Rozdział dedykuję każdemu kto skomentował poprzedni ♥
Nie spodziewałam się tylu komentarzy ♥ Jesteście niesamowici!
- Nie, nie, nie... - zamknęłam oczy i zaczęłam kręcić przecząco głową. - To nie może być prawda! Ten test musi się mylić! - mój głos stał się jednym, głośnym piskiem.
- Wydaje mi się, że jednak nie - spojrzała na mnie zmartwiona, ciężko wzdychając. - Ale jeśli chcesz, mogę pójść do apteki po nowy - zaproponowała.
- Będę ci wdzięczna - objęłam ją ramionami. - Dziękuję ci.
- Za co? - zapytała zaskoczona.
- Za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Czekając na powrót Lodovici, usiadłam w salonie i wpatrywałam się tępo w przestrzeń przede mną. Mój świat właśnie legł w gruzach. Najgorsze jest to, że nie będę mogła o niczym powiedzieć Jorge'owi. Już widzę jego reakcję. Ostro się zdenerwuje, zacznie mnie wyzywać od najgorszych, aż w końcu powie dosadnie, że nie chce tego dziecka. Nie zniosłabym takiego upokorzenia. Wolę, aby żył w nieświadomości.
Pamiętam, że gdy byłam mała, często rozmyślałam o przyszłości. Uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie. Zawsze widziałam siebie jako matkę trójki dzieci i żonę wspaniałego mężczyzny, który bezgranicznie by mnie kochał. Mieszkalibyśmy w przytulnym domu na obrzeżach miasta, przeżywając lepsze i gorsze dni. Zawsze razem, jako rodzina.
Jednak rzeczywistość była całkowicie inna. Nie miałam pięknego domu, mój książę z bajki okazał się draniem i na dodatek zaliczyłam wpadkę. Schowałam twarz w dłoniach, dając upust gorzkim łzom. Bolała mnie i głowa i jedyne czego chciałam, to aby to wszystko okazało się tylko snem.
Po kilkunastu minutach siedziałam z ósmym już testem ciążowym w dłoni. Za każdym razem na aparacie pokazywały się dwie wyraźne kreseczki. Zrezygnowana, spuściłam głowę.
- Lodovica, podaj mi proszę jeszcze jeden - poprosiłam.
- Nie mam już żadnego. Ten był ostatni.
Dziewczyna pozbierała wszystkie pudełka i zużyte testy, po czym wrzuciła je do kosza. Po tym objęła mnie ramieniem, kołysząc na boki i głaszcząc po włosach.
- Tini, pokaż ten swój piękny uśmiech - usłyszałam po chwili jej cichy głos. - Przestań płakać, przecież będziesz mamą. Urodzisz słodkie maleństwo. A ja? Będę ciocią! Już widzę jak będzie rozpieszczona - ciągnęła dalej, wyraźnie rozentuzjazmowana. Niestety tym razem jej humor nie był zaraźliwy.
- Oj, zamknij się! - burknęłam.
Od razu dotarło do mnie, jakiego tonu użyłam. Nie powinnam była tak się zachowywać. Moja reakcja była zbyt ostra. Odetchnęłam głęboko, dodając już spokojniej.
- Przepraszam - wierzchem dłoni otarłam łzy, które wbrew mojej woli spływały po policzkach. - Po prostu to wszystko... przerasta mnie.
- Nie musisz przepraszać, rozumiem cię - jeszcze chwilę trzymała mnie w ramionach, po czym odsunęła na pewną odległość. - Powinnaś pójść do lekarza - pokiwałam głową. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić, przez co podskoczyłam na miejscu przestraszona. Zdziwiona podniosłam go ze stolika. Nieznany numer. Uniosłam brwi ze zdziwienia i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - mój głos brzmiał nieco obco, przytłumiony przez łzy i emocje.
- Cześć, Tini - mojego ucha dobiegł znajomy głos.
- Clement...
- Chciałem zapytać czy nie znalazłabyś dzisiaj chwili na małe spotkanie? - szczerze powiedziawszy, nie miałam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić. Ale tyle razy już mu odmawiałam, że nie mogłabym tego zrobić po raz kolejny.
- Znalazłabym.
- To za godzinę w Cafe Lattente? - przytaknęłam.
- Cieszę się. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Clement? - Lodovica uniosła znacząco brwi.
- Przestań - powiedziałam, lekko ją szturchając. - To tylko przyjaciel.
- Powiedzmy, że ci wierzę - mówiąc to, zmrużyła nieufnie oczy. - A kiedy ty będziesz spędzała czas ze swoim przyjacielem, ja zadzwonię do zaprzyjaźnionej ginekolog. Postaram się o wizytę jeszcze dzisiaj. Wyślę ci sms-a o terminie wizyty.
Godzinę później stałam przed kawiarnią. Drzwi otworzył mi młody pracownik, uśmiechając się ciepło. Podziękowałam mu skinieniem głowy i omiotłam wzrokiem pokój w poszukiwaniu przyjaciela.
- Chciałem zapytać czy nie znalazłabyś dzisiaj chwili na małe spotkanie? - szczerze powiedziawszy, nie miałam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić. Ale tyle razy już mu odmawiałam, że nie mogłabym tego zrobić po raz kolejny.
- Znalazłabym.
- To za godzinę w Cafe Lattente? - przytaknęłam.
- Cieszę się. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Clement? - Lodovica uniosła znacząco brwi.
- Przestań - powiedziałam, lekko ją szturchając. - To tylko przyjaciel.
- Powiedzmy, że ci wierzę - mówiąc to, zmrużyła nieufnie oczy. - A kiedy ty będziesz spędzała czas ze swoim przyjacielem, ja zadzwonię do zaprzyjaźnionej ginekolog. Postaram się o wizytę jeszcze dzisiaj. Wyślę ci sms-a o terminie wizyty.
Godzinę później stałam przed kawiarnią. Drzwi otworzył mi młody pracownik, uśmiechając się ciepło. Podziękowałam mu skinieniem głowy i omiotłam wzrokiem pokój w poszukiwaniu przyjaciela.
Mężczyzna siedział przy stoliku z marynarką przewieszoną przez oparcie krzesła. Górny guzik jego białej koszuli był odpięty. Jedną dłonią podpierał brodę, a palcami drugiej stukał nerwowo po stoliku, co chwila spoglądając w stronę wejścia. Kiedy tylko mnie zobaczył, wstał, uśmiechając się delikatnie.
- Cześć - przywitałam się, podchodząc bliżej.
- Cześć - stanął na wprost mnie i pochylił się całując mnie w policzek.
- Kawa? - zapytał, ponownie zajmując miejsce przy stoliku.
- Nie, ja dzisiaj podziękuję - powiedziałam szybko. Przy moim stanie kofeina nie była wskazana. - Herbata - rzuciłam do kelnera, który pojawił się jakby znikąd.
- Dla mnie czarna z mlekiem - odezwał się, przyglądając mi się nieodgadnionym wzrokiem. - Nie wiem czy pamiętasz o mojej propozycji - powiedział pewnym głosem.
Aż wyprostowałam się na siedzeniu, słysząc te słowa. Nie wiedziałam co mężczyzna, może mi zaoferować.
- Mówiłem Ci niedawno o przyjęciu biznesowym. - zamrugałam parę razy. - Chciałbym żebyś na nie przyszła.
- Clement... - zaczęłam, marszcząc delikatnie brwi.
- Nie przyjmuję żadnej odmowy - dodał szybko.
Westchnęłam zrezygnowana. W tym momencie przyszedł kelner, podając nam nasze zamówienie. Pocukrowałam swoją herbatę, podniosłam łyżeczkę i zaczęłam mieszać nią napar, odwlekając podanie przeze mnie odpowiedzi.
- To jak będzie, Tini? Pójdziesz ze mną?
- Ten jeden, jedyny raz...
Kilka godzin później siedziałam w prywatnej przychodni, czekając na swoją kolej. Ze zdenerwowania zaczęłam nawet wyginać sobie palce. Pomieszczenie bardzo mi się podobało. Stonowane kolory działały na mnie uspokajająco. Na ścianach znajdowały się zdjęcia dzieci i pełno dyplomów z wyrazami uznania dla doktor Torres.
Siedząc tak, zaczęłam przyglądać się ciężarnym kobietom i ich mężom, siedzącym obok mnie. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Mogłam ujrzeć prawdziwą radość w ich oczach. Momentalnie pożałowałam swojego dzisiejszego zachowania.
- Pani Stoessel - głos lekarki, wyrwał mnie z zamyślenia.
Wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę jej gabinetu. Za biurkiem siedziała młoda kobieta o długich włosach w odcieniu karmelowego brązu, spływających falami po jej wyprostowanych plecach.
- Dzień dobry - żeński głos z charakterystycznym akcentem, przywitał mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałam i zajęłam miejsce na krześle na przeciwko, posyłając jej serdeczny uśmiech.
- W czym mogłabym pani pomóc?
- Dzisiaj rano, dowiedziałam się, że jestem w ciąży - o dziwo mój głos wcale nie drżał, chociać w środku cała trzęsłam się ze zdenerwowania.
- Gratuluję - powiedziała, wyraźnie rozentuzjazmowana. - Ale na wszelki wypadek zrobię pani kilka badań.
Nagle naszą rozmowę przerwała głośna wibracja jej telefonu.
- Przepraszam na sekundkę - powiedziała przykładając go do ucha. - Nie mogę teraz rozmawiać, oddzwonię do ciebie za dosłownie parę minut. Mam pacjentkę.
Rozglądnęłam się po pokoju, czekając cierpliwie aż skończy.
- To kobieta w ciąży, nie może czekać - próbowała się wykręcić. W końcu westchnęła i zwróciła się do mnie: - Pani Stoessel, wyjdę na chwilę i już do pani wracam.
Pokiwałam głową, odrobinę rozdrażniona jej postawą.
- Tak, dobrze usłyszałaś, powiedziałam pani Stoessel - mówiła do telefonu, odchodząc. - Blair, proszę, nie zmieniaj teraz tematu!
Kobieta zniknęła za drzwiami, a ja zamarłam słysząc jej słowa. Pokręciłam głową, nie mogąc w to uwierzyć. Blair? Błagam tylko nie ta Blair.
______
Przychodzę do was z jednodniowym poślizgiem, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ♥ Nie będę się rozpisywać, ponieważ muszę iść pouczyć się słówek na jutrzejszy sprawdzian z angielskiego.
Jeszcze raz chciałam wam podziękować za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem ♥ Nie spodziewałam się ich aż tylu. Mam nadzieję, że i tym razem mnie zawiedziecie :*
Do następnego ;**
- Cześć - przywitałam się, podchodząc bliżej.
- Cześć - stanął na wprost mnie i pochylił się całując mnie w policzek.
- Kawa? - zapytał, ponownie zajmując miejsce przy stoliku.
- Nie, ja dzisiaj podziękuję - powiedziałam szybko. Przy moim stanie kofeina nie była wskazana. - Herbata - rzuciłam do kelnera, który pojawił się jakby znikąd.
- Dla mnie czarna z mlekiem - odezwał się, przyglądając mi się nieodgadnionym wzrokiem. - Nie wiem czy pamiętasz o mojej propozycji - powiedział pewnym głosem.
Aż wyprostowałam się na siedzeniu, słysząc te słowa. Nie wiedziałam co mężczyzna, może mi zaoferować.
- Mówiłem Ci niedawno o przyjęciu biznesowym. - zamrugałam parę razy. - Chciałbym żebyś na nie przyszła.
- Clement... - zaczęłam, marszcząc delikatnie brwi.
- Nie przyjmuję żadnej odmowy - dodał szybko.
Westchnęłam zrezygnowana. W tym momencie przyszedł kelner, podając nam nasze zamówienie. Pocukrowałam swoją herbatę, podniosłam łyżeczkę i zaczęłam mieszać nią napar, odwlekając podanie przeze mnie odpowiedzi.
- To jak będzie, Tini? Pójdziesz ze mną?
- Ten jeden, jedyny raz...
Kilka godzin później siedziałam w prywatnej przychodni, czekając na swoją kolej. Ze zdenerwowania zaczęłam nawet wyginać sobie palce. Pomieszczenie bardzo mi się podobało. Stonowane kolory działały na mnie uspokajająco. Na ścianach znajdowały się zdjęcia dzieci i pełno dyplomów z wyrazami uznania dla doktor Torres.
Siedząc tak, zaczęłam przyglądać się ciężarnym kobietom i ich mężom, siedzącym obok mnie. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Mogłam ujrzeć prawdziwą radość w ich oczach. Momentalnie pożałowałam swojego dzisiejszego zachowania.
- Pani Stoessel - głos lekarki, wyrwał mnie z zamyślenia.
Wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę jej gabinetu. Za biurkiem siedziała młoda kobieta o długich włosach w odcieniu karmelowego brązu, spływających falami po jej wyprostowanych plecach.
- Dzień dobry - żeński głos z charakterystycznym akcentem, przywitał mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałam i zajęłam miejsce na krześle na przeciwko, posyłając jej serdeczny uśmiech.
- W czym mogłabym pani pomóc?
- Dzisiaj rano, dowiedziałam się, że jestem w ciąży - o dziwo mój głos wcale nie drżał, chociać w środku cała trzęsłam się ze zdenerwowania.
- Gratuluję - powiedziała, wyraźnie rozentuzjazmowana. - Ale na wszelki wypadek zrobię pani kilka badań.
Nagle naszą rozmowę przerwała głośna wibracja jej telefonu.
- Przepraszam na sekundkę - powiedziała przykładając go do ucha. - Nie mogę teraz rozmawiać, oddzwonię do ciebie za dosłownie parę minut. Mam pacjentkę.
Rozglądnęłam się po pokoju, czekając cierpliwie aż skończy.
- To kobieta w ciąży, nie może czekać - próbowała się wykręcić. W końcu westchnęła i zwróciła się do mnie: - Pani Stoessel, wyjdę na chwilę i już do pani wracam.
Pokiwałam głową, odrobinę rozdrażniona jej postawą.
- Tak, dobrze usłyszałaś, powiedziałam pani Stoessel - mówiła do telefonu, odchodząc. - Blair, proszę, nie zmieniaj teraz tematu!
Kobieta zniknęła za drzwiami, a ja zamarłam słysząc jej słowa. Pokręciłam głową, nie mogąc w to uwierzyć. Blair? Błagam tylko nie ta Blair.
______
Przychodzę do was z jednodniowym poślizgiem, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ♥ Nie będę się rozpisywać, ponieważ muszę iść pouczyć się słówek na jutrzejszy sprawdzian z angielskiego.
Jeszcze raz chciałam wam podziękować za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem ♥ Nie spodziewałam się ich aż tylu. Mam nadzieję, że i tym razem mnie zawiedziecie :*
Do następnego ;**