gdy on będzie wyjeżdżał w sprawach królestwa. Polubił Violę i nie chciał, żeby przez niego cierpiała. Nie potrafił się dla niej zmienić. 
    - Widziałeś Ludmiłę na kolacji w poniedziałek? - zapytała, zmieniając temat. 
    Oczywiście, że ją widział. To o niej wspominała jego narzeczona. Nie chciał jej jednak mówić kim była tajemnicza blondynka. Dla niego była nikim. 
    - Tak, i co z tego?
    - Mam wrażenie, że zaczyna swoją starą grę.
    - Wybacz, ale nie drżę z przerażania.
    - Żebyś tylko później się nie zdziwił. Wiesz do czego ona jest zdolna - niestety wiedział...
    - Och, zapomniałabym. Nasz kuzyn Maximilian chce nas w swojej spółce. Ma on sieć hoteli. 
    To co powiedziała jego siostra, już do reszty pozbawiło go kontroli. Drżał we wściekłości. Nie przepadał za swoim kuzynem. Choć nie przepadał to zbyt delikatne wyrażenie.
    - Mam to gdzieś - prychnął. 
    - Leon... Chociaż odwiedź te hotele - błagała. 
    - No dobrze. Kiedy?
    - W niedzielę będziesz musiał wyjechać.
    - W niedzielę? To już pojutrze... Ile mi to zajmie?
    - Wrócisz dokładnie 24h przed swoim ślubem - powiedziała cicho. 
    Wiedziała, że sprawi tym Violettcie przykrość. Jednak ta spółka była bardzo ważna dla ich kuzyna. Obiecała, że jakoś Leona przekona. Nie chciała go zawieźć. 
    - Zgadzam się. Tylko nie wiem jak ja to powiem Violettcie. 
    - Myślałam, że nie interesują cię jej uczucia - rzuciła. 
    On rzucił jej wściekłe spojrzenie, po czym szybkim krokiem ruszył do swojego pokoju. 

***

     Była wściekła. Nie rozumiała dlaczego nie chciał zjeść z nią kolacji. Czyżby jednak zrobiła coś nie tak? Stała właśnie przed drzwiami jego komnaty. W ręku trzymała kurtkę, która nadal nim pachniała. Jeszcze u niego nie była, ale doskonale wiedziała, że to tu przebywa. 
     Okrycie to oczywiście tylko wymówka. Chciała go po prostu zobaczyć. Dowiedzieć się czy może jest u niego kochanka. Przecież to niedorzeczne - zbeształa się w myślach. Co ona najlepszego robi? Czy naprawdę jest tak żałosna? To jest jej narzeczony, nie potrzebuje pretekstu.
      Zapukała do drzwi. Otworzył jej na wpół nagi Leon. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Nie mogła oderwać wzroku od jego torsu. Z trudem powstrzymała w sobie chęć dotknięcia go. Był piękny. Cudownie umięśniony.
       On spoglądał na nią rozbawiony.
       - Spytałem, czy coś się stało. 
       Spojrzała na niego zdezorientowana. Nie mogła się skoncentrować.
       - Po co przyszłaś.

      Ach tak! Teraz wszystko do niej dotarło.
      - Przyszłam oddać ci kurtkę - powiedziała, wręczając mu ubranie.
      - To wszystko? - spytał.
      - Tak.
      Leon oparł się o framugę drzwi. W tej pozycji wyglądał oszołamiająco. Violettcie zrobiło się gorąco. Coraz trudniej było jej się skupić. Jego widok wcale jej nie onieśmielał. Wręcz przeciwnie, nagle poczuła jak bardzo go pragnie.
      - Może chciałabyś wejść?
      Wiedziała, że nie powinna tego robić. Jednak nie potrafiła odmówić. Po chwili siedziała u niego na kanapie. On w tym czasie nalewał jej do szklanki wody. 
       - Muszę ci coś powiedzieć - zaczął siadając obok niej. - Muszę wyjechać. W niedzielę - wyjaśnił jej czego dotyczył jego wyjazd. 
       - Wrócę dopiero dzień przed naszym ślubem. Jesteś zła?
       Pokręciła głową. Tu chodziło o interesy. A jeśli wyjedzie nie będzie jej kusił. Taki układ jej pasował. 
       - Jutro też prawdopodobnie się nie zobaczymy - powiedziała smutna - mam spotkanie z dekoratorem wnętrz. No chyba, że pójdziesz ze mną - spojrzała na niego.
       - Jeśli to dla ciebie ważne. Ale nie rozumiem dlaczego ja tam jestem potrzebny...
       Najpierw Violetta myślała, że nie rozumie. Dopiero po chwili do niej dotarło, co powiedział Leon. Teraz było jasne, dlaczego nie interesował go remont. Po ślubie wcale nie zamierzał z nią mieszkać. Nie wyprowadzi się ze swojego apartamentu. Będzie tu dalej mieszkał. Z dala od niej. Coś się w niej złamało.   Mężczyzna wyczuł, że coś jest nie tak. 
       - Co ja takiego zrobiłem? - spytał.
       Zamrugała gwałtownie powiekami. Zaskoczyło ją jego pytanie. W końcu  popatrzyła na niego z żalem w oczach.
        - Powiesz mi? - westchnął zrezygnowany. W tym momencie zastanawiała się dlaczego spośród tylu kobiet wybrał właśnie ją. Przecież mógł mieć kogoś innego, komu nie będzie zależało na miłości. Coraz bardziej żałowała swojej decyzji. Jednak nie mogła teraz się wycofać. Poślubi go. Jednak wizja przyszłości u boku Leona przerażała ją. Może jeszcze uda jej się sprawić, że coś do niej poczuje...
       - To głupie... 
       - Słucham.
       - Wydawało mi się - zaczęła niepewnie - Myślałam, że po ślubie zamieszkamy razem - dokończyła, unikając jego wzroku. 
        Mężczyznę zaskoczyło jej wyznanie. Nie sądził, że Violetta będzie chciała z nim zamieszkać. Nigdy dotąd nie pomyślał, że to będzie stanowić jakiś problem. Jego rodzice po ślubie nigdy nie mieszkali razem. Być może w jej świecie to naturalne, jednak nie w jego. Godząc się na ślub z królem, powinna wiedzieć, że to nie będzie zwyczajne małżeństwo. Leon nie zamierzał zmieniać swoich przyzwyczajeń. 
       - Violetta, posłuchaj.
       - Nie ma o czym mówić.
        Wiedział, że Violetta próbuje nadrobić miną, ale reszta jej ciała zdradzała, że jest roztrzęsiona. Było mu przykro, że tak ją zranił, ale ta sprawa nie podlegała dyskusji.  
        - Lepiej jeśli już pójdę - była urażona i zmieszana. Postanowiła, że jak najszybciej go opuści. 
        Nic nie mówiąc, wstała i odeszła w stronę drzwi. Otwarła je po czym wyszła, nawet się nie żegnając. Leona bolało, że jego narzeczona tak cierpi, a jednocześnie próbuje to przed nim ukryć. Nie chciał wprowadzać jej w błąd. Postanowił, że wynagrodzi jej to spędzając z nią więcej czasu. Mógł się zdobyć na ten drobny gest.
_______
No i się doczekaliście ;D
Mam nadzieję, że długość was usatysfakcjonowała :*
Jak pewnie się domyślacie to jeszcze nie koniec. Powstanie jeszcze jedna może dwie części.
Myślę, że to taka miła odskocznia od standardowego opowiadania ;)
Czekam na wasze opinie ♥
       

17.08.2014

One Shot "Małżeństwo z królem" cz. 1

     Violetta Castillo przygotowywała się na tą chwilę przez osiem lat. Jednak gdy zobaczyła króla stojącego na schodach prowadzących do pałacu, zaczęły jej się trząść ręce. Była potwornie zdenerwowana. Zaskoczył ją jego wygląd. Ostatni raz widziała go dwa lata temu. Teraz wydawał się jej jeszcze przystojniejszy niż wtedy. Wyglądał oszałamiająco w garniturze. Na jego piersi znajdowało się kilka orderów i odznaczeń. Był bardzo przystojnym brunetem. Jego włosy lśniły w blasku słońca.  Leon - bo tak miał na imię - wyglądał na jakieś dwadzieścia siedem lat, ona dwa miesiące temu skończyła dziewiętnaście. Ich rodzice uznali, że to będzie odpowiedni moment na małżeństwo.      
      Samochód, w którym się znajdowała, stanął przed czerwonym dywanem. Po obu stronach znajdowały się barierki, a za nimi tłoczyli się mieszkańcy wyspy. Ktoś otworzył przed nią drzwi. Rozległy się wiwaty. Violetta z wrodzonym wdziękiem wyszła z białej limuzyny. Poprawiła swoją długą, granatową suknię, po czym wolno, z uniesioną głową, ruszyła w stronę swojego przyszłego małżonka. Starała się iść i nie wywrócić. Dobrze jej szło. Nie chciała wywrzeć złego wrażenia na tych wszystkich ludziach. Dotarła do schodów. Wchodząc na nie, uważała, aby się nie potknąć. Chciała już mieć to za sobą. Najchętniej odwróciłaby się na pięcie, wskoczyła z powrotem do luksusowego samochodu i wróciła do domu. Nie mogła jednak tego zrobić.
      Gdy znajdowała się już przed Leonem, spojrzała w jego piękne, czekoladowe oczy, po czym z gracją delikatnie się skłoniła - tak jak ja uczono przez ostatnie kilka miesięcy. Po czym drżącym głosem powiedziała:

      - Wasza wysokość.

      - Droga pani - oparł swym niskim, zmysłowym głosem, uśmiechając się przyjaźnie. Podał jej dłoń.
       Gdy ją ujęła, przeszedł ją miły dreszcz. Zaskoczyło ją to. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek wcześniej jej się to przydarzyło.
         Jej przyszły mąż zgiął się wpół, po czym złożył delikatny pocałunek na jej dłoni.
    - Witaj w domu - w miejscu, gdzie dotknęły ją jego usta, poczuła miłe pieczenie. Próbowała walczyć z występującym z rumieńcem, powiększającym się na jej policzkach. Nie udało jej się. Po chwili jej cała twarz była pokryta szkarłatem.
     Nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć. Za dwa tygodnie to on będzie jej mężem. Na pewno ma wiele wielbicielek. Mimo tego, iż wychodzi za niego, nie wiedziała o nim wiele. Nie darzyli się głębokim uczuciem. Violettę to smuciło. Ona starała się go pokochać mimo to. Nie chciała żyć w związku bez miłości. Przychodziło jej to łatwo. Nie trudno było się w nim zakochać. Powalał swoją pewnością siebie. Czuła ten magnetyzm, bijący od jego ciała. Wszystko to budziło w niej emocje, których nie znała.
     Nie puszczając jej dłoni, Leon wprowadził ją do pałacu. Na widok jego wnętrza oniemiała. Jej rodzinny zamek nie był, aż tak pokaźnej wielkości jak ten, w którym teraz zamieszka. Szerokie schody, ogromny żyrandol, wysoki sufit, długie kotary. Wszystko to wyglądało jak z bajki. Podobało jej się tutaj.
     Po chwili znaleźli się w mrocznym korytarzu. Ich buty stukały o marmurową posadzkę. Wreszcie stanęli przed ogromnymi drzwiami. Król powiedział swojemu asystentowi, że chciałby spędzić, ze swoją przyszłą żoną kilka chwil na osobności. Te dwa słowa, przyszła żona, niby nic takiego, a wprawiły kobietę w niewyobrażalny zachwyt. Z trudem powstrzymywała się od łez szczęścia.
     Wprowadził ją do środka, po czym zamknął drzwi. Dziewczyna rozejrzała się po otoczeniu. Znajdowali się w ogromnej bibliotece. Po lewej znajdowały skórzane fotele oraz sofa, a po prawej piętrzyły się półki z książkami. Zbiór był na prawdę pokaźny. Nigdy nie widziała tylu książek.
      - Siadaj - rozkazał król.
      Posłusznie, usiadła na jednym z foteli. Był bardzo wygodny. Leon podszedł natomiast do barku - wcześniej go nie zauważyła. Nalał wody do szklanki, po czym ją jej podał. Szybko ją opróżniła, po czym położyła na małym stoliku, znajdującym się obok jej siedzenia.

      - Przepraszam - wydusiła po dłuższej chwili.

      - Za co? - zapytał zaskoczony, klękając przed nią.
      - Miałam zachowywać się godnie. Zapomniałam, że mieliśmy się odwrócić i pomachać do poddanych. Pomyślą, że jestem źle wychowana.
      - A jesteś?
      - No pewnie, że nie.
      - To się nie przejmuj - wyszeptał.
      Spojrzała niego. Za dwa tygodnie mieli zostać małżeństwem. Leon potrzebował u swego boku małżonki, a co najważniejsze, potomka. Bała się tego. Wszystko to ją przytłoczyło. Z początku ślub miał się odbyć za kilka miesięcy. Lecz ich rodzice, nie widzieli powodu, żeby nie odbył on się wcześniej. Nie spodobało jej się to, ale nie miała w zwyczaju mówić o tym co myśli. Zawsze była posłuszna, spełniała każde polecenie rodziców. Więc dlaczego w tym przypadku miało być inaczej?
     Rozejrzała się po otoczeniu, dopiero teraz sobie uświadomiła, że są sami. Pierwszy raz od kiedy zaaranżowano ich małżeństwo. Dotąd zawsze towarzyszyła im przyzwoitka. Nagle zdała sobie sprawę z jego bliskości. Poczuła jego intensywne spojrzenie. Był tuż obok. Wystarczyło nieznacznie wyciągnąć rękę, by pogłaskać go po policzku, bądź przejechać po tych jego pięknych, miękkich włosach. Kiedy zdała sobie z tego sprawę wpadła w panikę.
     - Przestań przygryzać te wargi. Nie zostanie nic do całowania - zaśmiał się, a w jego oczach pojawiły się wesołe ogniki. Jednak po chwili one zniknęły, zamiast tego jego oczy stały się ciemne. Jakby czegoś spragnione.
      Powoli zaczął się do niej przybliżać. Nigdy przedtem się nie całowała, mimo ich długiego okresu narzeczeństwa, nie robili nic poza trzymaniem się za ręce. Teraz to wszystko miało ulec zmianie. Jej serce zaczęło bić szybkim tempem.
     - Jesteś piękna - szepnął, dotykając jej policzka - nigdy wcześniej się nie całowaliśmy - powiedział to o czym myślała.
     - Teraz nie mamy przyzwoitki.
     - Prawda - uśmiechnął się, po czym pochylił się nad nią. Zamknęła oczy, czuła na sobie jego oddech, który delikatnie pieścił jej twarz. Zaczęła drżeć. Spodobało się to Leonowie. W końcu musnął wargami jej usta.
     Jednak nie było im dane, długo się sobą cieszyć. W tym momencie do pomieszczenia wparowała siostra Leona - Francesca, która uśmiechała się figlarnie.
     - Jeśli już skończyliście, to moglibyście przenieść się do głównego holu. Wszyscy tam czekają.
      Twarz Violetty na powrót stała się czerwona. Nie chciała tam iść. Wolała całować się z narzeczonym. Zbeształa się za tą myśl. Jesteś przyszłą królową, nie możesz lekceważyć gości - powiedziała sobie w myślach.
     - Następnym razem zamknijcie drzwi na klucz - rzuciła ze śmiechem, wychodząc z biblioteki.
     - Przepraszam za nią - mężczyzna zwrócił się do Violetty - następnym razem zastosujemy się do jej poleceń. Idziemy? - pokiwała głową.
     Ujął ją pod ramię, po czym wolnym krokiem ruszyli do holu.

***

      Przez cały wieczór nie odstępowała Leona ani na krok. Poznała wiele osób, jednak najbardziej w pamięć zapadła jej pewna piękna blondynka. Widziała ją kilka razy i zawsze stała sama. Przez cały czas bacznie obserwowała Violettę. Mogła być o dwa lata starsza od niej. Chciała do niej podejść jednak to oznaczałoby odejście od Leona. Szybko, więc zrezygnowała.
     Goście zaczęli wracać do domów. Narzeczeni postanowili udać się do swych komnat. Mężczyzna odprowadził Violettę do jej pokoju. Gdy już się w nim znaleźli, zamknął za nimi drzwi. Tym razem na klucz. Dziewczyna poczuła się jak dziecko dostające lizaka. Odwrócił się do niej.
     - Nie idziesz do siebie? - zapytała.
     - A chcesz, żebym sobie poszedł - zapytał.
     - Wręcz przeciwnie - wymruczała. Zdziwiło to zarówno Leona, jak i samą Violettę. Nigdy tak się nie zachowywała. Mężczyzna uśmiechnął się zadziornie. Szybko do niej podszedł, obejmując ją w talii.
     - Teraz już nikt nam nie przeszkodzi. Boisz się? - pokręciła głową. Nie czuła strachu, raczej podekscytowanie.
     - Wiesz, że nie będę mógł z tobą długo zostać - posmutniała. Jednak nie mogła długo o tym myśleć, bo po chwili wargi Leona wbiły się w jej drobne usta. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej głębokie. Gdy już oboje nie mogli oddychać, odsunęli się od siebie. Violetta była cała rozpalona. Chciała więcej. Jednak widziała, że to niemożliwe.
     Pocałowała narzeczonego po raz ostatni. Ten pocałunek był czuły, delikatny. Inny niż poprzednie. Tamte były pełne głodu, każdy z nich był złakniony bliskości drugiej osoby.
    W końcu się pożegnali. Violetta usiadła na łóżku. Ściągnęła niewygodne buty. Bolały ją nogi. Jednak gdy przypomniała sobie ciepłe wargi Leona, błądzące po jej twarzy, całkowicie o tym zapomniała. Przebrała się w piżamę, którą znalazła w jednej z szaf. Nie przywiozła ze sobą ubrań. Dostała zupełnie nowe.
    Położyła się do łóżka. Przejechała delikatnie palcem po swoich, lekko spuchniętych ustach. Myśląc o ukochanym, oddała się w objęcia morfeusza.
_______________
Miał być rozdział. Zaczęłam go pisać, ale mi nie wychodziło. Przez cały czas po głowie chodziła mi ta historia, więc postanowiłam, że napiszę to ;)
Mam nadzieję, że się podoba :D
Ten One Shot będzie bazował na jednej z książek, które czytałam, o tym samym tytule. Jednak nie będzie to skrócona wersja. Mam własny pomysł na tą historię. Dodam kilka wątków, jedne całkowicie usunę, zjawią się nowe postacie. Bardzo proszę o waszą opinię ;*

14.08.2014

Capitulo 7

Rozdział dedykuję Katarinie Verdas, gdyż odkryła dlaczego Jorge pocałował Tini ;D


     Wstałam raptownie na łóżku, od razu otwierając szeroko oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. To był jednak tylko sen. Cudowny sen. Pierwszy raz od kilku miesięcy śni mi się co innego, niż wypadek moich rodziców. Zginęli oni w katastrofie samolotu. Poza nimi nie miałam nikogo. Bardzo ich kochałam. Chyba nigdy nie przestanę sobie zadawać pytania, dlaczego oni?

     Początkowo ból po ich stracie był ogromny. Zamknęłam się w sobie, przez kilka tygodni nie wychodziłam z domu, miałam puste spojrzenie. Byłam wrakiem człowieka. Nie miałam już prawie nikogo. Prawie. Jedyną osobą jaka mi została była Lodovica. Moja najlepsza przyjaciółka. Jesteśmy dla siebie jak siostry. To ona była ze mną w tych trudnych chwilach. Pomogła mi wyjść z depresji, która mnie dopadła. Bałam się wszystkiego. Lodo ze mną zamieszkała i pomagała mi we wszystkich czynnościach. Sama nie byłam w stanie nic zrobić. Powoli z jej pomocą powracałam do życia. Dzisiaj jestem już normalną osobą. Gdyby nie ona, nie wiem co by się ze mną teraz działo. Jestem jej ogromnie wdzięczna, za to co zrobiła.
     Jedyną pozostałością po tamtym okresie były koszmary. Dokładniej to jeden, scenariusz był ten sam. Zaczynał się normalnie. Spędzałam czas z rodzicami. Pełno radości. Później moment pożegnania. Moi rodzice kończyli odwiedziny w Buenos Aires, wracali do Madrytu. Wsiedli do samolotu. Po tym jak wzbił się w powietrze spadł. Tak od razu. Jeszcze na lotnisku. Okazało się, że nie sprawdzili go przed startem. Rodziny poległych dostały ogromne odszkodowanie. Nie było mi to jednak potrzebne, nigdy mi niczego nie brakowało. Moja rodzina nie należała do biednych, ja nie stałam się jednak z tego powodu jakimś "rozpieszczonym bachorem", jak to mówią. Swoją część odszkodowania oddałam jednej z fundacji charytatywnych do której za życia należeli moi rodzice.
      Wracając do katastrofy. Wszędzie było pełno dymu, ognia. Oglądałam to wszystko z tarasu widokowego. To był koszmarny widok. A ja musiałam to oglądać co noc, aż do dziś. Byłam na prawdę tym zaskoczona. Moja tęsknota za rodzicami oraz trauma po ich wypadku została zastąpiona tęsknotą za pewnym przystojnym, aczkolwiek humorzastym i myślącym, że może wszystko, mężczyzną. A na dodatek był to mój szef. Jak ja mogłam zauroczyć się w takim kimś? To niedorzeczne. Nie mogę pozwolić, aby to uczucie stało się mocniejsze, chociaż nie wiem jak. Musiałabym zrezygnować z pracy, a to jest niemożliwe. Gdyby nie to, że zatrudnił mnie ojciec Jorge'a, narażając się synowi, od razu bym dała się zwolnić. A tak... Nie mogę go zawieźć.
     Drugim powodem jest to, że nie wiem, czy umiałabym tak łatwo zapomnieć o tych cudownych, błękitnych, jak tunezyjskie morze, oczach. Albo o tym śnieżnobiałym uśmiechu, który zdarza się tak rzadko. I te miękkie usta, które w śnie były takie realistyczne. Mimo tylu wad, jego wygląd jest nieskazitelny.
     Z rozmyślań wyrwał mnie jakiś dźwięk. Podskoczyłam na łóżku przestraszona. Gdy zorientowałam się, że to tylko budzik, zaczęłam się głośno śmiać. Wyłączyłam go po czym wyszłam z łóżka. Wykonałam wszystkie poranne czynności, po czym się ubrałam. Jako, że była sobota i nigdzie nie musiałam wychodzić, zdecydowałam się na przylegające, czarne spodnie dresowe oraz zwykły bordowy podkoszulek. Znalazłam moje cieplutkie, białe kapcie i poszłam do kuchni coś zjeść.
    Nagle sobie o czymś przypomniałam. Bankiet. Nie chcę na niego iść. Będzie tam Jorge z jedną z tych swoich "dziewczyn". Nie chcę tego widzieć. Postanowiłam, że nie pójdę. Ale muszę to jakoś powiedzieć Diego. Zadzwoniłam szybko do niego, wyjaśniłam, że nie mogę z nim iść, bo źle się czuję. Zrozumiał. Ja oczywiście skłamała. Trochę źle się z tym czułam... Przeprosiłam go i już miałam się z nim żegnać gdy mi przerwał.
     - To może wspólnie obejrzymy u ciebie jakiś film? - zapytał z nadzieją. Chyba bardzo mu zależy, żeby się ze mną spotkać. Nie chcąc, żeby chodził smutny, przez podwójne odrzucenie, zgodziłam się.
     - W takim razie będę o osiemnastej. Do zobaczenia - powiedział, po czym się rozłączył.
     Uśmiechnęłam się. Nie dość, że nie będę musiała oglądać Jorge'a z inną, to jeszcze spędzę miły wieczór z moim nowym przyjacielem. Oby on tylko też o mnie myślał jak o przyjaciółce...
     Do jego przyjścia zdążyłam posprzątać całe mieszkanie. Zjadłam obiad, przebrałam się w ciemne dżinsy oraz szarą bluzkę z krótkim rękawkiem w stylu American football z numerem 21 - tego dnia mam urodziny - poszłam jeszcze do sklepu po jakieś łakocie. Popcorn, paluszki, chipsy, napoje i moje ulubione żelki HARIBO. Mniam... Położyłam wszystko na stoliku przed telewizorem, postawiłam tam jeszcze dwie szklanki oraz dwa talerze, ponieważ mam zamiar zamówić pizzę. Diego też na pewno by chciał coś zjeść. A kto nie lubi pizzy? No może Jorge. Nie wygląda mi na takiego co je takie kaloryczne rzeczy. Zbeształam się w myślach. Znowu on nawiedza mój umysł. Tak trudno jest się go pozbyć. Mam nadzieję, że przy Diego'u choć na chwilę o nim zapomnę.
     Usłyszałam dzwonek. Poszłam otworzyć. Uchyliłam drzwi. Mój przyjaciel miał na sobie czarne dżinsy, jasnoszarą bluzkę w kilka granatowych pasków na torsie, na lewym nadgarstku miał kilka rzemyków. Całości dopełniały wysokie, brązowe, ciężkie, zawiązywane buty. W prawej ręce trzymał reklamówkę, a lewą chował za plecami.
      - Cześć - posłałam mu szeroki uśmiech. - Wejdź - Odsunęłam się, żeby mógł spokojnie wejść. Zamknęłam drzwi. Odwróciłam się w jego stronę. Wyciągnął coś zza pleców. Był to bukiet kwiatów. Pomarańczowe tulipany.
      - Nie musiałeś - powiedziałam, odbierając do niego bukiet. Poszłam do kuchni po jakiś wazon. Ucieszył mnie ten miły gest. Diego jest kochany.
      - A tu mam przekąski i pizze - odparł pokazując mi dość dużą torbę, którą już wcześniej zauważyłam.
      - Ty chyba czytasz mi w myślach - uśmiechnął się szelmowsko, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
      Zaprowadziłam go do salonu. Chłopak przyniósł również film. Nie wiem jaki, bo nie chciał mi pokazać tytułu. Usiedliśmy. Każdy z nas wziął po kawałku. Nacisnęłam "play". Gdy już prawie wszystko ze stołu zniknęło - jesteśmy straszni, tyle jedzenia w niecałą godzinę - wtuliłam się w mężczyznę. Było tak miło. Nie wiadomo kiedy usnęłam w jego ramionach.
***
     Obudziłam się w swoim pokoju. Jak ja się tu znalazłam? Przecież leżałam koło Diego'a. Jego już jednak nie było. Pewnie zasnęłam i mnie tu przyniósł. Miło z jego strony. Delikatnie uniosłam kąciki ust. Nie za bardzo pamiętam wczorajszy film, ale wieczór był cudowny. Jest z niego wspaniały kompan. Coraz bardziej zaczynam go lubić. 
    Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie on, bo kto inny? Może Lodovica? Nie, ona miała wylecieć na kilka dni do swoich rodziców we Włoszech. Zazdroszczę jej odwagi. Ja po tym co ujrzałam, nie odważyłam się wsiąść do samolotu i jeszcze długo tego nie zrobię. Za bardzo się boję.
    Wyszłam z łóżka, założyłam szlafrok, po czym powlokłam się do drzwi wejściowych. Otwarłam je z szerokim uśmiechem. Jednak kiedy tylko ujrzałam mojego gościa, moja twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. 
    - Co ty tu robisz? - zapytałam, nie dając po sobie poznać, co jego widok ze mną robi. Przyszedł w bordowych spodniach, białej bluzce oraz dżinsowej koszuli. Na nogach nosił szare, skórzane conversy. 
    - Przyszedłem, bo nie było cię wczoraj na bankiecie.
    - Źle się czułam.
    - Byłaś z Diego - zmrużył oczy.
    - Skąd wiesz? - zapytałam zaskoczona. 
    - Ja wiem wszystko - wycedził. 
    - To jest moje życie, mogę umawiać się z kim chce! - krzyknęłam wściekła. Moja cała sympatia do niego nagle się gdzieś ulotniła.
    - To fakt, ale nie z nim!
    - Nie będziesz mi mówił co ma robić! I dlaczego mnie nachodzisz?
    - Mówiłem ci już, że chciałem zapytać dlaczego nie przyszłaś.
    - Teraz już wiesz, żegnam - rzuciłam i szybko zamknęłam drzwi. Miałam tego dość. Kim on jest, żeby tu przychodzić? Szefowie zwykle nie odwiedzają swoich pracowników. Może się o mnie martwił? Przecież to głupie. I skąd wiedział, że wczorajszy wieczór spędziłam z Diego? Nic z tego nie rozumiem...
   
________
Yeah :D Już mamy 7 ;*
Byłby wcześniej, ale dzisiaj mija rok od dodania pierwszego rozdziału :P
Chciałabym zorganizować pierwszy konkurs na One Shota, ale nie wiem czy warto. To zależy od tego ile osób się zgłosi, więc jeśli moglibyście zagłosować w ankiecie po lewej byłabym wdzięczna. 
Dziękuję wam za te wszystkie komentarze, tylu obserwatorów, wyświetlenia ♥
Dziękuję wszystkim czytelnikom za to, że to w ogóle czytają ♥
Gdyby nie wy, nie miałabym po co pisać. 
♥ KOCHAM WAS ♥
I zachęcam do zagłosowania w ankiecie na TAK ;*
Na prawdę chciałabym poczytać wasze prace, czytam blogi większości z was, resztę nadrabiam i podziwiam was za to jak wspaniale piszecie <33 Dlatego jeśli wzięlibyście udział, byłabym bardzo wdzięczna. Jeśli będą co najmniej cztery TAK'i konkurs się odbędzie. Także serdecznie zapraszam ♥

10.08.2014

Capitulo 6

  
    
       - Co ja sobie wyobrażam? To ona tu wparowała i myślała, że może wszystko. Ja jej tylko powiedziałam, że cię nie ma i nie może wchodzić do twojego gabinetu. Następnym razem zapraszaj swoje panienki gdy jesteś w biurze, albo w ogóle ich tu nie przyprowadzaj - powiedziałam na jednym wydechu.          
     Zostawiłam go i pojechałam windą na dół. Wyglądał na zszokowanego. Chyba nie sądził, że się mu postawię. I dobrze. Niech nie myśli, że może mną pomiatać. Przysługują mi przecież jakieś prawa.
     Gdy już znalazłam się na parterze, skierowałam się do wyjścia. Musiałam pooddychać świeżym powietrzem. Może świeże to nie za dobre określenie. Czasami tęsknie za moją małą rodzinną miejscowością. Ten spokój, brak przepychu, każdy się znał, nikt nie musiał udawać. To było niepotrzebne. Tu, w mieście nie wiesz, czy ktoś kogo spotkasz, jest taki na co dzień, czy tylko udaje. Pełno tu tych co udają tych z "wyższych sfer" a tak na prawdę są tacy jak ty i nic ich nie wyróżnia.
     Stałam tak chwilkę, gdy ktoś zasłonił mi oczy.
     - Zgadnij kto to - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie.
     - Diego... - wyszeptałam. Opuścił ręce, po czym odwrócił mnie twarzą do siebie.
     - Witaj piękna. Nie było cię rano.
     - Zaspałam - odpowiedziałam zmieszana. Zaśmiał się pod nosem.
     - Nie martw się, nikomu nie powiem. Ale musisz dla mnie coś zrobić - popatrzyłam na niego z ciekawością - pójdziesz ze mną na bankiet - wyszeptał.
     Zaskoczył mnie. Lubiłam go, ale czy na tyle, by pójść z nim? Jorge na pewno już miał z kim iść. Wystarczy, że kiwnie palcem, a już ma w czym wybierać. Znowu to dziwne uczucie. Martina! Nie możesz być zazdrosna!
      - Dobrze - zgodziłam się. Nie wiem jednak dlaczego. Bo tego na prawdę chcę, a może dlatego, żeby Jorge był zazdrosny. Chociaż nie ma o co. On i tak mnie nie lubi...
      - Będę u ciebie o siódmej. Podaj mi tylko swój adres - zapisałam mu go w telefonie. Nie rozmawialiśmy długo, ponieważ każdy musiał wrócić do swoich obowiązków.
      Niespiesznie wróciłam na moje stanowisko. Mój - wybuchowy i zmieniający co chwilę humor -  szef rozmawiał z kimś przez telefon. Usiadłam na moim fotelu. Do końca dnia nie wezwał mnie do siebie. Gdy wybiła druga zabrałam moje rzeczy, musiałam jeszcze zanieść mu tą durną kartkę.
      Akurat stał odwrócony tyłem. Po cichu wślizgnęłam się do jego gabinetu. Położyłam kartkę na biurku, po czym równie cicho wyszłam. Szybkim krokiem ruszyłam do windy, nie mówiąc mu nawet dowidzenia. Gdy już się za mną zamknęła, odetchnęłam z ulgą. Wróciłam do domu.
   
***

     Bankiet. Dzisiaj. Westchnęłam. Idę z Diego. W co ja się wpakowałam? Gdybym się z nim nie umówiła mogłabym w ogóle nie iść. Ale musiałam się zgodzić, żeby Jorge był zazdrosny. Owszem, Diego mi się podoba, ale nie tak ja on. Wystarczy, że go raz zobaczę, a miękną mi kolana. Gdy na mnie spojrzy cała drżę. Tego wszystkiego nie ma przy Diego. Ja mu się chyba bardzo podobam. Nie chcę go zranić. A teraz daję mu nadzieję. Co ja zrobiłam?
     Ubrałam czarną sukienkę, sięgającą mi do połowy uda. Była obcisła, z koroną u góry. Wysokie czerwone szpilki oraz małe kolczyki. Nie chciałam się zbytnio malować, więc przejechałam tylko mascarą po rzęsach, usta pomalowałam błyszczykiem. Włosy delikatnie pokręciłam.Gdy byłam gotowa, przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem nieźle. Usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Diego. Zabrałam jeszcze małą torebkę zawieszaną na ramię i poszłam otworzyć. 
     - WOW - powiedział, gdy mnie zobaczył. Poczułam, że się rumienię.
     - Nie przesadzaj, ty też wyglądasz bardzo dobrze - miał na sobie szare spodnie, białą koszulę, czarny krawat oraz marynarkę w tym samym kolorze. Włosy miał zaczesane do tyłu. 
     Zamknęłam drzwi. Ruszyliśmy w stronę jego samochodu. Po chwili byliśmy już na miejscu. W drzwiach stał ochroniarz, który sprawdzał zaproszenia. Wyciągnęłam moje. Pokazałam mu je. Weszłam do środka. Bankiet znajdował się w jednym z tutejszych hoteli. Sala była ogromna. Mężczyźni mieli na sobie garnitury, kobiety zjawiskowe sukienki. W końcu sali ujrzałam Jorge. Na jego widok moje serce zamarło, by po chwili zacząć bić w szybkim tempie. Myślałam, że oszaleję. Wszyscy tu byli na czarno bądź szaro. On zdecydował się na kolor granatowy. Wyglądał oszałamiająco. 
    Posmutniałam, gdy zobaczyłam u jego boku Mercedes. Blondynka miała na sobie czerwoną sukienkę. Wyglądała o wiele razy lepiej niż ja. Nie mogłam się z nią równać. Nie chcąc dłużej na nich patrzeć, pociągnęłam Diego'a na parkiet, znajdujący się po lewej stronie.
    Przetańczyliśmy kilka piosenek, cały czas się śmiejąc. Dobrze czuję się w jego towarzystwie, nie ma tego niepotrzebnego skrępowania. 
    Nagle poczułam na sobie czyjeś dłonie i nie były to dłonie Diego'a.
    - Odbijamy - ktoś wyszeptał mi do ucha. Wszędzie rozpoznam ten głos. Zamarłam. Spojrzałam na mojego obecnego partnera. Nie był zły. Odwróciłam się. Tak jak myślałam stał tam Jorge i jego śliczna blondynka. Spoglądała na mnie morderczym wzrokiem. Chyba jej się nie podoba, że je "chłopak" będzie tańczył z inną. 
     Jorge wziął mnie w objęcia, pozostawiając Mercedes i Diego samych. Przycisnął mnie mocno do siebie. Moje ciało chciało być jeszcze bliżej niego, serce nierównomiernie biło, w miejscach, w których mnie dotykał czułam przyjemne pieczenie i te dreszcze. Jego oddech pieścił moją twarz. Robiło mi się coraz bardziej gorąco. 
      - I jak ci się podoba? - zapytał niskim, uwodzicielskim głosem.
      - Moożee być... - wyjąkałam.
      - Tylko może? - zaśmiał się cicho. Jak ja kochałam ten uśmiech - zaraz będzie jeszcze lepiej - wyszeptał wprost do mojego ucha, po czym zaczął wodzić nosem w stronę moich ust. Gdy już tam dotarł, złożył na nich delikatny pocałunek. Cała zesztywniałam.
      - Rozluźnij się - powiedział wprost w moje usta. Zaczął jeździć swoją jedną dłonią po moich plecach, drugą głaskał mnie po policzku. Znowu mnie pocałował. Tym razem poddałam się przyjemności. Jego usta były takie miękkie. Wiedział jak doprowadzić kobietę do szaleństwa. Słodkiego szaleństwa.

czytasz = komentujesz