Witam wszystkich ;D Niedawno brałam udział w konkursie na One Shot'a na blogu wspaniałej Teddy ♥ Jest to mój pierwszy OS. Dostałam za niego wyróżnienie, co dla mnie wiele znaczy <3
Cześć. Nazywam się Violetta Castillo. Mam 17 lat. Uczęszczam do Studia 21 w Buenos Aires, moim rodzinnym mieście.
Nie mam chłopaka, ale to nie dlatego, że im się nie podobam. Po prostu nie znalazłam jeszcze nikogo odpowiedniego.
***
Dzisiaj jest sobota, co oznacza, że nie mam obowiązku pójścia do szkoły, ale za to muszę posprzątać w domu, ponieważ Olga - nasza gosposia - wyjechała. Szybko skończę i będę mogła pójść na imprezę, o której powiedziała mi moja przyjaciółka, Francesca.
Zaczęłam od kuchni. Powkładałam wszystko brudne naczynia do zmywarki, wytarłam blatu, pozmiatałam i umyłam podłogę oraz wytarłam stół, przy którym jemy. Uwinęłam się z tym w niecałą godzinę, ale do posprzątania pozostało mi jeszcze parę pomieszczeń - salon, łazienki, sypialnie, garderoba oraz pracowania mojego taty.
Skończyłam około godziny piętnastej. Zanim zaczęłam przygotowania do przyjęcia, zrobiłam sobie coś do zjedzenia.
Zdecydowałam, że ubiorę falbaniastą o brzoskwiniowym kolorze, krótką spódniczkę. Do tego biały top i dżinsową kurtkę. Pomalowałam się delikatnie, a włosy pozostawiłam rozpuszczone.
Wyciągnęłam z szafy różową torebkę z kokardką, po czym włożyłam do niej błyszczyk i telefon. Potem zeszłam na dół do kuchni, gdzie postanowiłam poczekać na przyjaciółkę.
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam komórkę z torebki. Otrzymałam sms-a od Francesci:
Wyjdź przed dom, już jadę.
Włożyłam ją do torebki, po czym poszłam we wskazane miejsce. Kiedy podjechała, usiadłam na miejscu pasażera. Po drodze prawiłyśmy sobie różne komplementy. Moja przyjaciółka wyglądała naprawdę pięknie w czarnej mini, do której dobrała czerwone szpilki. Jej nadgarstek zdobiła złota bransoletka, którą dałam jej na ostatnie urodziny.
Nawet nie zauważyłam, kiedy dojechałyśmy na miejsce. Gdy zobaczyłam dom willę, zaniemówiłam. Wyglądała tak jak ta z moich marzeń. Posiadała kilka pieter, ogromny basen, kort tenisowy i wiele więcej.
- Kto tu mieszka? - wydukałam.
- Nie wiesz? - pokręciłam głową. - Naprawdę nie znasz Leona Verdas'a? - zapytała z niedowierzaniem.
- Nie. A ty go znasz?
- Tak, jego i moi rodzice się przyjaźnią - wyjaśniła. - Kiedyś zaprosili nas na kolację. Wprowadzili się tu stosunkowo niedawno.
To by tłumaczyło dlaczego go nie znam. Podeszłyśmy do furtki, którą otworzył przed nami już siwiejący mężczyzna.
- Witam na przyjęciu panicza Verdasa - powiedział, na co posłałyśmy mu szeroki uśmiech.
Idąc dalej, doszłyśmy do basenu. Było już tu dużo ludzi, niektórzy się kąpali, co nie było dziwne, bo w końcu mieszkamy w Buenos Aires. Tu prawie nigdy nie ma zimno. Szkoda tylko, że nikt mi nie powiedział o wzięciu stroju kąpielowego.
Wokół basenu były rozstawione leżaki, a w dalszej części ogrodu stały stoły z przekąskami.
- Chodź, pójdziemy się przywitać - powiedziała Francesca, ciągnąc mnie w kierunku jednego z leżaków, otoczonego przez kilka dziewcząt.
- Hej Leon - zawołała, przekrzykując inne dziewczyny.
- Cześć - odpowiedział jej jakiś chłopak o cudownym głosie. - Moje drogie panie, przepraszam na moment.
Dziewczyny odsunęły się i moje serce na chwilę przestało bić. Wpatrywałam się w cudowne oczy, które przeszywały mnie wzrokiem.
- Witam. My się jeszcze nie znamy. Nazywam się Leon. A ty to...?
- Violetta... - wydukałam.
- Violetta, co za cudowne imię - kiedy je wypowiadał myślałam, że zaraz zemdleję.
Jednak szybko się zbeształam w myślach, kiedy uświadomiłam sobie, że on przecież może mieć dziewczynę, a nawet jeśli jej nie ma to i tak nie ma u niego szans z powodu tego wianuszka ładnych i opalonych dziewczyn, stojących za nim. Przy moim kolorycie skóry wypadałam blado.
- Jak to się stało, że się jeszcze nie znamy? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Oj, nie ma pojęcia - no co ty, Violetta, tylko na taką odpowiedź cię stać?
Przy nim wychodzę na idiotkę.
- Dziękuję za zaproszenie - wymamrotałam w końcu.
- Cała przyjemność po mojej stronie - tym razem puścił do mnie oczko.
Czy on musi być taki przystojny? - zapytałam samą siebie. Jeśli tak dalej pójdzie, to się przy nim całkowicie roztopię.
- Przepraszam panie, ale idę oprowadzić tą ślicznotkę - poczułam jak krew napływa mi do twarzy.
Podszedł do mnie, podając mi rękę. Pociągnął mnie w stronę drzwi balkonowych. Weszliśmy do jego ogromnego domu.
Gdy skończył mnie oprowadzać, zapytał czy nie miałabym ochoty poznać jego przyjaciół. Z chęcią przystałam na jego propozycję.
- No to poznaj proszę Maxi'ego, Andres'a, Napo i Brako. Chłopaki, to jest Violetta.
- Cześć - uśmiechnęłam się do nich - miło mi was poznać.
- Nam ciebie też - odpowiedzieli chórkiem.
- Wicie jest już późno. Powinnam już chyba wracać do domu - oznajmiłam.
- Masz z kim jechać?
- Niestety nie. Chyba będę musiała wracać pieszo. Francesca mi napisała, że źle się poczuła i sama pojechała wcześniej.
- Ja cię z chęcią odwiozę - zaproponował Leon.
- Nie ma takiej potrzeby, nie mieszkam wcale daleko.
- Chyba mi nie odmówisz - zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Musiałam się zgodzić. Pożegnaliśmy się z jego przyjaciółmi, po czym Leon zaprowadził mnie do garażu.
- Wybierz, którym chciałabyś jechać.
Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. W pomieszczeniu znajdowała się kilka nowych samochodów różnych drogich marek. Muszą być bardzo bogaci.
- Co to za marka? - zapytałam, wskazując na srebrne cabrio.
- Porsche 911 Carrera Cabrio - odpowiedział.
- Jak sobie życzysz piękna - kiedy wypowiedział ostatnie słowo, do moich policzków, już drugi raz tego wieczoru, zaczęła napływać krew.
Wsiedliśmy do samochodu i podjechaliśmy do bramy. Leon kiwnął temu samemu facetowi, który wpuścił tu mnie i moją przyjaciółkę, aby ją otworzył. Kiedy mieliśmy już wyjeżdżać podbiegła do nas jakaś dziewczyna i oznajmiła, że chce aby chłopak ją również odwiózł. Chłopak zgodził się.
Nie cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Chciałam zostać z nim sam na sam. On chyba również tego pragnął, bo oznajmił, że najpierw odwiezie tą dziewczynę. Z tego co wiem, miała na imię Ludmiła.
W końcu dojechaliśmy pod mały, aczkolwiek bardzo ładny dom. Dziewczyna wysiadła. Lecz zamiast iść prosto do domu, podeszła do Leona i pocałowała go. Chłopak zamiast odwzajemnić pocałunek, odepchnął ją delikatnie od siebie. Speszona dziewczyna uciekła do budynku.
- Przepraszam cię, nie wiem co w nią wstąpiło.
- Nic takiego się przecież nie stało - skłamałam.
Stało się i to dużo. Dlaczego ona go pocałowała?! Chciała mi udowodnić, że nie mam u niego szans? No cóż, chyba jej posłucham.
Dalej jechaliśmy w ciszy.
- To tutaj - powiedziałam, gdy wreszcie zobaczyłam swój dom.
Zatrzymał samochód. Chyba chciał mnie pocałować, bo zaczął się do mnie przybliżać. Spanikowana szybko wyskoczyłam z samochodu. Zaskoczony chłopak wymamrotał słowa pożegnania i odjechał.
Weszłam do domu. Wszędzie było ciemno. Chyba już wszyscy śpią. Po cichu zakradłam się do mojego pokoju, ale jak to ja, musiałam uderzyć nogą w kant stołu. Na szczęście nikt się nie obudził. Z bolącą nogą poszłam spać.
Następnego dnia szłam na zajęcia z Pablo sama. Fran nie przyszła dzisiaj do Studia. Kiedy stałam przed klasą ujrzałam Leona w towarzystwie Ludmiły. Chyba się kłócili. Nie chciałam tego słuchać, więc niezauważona się oddaliłam.
Wychodząc przed Studio, wpadłam na Diego'a.
- Przepraszam - wyszeptał.
Diego był kiedyś moim chłopakiem. Nie spotykamy się już chyba od ponad tygodnia. To ja z nim zerwałam, bo uważam, że już nic nas nie łączy. Ale on chyba bardzo to przeżywa.
Chłopak chciał mnie przytulić, lecz zdążyłam się mu wymknąć. Nie mogę na to pozwolić. Zrezygnowany wszedł do szkoły. Po chwili z budynku wyłonił się Leon.
- Violetta, cześć.
- Cześć.
- Chodzisz tu do szkoły? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam, posyłając mu niewielki uśmiech.
- To świetnie, bo ja też - w przypływie radości mocno mnie uściskał.
- Jak ci się spało? - zapytał, odsuwając się ode mnie.
- Wspaniale - wymamrotałam.
- To dobrze, chodźmy na lekcje.
Wszystkie lekcje, które miałam z Pablo, Gregorio i Angie minęły spokojnie. Nic takiego się nie wydarzyło.
Gdy miałam już iść do domu, Leon podszedł do mnie i zaproponowałam, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się. Nie doszliśmy jednak do połowy drogi, kiedy chłopak dostał telefon od rodziców. Musiał szybko wracać do domu. Pożegnaliśmy się i już sama poszłam dalej.
Będąc przy zakręcie na moją ulicę, ktoś uderzył mnie w tył głowy.
- Au-aa... - krzyknęłam.
Kiedy się odwróciłam, ujrzałam rozzłoszczoną Ludmiłę. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo dziewczyna kopnęła mnie w brzuch. Później zaczęła mną szarpać i bić z całej siły. Otępiała osunęłam się na ziemię.
Obudziłam się rano jak zwykle w moim... co? To nie był mój pokój. Otwierając oczy, ujrzałam szpitalną salę i rurki przez które byłam podłączona do jakiegoś urządzenia. Jak się tutaj znalazłam? Ostatnie co pamiętałam to Ludmiła...
Wszystko zaczęło do mnie docierać. Zostałam pobita. Ale dlaczego ona to zrobiła? Czy to z zazdrości o to, że nie jest z Leonem? Przecież ja też z nim nie jestem. To wszystko wydawało mi się bardzo dziwne.
Nagle drzwi od sali się otworzyły i do pokoju zajrzał Leon, niosący trzy bukiety kwiatów, kilka maskotek oraz małe paczuszki, owinięte kolorowymi wstążkami.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską.
- Dobrze. Co to za rzeczy?
- To prezenty od twojego taty, przyjaciół i oczywiście ode mnie.
- Wcale nie musieliście.
- Musieliśmy - uniósł delikatnie kąciki ust, lecz zaraz je z powrotem opuścił. - Pamiętasz co się dokładnie wydarzyło?
- Tak, ale nie chce o tym teraz mówić.
- Rozumiem. Ale jak Ludmiła mogła ci to zrobić?! To moja wina, gdybym cię nie zostawił, tylko odprowadził do końca...
- Nie obwiniaj się, to nie twoja wina. Musiałeś wracać do domu. A co się z nią stało?
- Z kim? - zapytał zdziwiony.
- Z Ludmiłą - odparłam.
- Została złapana. Przyznała się do winy, mówiąc, że to z miłości. Uznali, że nie jest zagrożeniem dla społeczeństwa, ale i tak na wszelki wypadek wysłali ją na kilka miesięcy psychiatryka, gdzie będzie pod stałą obserwacją - wyjaśnił.
Ludmiła w psychiatryku... Tak szczerze, to się nawet z tego cieszę. Przez najbliższe parę miesięcy jej nie zobaczę.
Nagle chłopak się zarumienił.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Mam do ciebie takie jedno pytanie.
- Tak? - zachęciłam go.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał, wstrzymując oddech.
- Z wielką chęcią.
- Wiedziałem... - smutny już chciał wyjść, ale w ostatniej chwili się opamiętał. - Co ty powiedziałaś?
- Tak - zaśmiałam się. - Zostanę twoją dziewczyną.
Uradowany szybko podbiegł do mojego łóżka, nachylił się nade mną i złożył na moich ustach czuły pocałunek. Pomimo tego, iż znajdowałam się w szpitalu cała posiniaczona i obolała, czułam się jak najszczęśliwsza dziewczyna na ziemi.