26.04.2015

Capitulo 41 (+18)

Rozdział dedykowany Olivie
Kolejne +18
A wy myśleliście, że seksu nie będzie xD

      Wyciągnął go z kieszeni i ku mojemu zaskoczeniu, odrzucił połączenie. Położył telefon na szafce i zamknął moje usta, a ramiona uwięził w żelaznym uścisku. Pchnął mnie na ścianę, chwycił mocno moje nadgarstki i uniósł je wysoko nad moją głowę. 
     Byłam uwięziona, niezdolna wykonać nawet najmniejszego ruchu, gdy ustami zaczął błądzić po mojej twarzy, posuwając się powoli w dół. Kiedy delikatnie zacisnął zęby na mojej piersi, przeszył mnie rozkoszny dreszcz. Moje doznania potęgował odurzający zapach jego ciepłej skóry. Z jękiem zatonęłam bezwolnie w jego silnych objęciach. 
      - Och, Tini. Czy nie widzisz, jak łatwo mi się poddajesz? - jego usta podążyły w górę do mojego ucha. - Zbyt łatwo - wymruczał, delikatnie je przygryzając. - Ale to mi się podoba. Dzięki temu wiem, że mam nad tobą kontrolę. 
       - Chcesz żebym była mniej uległa? - wpatrywałam się w niego, zamglonym wzrokiem, błądząc  po jego wspaniałej grzywie, po wyrazistych rysach jego nieskazitelnej twarzy. Pragnienie, które odczuwałam, było tak intensywne, że aż bolesne. Z każdą chwilą kochałam go coraz bardziej, a w tym momencie miałam pewność, że znalazłam w nim swoją drugą połówkę.
      Niezależnie od wszystkiego, nie umiałabym mu się oprzeć. Nie umiałabym przeciwstawić się sile, która mnie do niego przyciągała.
       - Moje poprzednie partnerki właśnie takie były - wyszeptał, pomiędzy pocałunkami, składanymi milimetr po milimetrze na mojej rozgrzanej skórze. - To ja byłem ich uległym. W sprawach łóżkowych one miały nade mną większą władzę, niż ja nad nimi. Podobało mi się to. Ale to jak ty reagujesz, jak mi się oddajesz, podnieca mnie bardziej. Dzięki temu czuję, że mi ufasz. Inaczej nie oddałabyś mi kontroli. 
     - Ufam ci, Jorge. Przecież o tym wiesz - wyszeptałam. 
     Jedną ręką nadal trzymał moje nadgarstki, a drugą gwałtownie wepchnął między moje nogi. Jęknęłam zaskoczona jego agresją. Wydał z siebie gardłowy, niski dźwięk i masował mnie, delikatnie tarł moje ciało jakby był od tego uzależniony. Żar jego dłoni przepalał materiał moich dżinsów, rozlewając się przyjemnie na mojej skórze. Wsunął palce pod krawędź moich majtek i zaczął pocierać moją łechtaczkę. Przygryzłam wargi, bez powodzenia usiłując stłumić jęk. Czułam jak jego palec zaczyna wsuwać się do mojego wnętrza.  
      - Cholera - warknął. - Ale jesteś mokra.
     Zajmował się moim ciałem tak długo, dopóki nie doszłam, dopóki gwałtowne dreszcze nie zgięły moich kolan przez co nie byłam w stanie utrzymać równowagi.   
      Puścił moje nadgarstki, chwycił na ręce i położył na łóżku. Ściągnął z siebie ubrania, po czym spojrzał na mnie. Leżałam pod nim w samych majtkach, gdy on był zupełnie nagi. Nie trwało to długo. Jednym ruchem rozerwał cienki materiał moich majtek, sprawiając, że nadawały się tylko do wyrzucenia. 
      - Gotowa? - zapytał, przesuwając dłonią po moich żebrach i piersiach, drażniąc moje napięte sutki. 
      - Tak - odpowiedziałam, a on opuszczał się na mnie powoli, wypełniając mnie całą, obserwując przy tym moją twarz. 
      Usta miał rozchylone, oddech przyspieszony, a w jego oczach kryło się coś drapieżnego, co tylko potęgowało moje podniecenie. 
      Jęknęłam, zamknęłam oczy i rozkoszowałam się intensywnym doznaniem, rozciągającym mnie wypełnieniem. Szatyn zaczął poruszać biodrami, a ja gwałtownie wessałam powietrze, czując go całego. 
      Z wahaniem uniosłam ręce i wplotłam palce w jego włosy, przyciągając jego usta do moich. Zaczął poruszać się szybciej. Byłam blisko... 
      - Dojdź dla mnie - wydyszał, a przez moje ciało przetoczyła się fala orgazmu, gwałtownie pochłaniając mnie całą.
      Po chwili mężczyzna dołączył do mnie, wykrzykując moje imię. Opadł na mnie, kryjąc twarz w moich potarganych włosach. 
      Gdy doszedł do siebie, wysunął się ze mnie, pozostawiając jedynie uczucie pustki. Zsunął się z mojego ciała i przewrócił mnie na bok, po czym objął mnie w pasie, przytulając się do moich pleców. 
      Znalazłam w sobie resztki siły, aby przechylić głowę i delikatnie pocałować go w usta. 
      - Dobranoc. 

***

      Nazajutrz obudziły mnie promienie słońca, parzące przyjemnie w plecy. Nie byłam pewna, czy to późny ranek, czy może już popołudnie, poza tym wszystko jednak było jasne. Wiedziałam doskonale, gdzie się znajduję. Leżałam na wielkim łożu należącym do mojego szefa, a przez ogromne okna do pokoju wlewało się oślepiające słońce. 
      Nie otwierałam oczu. Byłam zbyt szczęśliwa, by chcieć cokolwiek zmienić, choćby ten jeden drobiazg.
      Przeszkadzało mi tylko jedno. Nie słyszałam drugiego oddechu, nie czułam niczyjej obecności. Byłam pewna, że leżałam sama. Dla upewnienia, nadal mając zamknięte oczy, przesunęłam ręką po drugiej połowie łóżka. Nic.
      Nie mając wyboru, uniosłam powoli powieki. Spodziewałam się zobaczyć porozrzucane na podłodze ubrania, jednak ku mojemu zaskoczeniu nigdzie ich nie było. Nawet podartych majtek. Na to wspomnienie do moich policzków napłynęła krew.
      Odrzuciłam pościel na bok i stanęłam na podłodze. Moje stopy zatopiły się w puszystym dywanie. Spojrzałam w dół, właśnie uświadamiając sobie, że stoję całkowicie naga, a okna, które zajmowały dwie ściany są całkowicie odsłonięte. Pomimo tego, że znajdowałam się na ostatnim piętrze ogromnego wieżowca, ktoś mógł mnie zobaczyć. Narzuciłam na siebie szlafrok ukochanego i zaczęłam go szukać.
     Znalazłam go w jego gabinecie. Stał tyłem do drzwi z telefonem przy uchu. Drugą rękę trzymał w kieszeni i patrzył przez wielkie okno swojego apartamentu.
     Oparłam się o framugę drzwi i zaczęłam upajać się jego widokiem. Byłam pewna, że mój widok był zdecydowanie bardziej interesujący niż jego. W moim polu widzenia znajdował się on, położony pośród nadzwyczajnych drapaczy chmur nawet w najmniejszych stopniu niedorównujących jego potężnej i imponującej prezentacji.
     W jego włosach pobłyskiwały kropelki wody. Widocznie zdążył wziąć prysznic, zanim mi udało się wyczołgać z łóżka. Miał na sobie dwuczęściowy niesamowicie drogi, szyty na miarę garnitur - który działał na mnie niczym czerwona płachta na byka. Obserwując go od tyłu miałam wspaniały widok na jego silne plecy i ramiona umieszczone pod kamizelką. 
      Zaczął odwracać się w moją stronę z wrodzonym wdziękiem. Oczywiście wiedział, że tam byłam i go obserwowałam. Na szybie widział zarys mojej sylwetki. Nie spuszczałam z niego wzroku. Powietrze aż elektryzowało między nami.
     Prawdopodobnie celowo przeciągał chwilę, aż zwrócił się twarzą do mnie, dając mi możliwość upajania się nim i jego zmysłową pracą mięśni przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu. Uwielbiałam na niego patrzeć. Był cały mój. 
     Prawdopodobnie nigdy nie przyzwyczaję się do siły oddziaływania jego twarzy. Do jego idealnych kości policzkowych, ciemnych łukowatych brwi, niebieskich oczu, gęstych rzęs i perfekcyjnie zmysłowych ust. Uwielbiałam kiedy uśmiechały się w seksownym zaproszeniu, podobnie jak to robiły w tym momencie. Stałam onieśmielona. Powinnam była już przywyknąć do niego, jednak nadal zalewała mnie fala piekielnego gorąca, nogi zaczynały mi się trząść, a w brzuchu czułam przyjemny skurcz, za każdym razem gdy na mnie spojrzał. 
     - Widzimy się o piętnastej - powiedział zanim zakończył rozmowę i rzucił telefon na biurko. - Chodź tu.
      Dreszcz przeszedł po moim ciele, przez to jak wymawiał moje imię, tym samym dominującym tonem, którego użył, gdy wczoraj mówił Dojdź dla mnie.
      Przypomniało mi się co jeszcze wczoraj powiedział. Jestem zbyt uległa. Zmarszczyłam brwi, odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę kuchni.
      Zaczynałam się czuć tutaj jak w domu. Pomimo przepychu z jakim zostało urządzone to miejsce, dla mnie było po prostu przytulne, ciepłe, przyjemne i wygodne. Mogłam się tutaj rozluźnić i poczuć rozpieszczona, nie tylko za sprawą Jorge'a.
      Kiedy dotarłam do kuchni, podłożyłam kubek pod dozownik ekspresu do kawy. Szatyn dołączył do mnie z marynarką przewieszoną przez ramię i komórką w ręku. 
      - Czyli jednak nie uległa?
      Pokręciłam głową ze śmiertelną powagą, ale byłam pewna, że dostrzegł wesołe ogniki tańczące w moich oczach.
       - Wciąż mnie zaskakujesz. 
       - Mówiłeś prawdę? - zapytałam, nagle sobie o czymś przypominając.
       - Nie rozumiem - rzekł, wyjmując z szafki kubek dla siebie.
       - Wczoraj powiedziałeś, że byłeś uległym. 
       - Może trochę źle dobrałem słowa. Chodziło mi o to, że żadna z nich w pełni mi się nie oddała. Zawsze robiły coś, przez co czułem się zniewolony - przerwał by nastawić ekspres. - W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jednak kontrola na jaką ty mi pozwalasz jest zdecydowanie bardziej w moim guście. 
        - Och... - tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. 
        - Masz dzisiaj jakieś plany?
        Westchnęłam. Zupełnie zapomniałam o mojej kłótni z Lodovicą. Powinnam spróbować się z nią pogodzić. Jest moją jedyną przyjaciółką i nie potrafię długo bez niej funkcjonować. Postanowiłam dzisiaj po pracy się z nią spotkać i jakoś ją udobruchać.
       - Mam zamiar pogodzić się z przyjaciółką.
       - Wieczorem jest kolacja z moimi rodzicami i Ruggero.
       - Kenedy też będzie? - palnęłam.
       Jorge wyglądał na zaskoczonego. Nie czekając na odpowiedź, która pewnie sprawiłaby, że cała pozytywna energia ze mnie wyparowała, zapytałam:
       - O której jest ta kolacja?
       - O siedemnastej. Wiem, że to dosyć wcześnie, ale moi rodzice przyjeżdżają tylko na kilka godzin.
       - Czyli z moich planów nici - jęknęłam. Nie mogę tego dłużej odwlekać. Im prędzej to zrobię, tym Lodo szybciej mi wybaczy. 
       - W takim razie daję ci wolne. Należy ci się. Tak ciężko pracujesz, abym był zadowolony - mówiąc to, posyła mi promienny uśmiech. 
       Chcąc mu podziękować, podeszłam do niego i złożyłam pocałunek na jego pełnych ustach. Szatyn owinął ręce wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie bliżej i pogłębił pocałunek. Położyłam dłonie na jego policzkach, pocierając kciukiem jego skórę.
        - Zapomniałbym - powiedział, odsuwając się ode mnie.
        Sięgnął dłonią do kieszeni spodni i wyjął z nich pęk kilku kluczy. Sięgnął po moją dłoń i położył je na niej. Zgiął moje palce w pięść i spojrzał mi głęboko w oczy. Wręczył mi klucze do swojego mieszkania, a ja miałam wrażenie, jakby dawał mi klucze do swojego serca.
____________
I jest rozdział 41 ;D
Długość jest chyba satysfakcjonująca :*
Taka rekompensata za dwa tygodnie przerwy pomiędzy rozdziałami.
Dziękuję wam za komentarze, miłe słowa, wyświetlenia i w ogóle za wszystko ♥     
Gdyby nie wy, nie miałabym po co pisać ♥  

12.04.2015

Capitulo 40

     
Rozdział dedykowany Jorgista Forever ♥

     - Daj spokój, Martina, nie obrażaj się - zachichotał cicho, pociągając mnie do pionu. Chwycił w talii i przytulił do siebie, abym mogła utrzymać równowagę. 
      Nie byłam w stanie sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej słyszałam chichot mojego chłopaka. Mówiąc szczerze, zszokował mnie tym. Mi niestety w ogóle do śmiechu nie było. Szybko odsunęłam się od niego.
     - Teraz "nie obrażaj się"? - prychnęłam. - Kilka godzin temu zachowywałeś się jak obcy. Krzyczałeś na mnie, a ja tak na prawdę nic nie zrobiłam.
     - Przepraszam - jego ramiona ponownie oplotły mnie mocno jakby bał się, że mu za chwilę ucieknę. 
     Westchnął, ukrywając twarz w moich potarganych włosach. Również westchnęłam i niepewnie do niego przylgnęłam. Jego nastrój wciąż mnie dekoncentrował. Zmieniał się co kilka chwil i to mnie w nim najbardziej irytowało. Ale nie potrafiłam się na niego dłużej gniewać. 
     Potrzebowałam go jak powietrza. Był najważniejszą osobą w moim życiu. Tak bardzo chciałam mu wyznać ile dla mnie znaczy, że kocham go całą sobą. Jednak bałam się. Bałam się, że przestraszy się tych wszystkich uczuć i mnie zostawi.
     - A teraz mi powiedz, co zrobiłaś z ręką - powiedział, odsuwając mnie minimalnie od siebie, aby móc zobaczyć mój opatrunek.
     Ujął delikatnie mój nadgarstek i uniósł, dokładnie go oglądając. Zadrżałam, gdy tylko mnie dotknął. Nie mogłam uwierzyć, że wciąż tak silnie na mnie działa. 
      - Wypadek - szepnęłam, unosząc niepewnie drugą dłoń. 
     Przesunęłam opuszkami palców po jego policzku, na którym widniał seksowny, kilkudniowy zarost. Szatyn pod wpływem mojego dotyku przymknął powieki, rozchylając delikatnie swoje pełne wargi, które aż prosiły się o moją uwagę. 
       Wspięłam się na palcach i przybliżyłam usta do jego twarzy. Przejechałam językiem po jego rozchylonych ustach, pieszcząc je dokładnie. Jęknął i zatopił palce w moich włosach, przyciągając moje usta do jego. 
       - Może byśmy pojechali do mnie? - wychrypiał, pomiędzy pocałunkami.
       - Nie mam nic przeciwko.

***

      - Wchodź - rzucił i pociągnął mnie w głąb mieszkania, w którym ostatni raz byłam przed wyjazdem do jego rodziców. - Chcę, żebyś tu dzisiaj przenocowała.
      - Nie mam nawet swoich ubrań. Nie mówiąc o innych rzeczach...
      - Potrzebujesz jedynie szczoteczki do zębów - powiedział, uśmiechając się szelmowsko. -  Mam jedną nieużywaną w łazience. A ubraniami się nie martw. Wpadniemy do twojego mieszkania rano i wtedy się przebierzesz. Spać możesz w jednej z moich koszulek - przyciągnął mnie do siebie i oparł podbródek na czubku mojej głowy. - Bardzo chciałbym, żebyś ze mną została, Tini. 
       - Ja też bym tego chciała. Potrzebuję być blisko przy tobie - powiedziałam, rozpinając guziki jego koszuli. Gdy już z wszystkimi się uporałam, wsunęłam pod nią dłonie i zaczęłam pieścić jedwabną skórę twardych pleców. - Potrzebuję także prysznica.
     Z twarzą przy moim włosach głęboko wciągnął powietrze. 
     - Lubię gdy pachniesz brzoskwinią. To mój ulubiony owoc, zaraz po truskawkach.
     Mimowolnie wyobraziłam sobie jak karmi mnie truskawkami maczanymi w czekoladzie. Na moich policzkach mimowolnie pojawił się rumieniec.
     Szatyn prowadził mnie przez salon i duży, przestronny hol, którego ściany pokryte były obrazami jakiś nowoczesnych artystów. Minęliśmy białe drzwi, prowadzące do pokoju, w którym spałam ostatnio. Spojrzałam na niego zdziwiona. Szliśmy do innej sypialni. Jego sypialni.
     - Mam spać z tobą? 
     - A nie chcesz? - zapytał, unosząc jedną brew w geście zaskoczenia.
     - Oczywiście, że chcę. Po prostu myślałam, że tak jak poprzednim razem, spędzę noc w pokoju gościnnym.
     - Tylko, że teraz jesteśmy parą. Nie pozwolę byś spała w innym miejscu niż moja sypialnia - powiedział stanowczo, otwierając przede mną drzwi.
     Poprzednim razem gdy tu byłam, nie miałam okazji zajrzeć do jego pokoju. Czułam się jakbym spoglądała w głąb jego prywatności, którą bardzo chciałam poznać, jednak on nie dawał mi otwartej furtki. Doszło do mnie, że wciąż o nim tak niewiele wiem. 
      - Łał! - Aż sapnęłam, gdy zapalił światło. 
     Pierwszym meblem, jakie od razu rzuciło mi się w oczy było przeogromne łoże wykonane z mocno ciemnego drewna. Część ściany za łóżkiem pokryta była beżową pikowaną skórą, a cała reszta miała szary odcień. Inne dwie ściany zajmowały ogromne okna z widokiem na Buenos Aires. Czy w każdym pomieszczeniu należącym do niego muszą być takie okna? Jego biura, pokój gościnny sypialnia...
     Jednak musiałam przyznać, że widok był oszałamiający. Poza łóżkiem, znajdował się tu puchaty dywan, dwie szafki nocne i ogromny okrągły żyrandol wykonany z czarnych i białych szkiełek. Nie było tu zbędnego przepychu, dominowały stonowane kolory, a ja i tak nie mogłam poskromić mojego zachwytu. Podeszłam do łózka i przejechałam opuszkami palców po nakryciu - jasnoszarej kołdrze z dwoma białymi pasami na górze. 
     - Ładnie tu - stwierdziłam.
    Szatyn, nic nie mówiąc, wszedł za drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Po chwili wrócił z powrotem do pokoju. W rękach niósł dwa ręczniki. Położył je na łóżku i przeniósł wzrok na moją twarz. Jego spojrzenie przepalało mnie na wskroś.
      - Dobrze jest mieć cię tutaj - powiedział, podchodząc bliżej. 
      Uniósł mój podbródek, by pocałować mnie w nos. - Zostawię ci na łóżku T-shirt. Będę czekał w salonie - po tych słowach wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą.
       Podniosłam ręczniki i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i włożyłam na siebie jeden z jego T-shirtów, który dla mnie przygotował. Był przyduży i tak cudownie pachniał. Nim. Chyba mu go nie oddam. 
     Dołączyłam do Jorge'a w salonie. Stał obok kanapy. Przebrał się w szare jedwabne spodnie od piżamy, które wisiały nisko na biodrach. Poza tym nie miał na sobie nic. W kominku płonął niewielki ogień, a na stoliku płonęło kilka świec w kolorze kości słoniowej. Ich złote płomyki oraz ogień w kominku stanowiły całe oświetlenie pokoju. 
     Odchrząknął z zakłopotaniem, a na jego twarzy pojawił się chłopięcy uśmiech, tak bardzo sprzeczny z dojrzałą seksualnością jego ciała. Stałam jak zahipnotyzowana, chłonąc każdy szczegół jego pięknej twarzy.
      - Staram się odgadnąć co może sprawić ci przyjemność.
      - Ty sprawiasz mi przyjemność - powiedziałam, idąc w jego kierunku. 
      - Co chciałabyś zjeść? 
      - A co proponujesz?
      - Tosty? - zaczęłam się niekontrolowanie śmiać z jego słów. 
      - To nie jest jakieś wytworne danie – prychnęłam.
      - Daj spokój – machnął ręką. – Umiem coś tam gotować, ale prawie nigdy tego nie robię. Nie mam czasu na to, zazwyczaj coś zamawiam.
      - No to rób te tosty, a ja popatrzę.
      - Chcesz coś do picia? Może coś mocniejszego? - zapytał, wchodząc do eleganckiej kuchni.
      - Nie znam się na alkoholach - odparłam zgodnie z prawdą, siadając powoli na kręconym białym krześle przy wyspie, a szatyn w tym czasie otworzył swoją szafkę pełną dużo procentowego asortymentu. 
       Założyłam nogę na nogę i z łokciami opartymi o barek, obserwowałam tył Jorge'a. Jego plecy były całkowicie odsłonięte. Miałam ochotę dotykać je, najdłużej jak tylko mogłam. Przygryzłam dolną wargę.
     - I co widzisz coś zadowalającego? - wymruczał, gdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że był już odwrócony twarzą do mnie.
     Moje policzki zrobiły się szkarłatne, a wzrok uciekał przed jego badawczym spojrzeniem niebieskich oczu.
     - Czyli uważasz, że jestem seksowny, zgadłem? – zaśmiał się i puścił mi oko. Jęknęłam zażenowana. 
     - Rób te tosty - usiadłam na blacie i zakryłam twarz włosami, aby zasłonić rumieńce.
     - Do twarzy ci z rumieńcami - odparł z rozbawieniem. 
     Odebrałam od niego kieliszek i wypiłam zawartość za pierwszym razem. Skrzywiłam się. Mocne. Od razu daje o sobie znać. 
     - Może lepiej będzie jeśli dam ci coś innego.
     - Ty możesz, a ja nie? Myślisz, że nie potrafię pić? - palnęłam.
     Podniosłam głowę. W jego oczach zauważyłam tajemniczy błysk, przez który nagle zrobiło mi się gorąco. Podszedł do mnie powoli i stanął pomiędzy nogami, patrząc na mnie z góry. 
     - Tego nie powiedziałem - wyjął kieliszek z mojej ręki i odłożył go na blat. - Darujmy sobie tą kolację i chodźmy z powrotem do mojej sypialni - chwycił moją dłoń i pociągnął mnie za sobą do jego pokoju. 
     Gdy tylko przekroczyliśmy próg, Jorge dosłownie rzucił się na mnie, przyciskając moje ciało do ściany. Jęknęłam, zaskoczona jego nagłą brutalnością. Pieścił moje wargi, zmysłowymi ruchami sprawnego języka. Rozchyliłam wargi, pozwalając mu na więcej. 
      Jego ręce błądziły po moim ciele. W końcu chwycił skraj mojej koszulki i rzucił ją na ziemię. W tym momencie zadzwonił jego telefon.
___________
Tak wiem, wieje nudą.
Ale to chwilowe (mam nadzieję), tak jak związek naszej Jortini :D
Nie rozpisuję się ♥
Kocham Was ♥
PS: przepraszam, że ostatnio rozdziały pojawiają się co dwa tygodnie, ale jest to spowodowane nadmiarem nauki :( Mam nadzieję, że wybaczycie.

1.04.2015

Capitulo 39

Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom ♥    

     - Nie trudno było przegapić taką firmę jaką jest Blanco Inc - odparł, uśmiechając się do mnie szeroko.
      Już miałam coś powiedzieć, kiedy zobaczyłam jak Jorge wychodzi z łazienki. Brew mężczyzny drgnęła lekko ku górze w niemym zapytaniu. Podchodząc bliżej, zmarszczył swoje idealne brwi, przez co na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka, która jedynie dodawała mu uroku.
      Zmierzyłam jego spiętą twarz, rzucając okiem na zaciskające się wargi, by po chwili zatrzymać się na jego błękitnych oczach, w których jeszcze kilka chwil temu było pełno niesamowitych iskierek. Teraz nie byłam w stanie z nich nic odczytać.
     - Galan - ton jego głosu był tak chłodny, że przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. 
     - Blanco - rzucił Clement, nie spuszczając ze mnie swoich ciemnych tęczówek. 
     Natomiast ja patrzyłam cały czas na mojego chłopaka. Byłam pewna, że jest chorobliwie zazdrosny.
     - Co cię sprowadza do mojego biura?
     - Chciałem zaprosić Martinę na lunch - szatyn prychnął kpiąco, jeszcze mocniej napinając mięśnie twarzy.
     - Co odpowiedziała?
     - Jeszcze nic, ale skoro ty też tu jesteś to może wybralibyśmy się w trójkę? - zamarłam. To nie był dobry pomysł. To był cholernie zły pomysł.                
     - Chyba nic z tego nie będzie. Już umówiłam się z przyjaciółką - skłamałam. Dla uwiarygodnienia moich słów podniosłam się z siedzenia i wzięłam torebkę do ręki z zamiarem wyjścia. 
     - Szkoda. To może innym razem. Będziemy w kontakcie - mrugnął do mnie i obrócił się w stronę wyjścia. 
     - Zapomniałbym - odezwał się, ponownie się odwracając. - W piątek szykuje się bankiet. Mam nadzieję, że przyjdziesz - uśmiechnął się, ukazując dołeczki.
     - Jasne - zgodziłam się. 
     - Tak, przyjdziemy - potwierdził Jorge, dosadnie akcentując ostatnią sylabę. 
     - Oto zaproszenie - odsłonił poły marynarki i wyciągnął z niej białą kopertę.
     Wyciągnął rękę w moją stroną, jednak mój szef zdążył mnie uprzedzić. Chwycił delikatny papier i pospiesznie go schował.
      - To do zobaczenia - mruknął Clement i wszedł do windy. 
      Kąciki moich ust uniosły się do góry i ułożyły w delikatnym uśmiechu, który po chwili zniknął. A wszystko to na dźwięk nieprzyjaznego tonu szatyna.
      - Ty go tu zaprosiłaś? - burknął, gdy tylko drzwi windy się zamknęły.
      Jego twarz wyrażała nieopisaną wściekłość, a ciemne oczy przypominały groźnego drapieżnika, gotowego w każdej chwili rzucić się na swoją ofiarę. Pierwszy raz miałam okazję widzieć go w takim stanie. Byłam przerażona. 
     - Słucham? - krzyknęłam, gwałtownie wciągając powietrze.
     - Jesteśmy razem, a ty chcesz spotykać się z kimś innym, kogo nawet nie znasz! - warknął dziko w moją stronę. 
     Szpilka po szpilce nakłuwała moje serce, które bezgłośnie krzyczało "Dość!". Krew w moich żyłach zaczęła krążyć dwa razy szybciej, a nierównomierny oddech powodował jeszcze większy ból w klatce piersiowej. Czułam się jakby świat chwilowo zatrzymał się w miejscu. Jak on mógł tak w ogóle pomyśleć? 
     - Nie zrobiłam tego, a teraz wybacz, jestem umówiona - odparłam i przeszłam obok niego, kierując wzrok w przeciwną stronę. 
     Podeszłam do miejsca, w którym chwilę temu zniknął Clement i przycisnęłam strzałkę w dół. 
     - Martina! - powiedział, nie ruszając się z miejsca. 
     W tym momencie drzwi się otwarły. Zanim jednak weszłam do windy, zerknęłam jeszcze szybko za siebie. Jorge stał nieruchomo w tym samym miejsce z dłońmi zaciśniętymi w pięści,a jego wzrok boleśnie przewiercał miejsce, w którym jeszcze kilka minut temu się znajdowałam. Pokręciłam bezsilnie głową i zjechałam na parter. 

***

    Czułam tylko jak moje moje serce przeszywa tysiące sztyletów, łamiąc je na pojedyncze części. Oddech ugrzązł mi gdzieś w gardle. Jestem pewna, że powiększone źrenice i otworzone szeroko usta mówiły same za siebie - nie dowierzałam. Nie wierzyłam, że mógł się tak do mnie odezwać. Byłam jednocześnie zraniona i wściekła. 
    Szłam chodnikiem, a ciepły wiatr rozwiewał moje włosy i delikatnie muskał wrażliwą skórę. Potrzebowałam tego, musiałam ochłonąć. Nie potrafiłam myśleć trzeźwo.
     Weszłam do niewielkiego włoskiego bistro, które znajdowało się na końcu ulicy i usiadłam przy stoliku. 
     Zamówiłam sobie wino, widniejące na pierwszej pozycji w karcie i małą pizzę Margaritę. Miałam nadzieję, że napój i posiłek uspokoją moje rozdygotane nerwy i dzięki temu będę w stanie nad wszystkim zapanować jak należy.
     Kiedy kelner powrócił z moim winem, wychyliłam pół kieliszka, właściwie nie czując jego smaku. Czy Clement musiał wrócić akurat teraz? Co go w ogóle sprowadziło do Buenos Aires? Interesy? A może to całkowicie coś innego.
     Nie zdążyłam się nad tym głębiej zastanowić, ponieważ nadeszło moje zamówienie. Próbowałam zmusić się do jedzenia. Wszystko smakowało jak styropian, więc tylko grzebałam widelcem w talerzu. 
     Przyciągnęłam krzesło, na które odłożyłam torebkę i wygrzebałam z niej smartphone'a z zamiarem sprawdzenia godziny. Jednak coś innego przykuło moją uwagę, a mianowicie pełno SMS-ów i nieodebranych połączeń od Jorge'a. Prychnęłam. Teraz się o mnie martwi. 
     Wyczyściłam listę i wrzuciłam telefon z powrotem do torby. Byłam zła, bardzo zła. Instynktownie zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam ochotę coś zniszczyć. Nie panowałam nad moim gniewem. 
     Z całej siły uderzyłam pięścią w szklany stolik, który roztrzaskał się na drobne kawałeczki. Dookoła leżało mnóstwo odłamków, a moja dłoń jak i cały posiłek był zakrwawiony, ale nie przejęłam się tym specjalnie.
     - Co tu się dzieje? - zapytała poirytowana kelnerka, który jak tylko usłyszała dźwięk tłuczonego szkła do mnie podbiegła. 
     Dziewczyna miała blond włosy do ramion i śliczne brązowe oczy. Pomimo lekkiej nadwagi była bardzo ładną dziewczyną. 
     - Pokaż, opatrzę ci to - delikatnie chwyciła moją skaleczoną dłoń.
     - Nie trzeba - wyrwałam się z jej uścisku. Kobita zmarszczyła brwi.
     - Proszę, bo się jeszcze nam wykrwawisz.
     - No dobrze - odpowiedziałam zrezygnowana. Miała rację. Nie byłam pewna jak głębokie było zranienie, ale nie wyglądało za ciekawie.
     Poprowadziła mnie na zaplecze, gdzie przemyła i zabandażowała moją rękę. 
     - Przepraszam, za wszystko za płacę. Nie wiem co się ze mną stało - jęknęłam, gdy wiązała opatrunek. - Chyba za głęboko się zamyśliłam. 
      - Nie musisz za nic płacić - uśmiechnęła się promiennie.
      - Dziękuję.
      - Wiem, że to nie moja sprawa - zaczęła. - Ale czy to ma związek z facetem?
      - Czy to aż tak bardzo widać? 
      - Trochę - spojrzała na mnie z politowaniem.
      Mój wzrok mimowolnie powędrował do zegara, wiszącego nad drzwiami. Było kilka minut po piętnastej. Powinnam dawno wrócić do biura.
       - Będę się już zbierać - odparłam, biorąc do lewej ręki torebkę. - Jeszcze raz dziękuję i przepraszam.

***

     - Kochanie - usłyszałam cichy szept tuż przy swoim uchu, który wywabił mnie z rozmyślań.   
     Podskoczyłam delikatnie na krześle i popatrzyłam zła na szatyna, który szczerzył swoje idealnie równe i bielutkie zęby, w szerokim uśmiechu
     - Nie mów tak do mnie - fuknęłam wściekła, krzyżując ramiona na piersi.
_____
I doczekaliście się. Przepraszam :(
Za to, że musieliście tak długo czekać i za jakość tego wyczekiwanego rozdziału.
Ale mam nadzieję, że choć trochę wam się spodoba.
Muszę skomentować tylko jedną postać - Clement. Nie dajcie się zmylić. On nie jest tym za kogo się podaje xD No cóż więcej wam nie zdradzę ;D
BARDZO WAM DZIĘKUJĘ ZA PRZEKROCZENIE 100 000 WYŚWIETLEŃ ♥ ♥ ♥
Zakładając bloga, nigdy nawet nie sądziłam, że dojdę do takiej liczby.
Bez was by się nie udało ♥ Dziękuję ♥ Uwielbiam Was *.*
Od teraz rozdziały powinny pojawiać się regularnie, a oprócz tego piszę kilka OSów,
które już niedługo ujrzą światło dzienne.
Jeszcze raz dziękuję ♥