W końcu nadszedł dzień ślubu. Leon wrócił wczoraj rano i nawet się nie przywitał ze swoją przyszłą żoną. Co prawda dzień przed wyjazdem spędził z nią miły dzień, jednak później nawet nie zadzwonił. Violetta bała się, że być może się rozmyślił. Wciąż nie rozumiała, dlaczego wybrał właśnie ją. Może podczas wyjazdu, znalazł lepszą kandydatkę? Kobieta zaczynała coraz bardziej się niepokoić.
Do tego dnia przygotowała się osiem lat. Pomimo tego, czuła, że nie jest jeszcze wystarczająco gotowa. Wszystko działo się zbyt szybko. Zaczęła myśleć, że jej wyobrażanie dotyczące wspólnego życia z Leonem, nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością. Nawet nie będą razem mieszkać.
Przez cały ostatni tydzień mówiła, że wszystko się jakoś ułoży. W końcu Leon poczuje do niej coś więcej, potrzeba na to czasu. Przecież nie zakocha się w niej ot tak. Jednak to nie pomogło. Z dnia na dzień dręczyły ją coraz większe wątpliwości, a w tym ważnym dniu osiągnęły już poziom krytyczny. Zdawała sobie sprawę, że jest za późno, by się wycofać, nie wiedziała jednak czy jej przyszły małżonek również tak myśli.
Nadszedł czas stanięcia u boku ukochanego. Wszystko działo się błyskawicznie, więc nie miała czasu dłużej się nad tym wszystkim zastanawiać. Gdy już się obok niego znalazła, spojrzała mu w oczy. Wtedy poczuła jak opuszczają ją wszelkie złe myśli. Zauważyła na jego ustach ledwo widoczny uśmiech. To dodało jej otuchy.
Kiedy ksiądz ogłosił, że są już mężem i żoną wszyscy zaczęli wiwatować. Violetta czuła się szczęśliwa. Wszystkie jej marzenia się spełniły. Została związana z królem, którego kocha. Szkoda tylko, że on nie jest w niej nawet zakochany...
Podano obiad, młodzi państwo pokroili tort, zatańczyli pierwszy taniec. Nadszedł czas się pożegnać. Musieli to zrobić z każdym z osobna. Gdy Leon był zajęty rozmową z jednym z gości, dziewczyna zaczęła błądzić wzrokiem po otoczeniu. Nie mogła się doczekać chwili, w której będą sam na sam.
Nagle zobaczyła ją. Te same włosy, ta sama idealna sylwetka, ta sama twarz. Blondynka, którą widziała w dzień przyjazdu do pałacu. Jeśli wzrok mógłby zabijać, Violetta już dawno leżałaby trupem jakieś 1736 razy. Zaniepokoiło ją to. Chciała pokazać ją swojemu mężowi - jak to słowo cudownie brzmi - jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Mówił, że jej nie znał. Ufała mu, więc postanowiła zostawić temat tajemniczej blondi w spokoju.
W końcu pożegnali się już ze wszystkimi. Podejrzewała, że wszyscy wiedzą co będą teraz robić. Delikatny rumieniec wstąpił na jej twarz. Leon zaprowadził ją do jej komnaty, by mogła się przebrać. W pokoju czekała na nią Francesca, która pomogła jej zdjąć suknię. Gdy skończyły, jej nowa przyjaciółka wyszła pozostawiając ją samą.
Violetta podeszła do komody i wyjęła z niej nowiutką koszulę nocną, która mocno przylegała do jej kruchego ciała. Rozpuściła, po czym rozczesała włosy, pozbywając się resztek lakieru.
- Witaj - podskoczyła przerażona. Zobaczyła Leona idącego w jej stronę.
- Nie słyszałam jak wszedłeś.
- Nawet nie pukałem, w końcu jesteśmy małżeństwem - uśmiechnął się figlarnie.
Nie mogła oderwać od niego wzroku. Była oczarowana jego wyglądem. Miał na sobie dżinsy i odpiętą koszulę. Stanął przed nią i przejechał delikatnie ręką po jej policzku. Dziewczyna wstrzymała oddech, na próżno starając się odprężyć.
Prawie niezauważalnie pokiwała głową. Leon uśmiechnął się uwodzicielsko. Pochylił się, po czym ucałował jej nagie ramię.
- Jesteś piękna.
Chciała powiedzieć, że on również, jednak nie mogła wydusić ani słowa. Zamiast tego przypatrywała mu się z zachwytem. Pragnęła go dotknąć. On jakby wyczuwając jej potrzeby, podniósł jej dłoń i przyłożył sobie do policzka.
- Odpręż się. Spokojnie. Nie spieszy nam się - wyszeptał.
Wzięła głęboki oddech, potem drugi. W końcu uśmiechnęła się czule. Zaczęła się uspokajać. Leon przyciągnął ją do siebie, całując w zagłębienie za uchem. Coraz bardziej zaczynało się jej to podobać. Czuła jak dostaje gęsiej skórki.
Powoli wodził nosem w stronę jej ust. Gdy już tam dotarł, musnął je zaledwie raz, po czym wziął ją na ręce i przeniósł na łóżko. Potem zdjął z siebie ubranie, zostając w samych bokserkach. Położył się obok niej, oparł na łokciu i posłał jej czarujący uśmiech.
Nie mogąc dłużej czekać, aż ją ponownie dotknie sama przybliżyła się do niego. Przyłożyła ręce do jego torsu i z zachwytem błądziła po nim dłońmi, co chwila składając na nim czułe pocałunki. W końcu Leon zaczął ściągać z niej koszulę. Gdy już leżała przed nim naga, nie mógł oderwać wzroku od jej drobnego ciała. Przybliżył usta do jej ust. Całował ją początkowo delikatnie, później coraz bardziej namiętnie. Violetta nie była w stanie opanować drżenia jej ciała. Było jej gorąco. Spodobał jej się taki stan.
Mężczyzna zaczął schodzić swoimi ustami coraz niżej, aż w końcu dotarł do jej piersi. Gdy dziewczyna nie mogła już dłużej wytrzymać z podniecenia, zrobiła coś co zaskoczyło ich oboje. Złapała brzegi jego bokserek, po czym powoli zaczęła je ściągać. Byli oboje nadzy i całkowicie siebie spragnieni.
- Leon - wyszeptała, patrząc na niego błagalnie.
Wszedł w nią najdelikatniej jak potrafił. Nie chciał robić jej krzywdy. Spojrzał jej w oczy, gdy ujrzał grymas na jej twarzy, zastygnął nieruchomo. Gdy ból minął, przyciągnęła jego twarz do swojej. Ponownie zaczął się w niej poruszać.
Leon czuł się szczęśliwy. Myślał, że to wszystko - ślub, ceremonia - oddalą go od niej. Stało się wręcz odwrotnie. Zrozumiał, że mu na niej zależy. Stała się dla niego kimś ważnym, jednak nie na tyle, by mógł ją pokochać.
Następnego dnia wyjechali w podróż poślubną. Do domku w górach, który znajdował się kilka kilometrów od najbliższego miasta. Nikt im tam nie przeszkadzał. Przez pierwsze dni, nigdzie nie wychodzili. Spędzili ten czas razem, kochając się bądź śpiąc. Violetta była tym wszystkim zachwycona. Spędzi ze swoim ukochanym całe dwa tygodnie, potem niestety wrócą i każdy z nich wróci do swoich obowiązków, poświęcając drugiemu mniej uwagi niż dotychczas. To znaczy, on tak będzie robił. Ona zawsze znajdzie dla niego czas. Kocha go. A może podczas tej podróży jej mąż przywiąże się do niej, że postanowi z nią jednak zamieszkać? On wiedział, że to niemożliwe. Jak już mówił, nie zmieni swoich nawyków.
Czuł też, że taki stan rzeczy nie potrwa długo. W końcu małżonka mu się znudzi i nie będzie już tak jak teraz. Zawsze tak jest. Z każdą kobietą jaką był. Jednak dni mijały, a ona coraz bardziej go zaskakiwała. Podobało mu się to, ale wiedział, że prędzej czy później, stanie się to zwykłą monotonną rozrywką. Nie przynoszącą żadnej przyjemności.
Myślał nawet, żeby wrócić wcześniej pod byle jakim pretekstem. Nie chciał, by ona się zbytnio do niego przywiązała. Postanowił, że swój plan zrealizuje na początku następnego tygodnia, dokładnie za cztery dni.
- Leon? Może wybralibyśmy się pozwiedzać? - zapytała Violetta, podczas śniadania.
- Niezły pomysł - rzucił tylko. Tak na prawdę, nie chciał nigdzie iść. Wolał zostać w domu, ale jeśli to ją uszczęśliwi, to dlaczego nie.
Dziewczyna ubrała letnią, żółtą sukienkę na ramiączkach, natomiast on zwykłe dżinsowe spodnie oraz bordową bluzkę. Nie wyglądali jak król i królowa. Teraz byli po prostu zwykłymi turystami, którzy dopiero co się pobrali. Przez cały czas Violetta nie puszczała jego ręki, jakby się bała, że może uciec. Nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć. Czuła się jak we śnie. Za chwilę pewnie się obudzi w swojej starej sypialni w Buenos Airies i powróci do szarej rzeczywistości.
Po kilku godzinach zwiedzania pięknego miasta, ze wspaniałą architekturą oraz ciekawą historią, postanowili wrócić. Przechodzili obok parku, gdy Violetta gwałtownie się zatrzymała. Patrzyła w oczy pewnej kobiety, tej samej, którą widziała na ślubie. Sparaliżował ją strach. Nie wiedziała, czego ona może od niej chcieć. Cały czas ją prześladuje. Tym razem, postanowiła, że nie da jej tak łatwo zniknąć.
- Długie, jasne włosy. Bardzo ładna - wyszeptała, nie spuszczając z niej wzroku.
Jej mąż spojrzał w tym samym kierunku, jego ciało zesztywniało. Można było od razu poznać, że ją zna. Violetta czuła się urażona. Okłamał ją. Gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, z twarzy blondynki zniknęła wrogość. Zastąpił ją szeroki uśmiech, skierowany do Leona. Szybkim krokiem ruszyła w ich stronę. Nieznajoma była zjawiskowo piękna, a jej uchy zmysłowe i kobiece. Violetta zaczynała się czuć jak szara myszka, której nikt nie zauważa. Mocniej ścisnęła rękę ukochanego.
- Leonie, jak dobrze cię znowu widzieć - odezwała się uwodzicielsko.
- Witaj Ludmiło - odparł bez emocji, podając jej rękę.
Kobieta przywitała się i pocałowała Leona w policzek. Nikt nie pozwala sobie na taką poufałość wobec króla, chyba, że go coś z nim łączy. Violettcie nie trudno było zauważyć, że tych dwoje łączyło kiedyś bardzo wiele.
- Violetta, poznaj Ludmiłę Ferro. Ludmiło, to jest moja żona.
- Wasza wysokość - odezwała się kobieta ze słyszalną pogardą w głosie, po czym ukłoniła się w teatralny, wręcz obraźliwy sposób. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta.
- Może wybralibyśmy się gdzieś razem? - zaproponowała. Violettcie się to nie podobało, jednak jej mąż momentalnie się ożywił.
- Przykro mi, właśnie wracamy. Może innym razem - uprzedziła ukochanego, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Mówi się trudno. Miło było wreszcie cię poznać. - odparła Ludmiła, nawet na nią nie patrząc. - Mam nadzieję, że się wkrótce zobaczymy - rzuciła do Leona i posłała mu tajemniczy uśmiech, jakby mieli wspólny sekret.
Kiedy mijała Violettę, niespodziewanie szepnęła jej do ucha:
- Możesz być jego żoną, ale Leon i tak kocha mnie jedną.
Była tak zaskoczona tymi słowami, że nie wiedziała jak się zachować. Puściła rękę męża i poszła sama przodem. On stał chwilę zszokowany, po czym szybko się otrząsnął i do niej dołączył. Nie rozumiał jej zachowania. Chciał ją o to zapytać, lecz postanowił, że zrobi to w domu. Jak będą sami. Bez świadków.
Dziewczyna szła przygnębiona. Nie chciała go dotykać, bo to by przysporzyło jej jeszcze więcej bólu. Nie łudziła się, że Leon nie miał wcześniej żadnej kobiety, ale kiedy spotkała się z jego byłą kochanką twarzą w twarz, poczuła się sparaliżowana, tym bardziej, że była taka piękna. A może mówiła prawdę i tylko ją jedną kochał?
Po chwili znaleźli się pod domem. Mężczyzna otworzył przed Violettą drzwi. Jednak ona nie weszła. Spojrzał na nią zrezygnowany, na prawdę nie wiedział o co może jej chodzić.
- Chcę wrócić do pałacu - oznajmiła.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- O Ludmiłę Ferro - spojrzał na nią wyczekując dalszej części. - Kim ona jest?
- Znajomą z dawnych czasów.
- Mam wrażenie, że łączyło was coś więcej niż zwykła znajomość - Leon westchnął, jakby się tego spodziewał.
- Co ona ci powiedziała? - spytał.
- Sugerowała, że dobrze się znacie. Spałeś z nią?
- Nie rób tego!
- Chcę wiedzieć.
- Tak, spałem - wydusił po dłuższej chwili. Zabolało ją to.
- Kochasz ją? - zapytała bez zastanowienia.
- Ja nikogo nie kocham - zmrużył na nią oczy.
- Nawet mnie?
- Violetta... - zaczął.
Nie wiedział jak jej to wyjaśnić. Gdy po dłuższym czasie nie odpowiadał, po twarzy kobiety spłynęła jedna łza, za nią toczyły się kolejne. Czuła, że ją okłamuje. Przecież musi coś do niej czuć. Kiedy się kochali, widziała to w jego oczach. Dlaczego on sam sobie zaprzecza? Miała ochotę złapać go i potrząsnąć nim z całej siły, żeby wreszcie zaczął normalnie myśleć.
- Nigdy cię nie zdradzę - oświadczył.
- Dziękuję bardzo! - jej odpowiedź ociekała sarkazmem. Była zdenerwowana, zła, smutna. - A co z dziećmi? Na nie też nie będziesz zwracał uwagi? - zapytała wściekła.
- Będziesz ich kochać za nas oboje - wyszeptał.
- Chcę wracać do pałacu.
- Jutro z samego rana...
- Teraz! - krzyknęła.
Leon nic nie mówiąc poszedł po kluczyki samochodu. Podróż w tą stronę zajęła im kilka godzin. Wtedy Violetta cieszyła się, że będą razem jechać. Sami. Teraz już jej się to nie podobało. Wręcz przeciwnie. Przez całą drogę będzie czuć jego obecność, ciepło bijącego od jego ciała. Czuła, że to będzie najdłuższa podróż w jej życiu...
Minęło kilka dni od ich powrotu. Przez cały ten czas się nie widywali. Jeden unikał drugiego jak ognia. Violettę bolała jego ignorancja, on nie chciał się do niej przywiązywać. Był zbyt zaślepiony swoimi dotychczasowymi zasadami, że nie zauważył jak bardzo ją to rani.
Mimo, że dziewczyna spędzała te dni ze szwagierką czuła się osamotniona. Co wieczór łudziła się, że Leon w końcu oprzytomnieje i do niej przyjdzie. Każdego dnia czekała na niego, a gdy się nie zjawiał robiła się coraz smutniejsza. Miała nadzieję, że uda się jej utrzymać ten związek, ale okazało się, że jest na to za słaba.
- Francesca, ja dłużej tego nie zniosę. Wracam do Buenos Aires - oświadczyła, gdy jadła z nią wspólną kolację.
- Co?
- Ja... ja go w ogóle nie obchodzę - miała w oczach łzy.
Francesca wstała, okrążyła stół i mocno przytuliła. Patrzyła na nią z takim współczuciem, że Violetta nie była w stanie dłużej utrzymać płaczu. Po jej policzkach potoczyły się łzy. Próbowała zetrzeć je skrawkiem rękawa. Była zła, że okazuje słabość.
- Co jest ze mną nie tak?
- Jesteś zdenerwowana. To zrozumiałe.
- Ale ja taka nie jestem. Nie płaczę z byle powodu.
Francesca sobie coś uświadomiła. Może te wahania nastroju są spowodowane...
- A może ty jesteś w ciąży? - zapytała całkiem poważnie.
- To... to nie możliwe - zaczęła się tłumaczyć, jednak po chwili nie była pewna swoich słów. To całkiem możliwe. Ostatni okres miała pięć miesięcy temu. Nigdy jej się nie spóźniał. Nagle zaczęła się bać. Dziecko. Wyjazd. Leon nie może się o nim dowiedzieć.
- Musisz zrobić test. Poczekaj chwilę w gabinecie lekarskim powinien jakiś być - wyszła.
W tym zamku mają wszystko. Po chwili wróciła z pudełeczkiem w ręku. Podała go Violettcie i wysłała ją do łazienki z dokładną instrukcją co powinna zrobić. Spojrzała na test. Jedna, dwie kreski. Pozytywny. Co oznacza...
- Fran, to prawda - powiedziała wracając do przyjaciółki.
- Powinnaś iść do lekarza.
- Pójdę jak już będę w domu.
- Może jednak zostaniesz. Co będzie z dzieckiem?
- Wychowam go sama. Leon nie musi wiedzieć.
- Daj mu trochę czasu - prosiła.
- Nie mam już na to siły - oznajmiła, po czym poszła do swojego pokoju i zaczęła się pakować.
Francesca wiedziała, że musi szybko coś zrobić. Inaczej zaprzepaści szansę swojego brata na szczęście. Nie odzywała się do niego odkąd wrócił. Nie mogła znieść, że sprawia swojej żonie tyle przykrości, więc to był jej mały akt buntu.
- Idiota z ciebie! - krzyknęła, wpadając do jego gabinetu.
Leon westchnął i wstał. Chciał ją zbesztać, że mu przeszkadza, jednak nie miał na to siły. Nie robić nic ważnego, więc mógł ją wysłuchać. Spojrzał na nią wyczekująco.
- Stracisz ją.
- Tak będzie najlepiej - jego siostra popatrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Ty chyba żartujesz.
- Nie mogę jej dać tego czego potrzebuje - powiedział.
- Ona wcale o wiele nie prosi. Chce tylko, żebyś przestał się bronić. Myślę, że już przestałeś, ale jesteś zbyt wystraszony, żeby się do tego przyznać.
- Nic nie rozumiesz.
- Może nie rozumiem, ale gdy ona wyjedzie to ciebie będą dręczyć wyrzuty sumienia.
- Jak to wyjedzie?!
- Ona przez ciebie cierpi - rzuciła przez zęby i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
Miała rację. Czuł się z tego powodu winny. Ona pragnęła kogoś innego, a on nie był w stanie się dla niej zmienić. Zasługiwała na coś więcej. Mężczyznę, który będzie kochał ją równie mocno jak ona jego. Który ją uszczęśliwi. Gdy wyobraził sobie Violettę z innym mężczyzną, poczuł jak ogarnia go złość. Fran miała rację, kochał ją, niezależnie od tego jak bardzo się tego wypierał. Nie chce by wyjeżdżała. Zaraz. wyjazd. Czyżby to chciała mu przekazać jego siostra. By coś zrobić, zanim będzie za późno? A co jeśli już jest. Nie ma więcej czasu na rozmyślania. Rzucił się w stronę drzwi. Musi ją odzyskać. Pobiegł w stronę jej apartamentu. Nie pukając wszedł do środka. Ujrzał ją przy łóżku. Pakowała się. Poczuł ucisk w sercu. Nie chciał tego. Była tak tym zajęta, że go nie zauważyła. Dalej wściekle wrzucała swoje rzeczy to torby. Po jej policzkach toczyły się łzy. Serce mu się krajało, gdy widział ją taką.
Postanowiła odejść. Wszystko nie tak. Nie chciał doprowadzać jej do takiego stanu. Nie sądził, że zażąda rozwodu. W tej sytuacji musieli by się rozwieść. Królestwo nie może zostać bez królowej. Wolał jednak ją przy sobie zatrzymać. Nigdy mu nie powiedziała, że go kocha. On jednak to wiedział. Widział to w jej oczach. Na początku to uczucie go przerażało. W końcu przyzwyczaił się do jej miłości i nie chciał jej stracić.
- Co ty robisz? - zapytał.
- Wracam do Buenos Aires.
- Violetta, ja...
- Jeśli pozostaniemy razem, będzie to złe dla nas obojga. Zasługuję na to, żeby być z mężczyzną, który potrafi odwzajemnić moją miłość. Ty zasługujesz na żonę, która nie będzie cię kochać takim, jakim jesteś.
Nareszcie to powiedziała. Kocha go. Poczuł jak jego serce rośnie. Jednak po chwili znów zmalało. Uświadomił sobie bowiem, co oświadczyła. To znaczy, że kochając go, czuła się winna? Uwierzyła, że go zawiodła? To nie miało sensu. On był wszystkiemu winiec. Ona zrobiła co w jej mocy, by ich związek miał jakąś przyszłość. On to wszystko zaprzepaścił. Nie był pewien czy uda mu się ją przekonać, by została. Postanowił jednak spróbować.
- Ale ja cię potrzebuję.
- Po co? - rzuciła zaciekłym tonem.
- Ja... ja cię kocham - powiedział to. Udało mu się w końcu to powiedzieć.
Violetta popatrzyła na niego zaskoczona. Nie była pewna czy dobrze usłyszałam.
- Słucham?
- Kocham cię - powtórzył, podchodząc do niej bliżej.
Po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Przytulił ją do siebie, po czym starł je kciukiem.
- Ja też cię kocham, Leon.
- Nasze dzieci też będę kochał - oświadczył pewnie - może już zaczniemy się o nie starać - zapytał figlarnie, doprowadzając ją do śmiechu.
- Nie musimy. Ja już jestem w ciąży - uśmiechnęła się.
Spojrzał jej w oczy, po czym popatrzył na jej brzuch. Położył na nim swoją dłoń. Kilka łez spłynęło mu po policzku. Nigdy nie płakał. Był zbyt dumny by to zrobić. Teraz się tego nie wstydził. Był szczęśliwy. Violetta wspięła się na palce i scałowała jego łzy. Ona również bardzo się cieszyła. Nie mogła uwierzyć w szczęście jakie ją spotkało. To on był jej jedynym mężczyzną. Tym, na którego zasługuje. Tym, który odwzajemnia jej uczucie. Kochał ją. Kochał ich oboje.
________
Koniec :D Podobało się?
Bo mi się wydaje, że w ogóle cały ten OS jest okropny.
Pora wrócić do zwykłego opowiadania.
Rozdział 8 jeśli pod OS'em będzie 10 komentarzy :*
Dacie radę ^^ kocham was ♥
I zapraszam do nowej zakładki "ZAPYTAJ BOHATERA" :*